BLACK SABBATH - DEHUMANIZER
: 19-11-2023, 23:03
"Najcięższa płyta Black Sabbath" - tak ją reklamują. W sumie można się zgodzić, przynajmniej brzmieniowo. Kiedy pierwszy raz ją usłyszałem, to nie wierzyłem własnym uszom- pierwsze takty Computer God, z tymi perkusyjnymi ciosami i gitarą Tony'ego - to było coś innego, coś co stało w zupełnej sprzeczności z kilkoma, nie ukrywajmy, lajtowymi płytami BS z końcówki lat 80. Normalnie, "betoniara", aż kości gruchotało...Żeby było śmieszniej, za produkcję tej płyty odpowiada nie kto inny jak niejaki Mack, gość od kilku płyt Queen z lat 80, raczej nie z kanonu...A potem było jeszcze lepiej - After all, z tym nawiedzonym riffem, jakby granym na wiolonczeli i z Dio, który brzmi znacznie bardziej złowieszczo niż na innych płytach z jego udziałem. Właściwie większość utworów trzyma wysoki poziom, kapitalnie brzmi zamykający płytę Buried Alive z riffem którego nie powstydziłaby się Pantera.
Płyta brzmi jak monolit wyciosany z kamienia, ołowiu i stali, nawet ballada Too Late, ma sztangowe wejścia...Niektórzy nawet narzekali i ciągle narzekają na jej ciężar i rzekomą monotonię - co jest absurdem, bo akurat BS POWINIEN brzmieć ciężko, w końcu to jest prekursor tego typu grania. Płyta nie była bestsellerem, ale ponoć sprzedała się lepiej niż kilka ostatnich płyt Sabbath razem wziętych. A co było potem? Jak zwykle, Dio poszedł w pizdu, bo nie chciał być kwiatuszkiem do kożucha Ozziego, który zwąchał się z byłymi kolegami, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Wrócił Tony Martin, z którym nagrano przyzwoity Cross Purposes i mocno przeciętny Forbidden, żeby znowu kontynuować telenowelę z Osbournem i ostatecznie zejść się znowu z Małym Rycerzem pod szyldem Heaven and Hell...
Warto odkurzyć tę płytę, bo ma w sobie spory potencjał i kilka sztosów w postaci np. takiego "I" - jeden z moich ulubionych kawałków BS ever.
Klasa i klasyka jednocześnie,