Dziś koncert / Inqisition, Demonical
Dziś koncert / Inqisition, Demonical

Relacje z koncertów



Najnowsza recenzja

Sovereign

Altered Realities
Co za debiut! Jestem absolutnie zauroczony tym co zaserwowała ta norweska ekipa i absolutnie nie dziwię się, że Dark Descent nie zwlekała z kontraktem. Dotychczasowe doświadczenie muzyków Sovereign w takich kapelach jak m.in. Nocturnal Breed, czy Execration na pewno pozwala oczekiwać kompozycji powyżej średniej ligowej, ale ten materiał dostarcza wszystkiego tego, czego zawsze oczekiwal...





Brodequin

Harbinger of Woe
Niczym notoryczny morderca, który w ekstatycznym transie opowiada śledczym o tym, co w momentach szaleństwa robił z dziesiątkami swoich ofiar, tak Brodequin postanowili opowiedzieć nam po 20 latach o swoich nieludzkich praktykach z pierwszych trzech płyt - utrzymywania ofiar na krawędzi agonii w przerażającej pokucie tortur zgniatania, wyrywania, wbijania i rozrywania, ale teraz nadając...





Deamoniac

Visions of the Nightside
Trzeci album włoskiej death metalowej ekipy złożonej z byłych muzyków nieco bardziej znanego wszystkim Horrid. Tutaj, zafascynowani starą Szwecją oddają się całkiem przyjemnemu, brutalnemu mieleniu w bardzo surowej oprawie brzmieniowej (chyba nawet bez masteringu) co powinno przypaść do gustu wielbicielom nie tylko Nihilist, Carnage, czy wiadomo-którego-Crematory, ale też Nominon, Ka...





Morbid Sacrifice

Ceremonial Blood Worship
Drugi album włoskich podziemniaków, których jaskiniowy black/death metal zauroczy każdego, kto pluje na krzyż i tańczy przy wczesnych piosenkach Archgoat, Hellhammer, Nunslaughter, Grave Desecrator, peruwiańskiego Mortem, Sathanas, czy choćby naszego Throneum. Nowy materiał, podobnie jak dotychczasowe tego zespołu, pozbawiony jest partii solowych i brzmi prawie jak koncertówka z głębo...





  • Megadeth, Evile - 3 III 2008, Rohstofflager, Zürich

    2008-03-10
    Jedyny koncert w Szwajcarii na tej trasie Megadeth został doszczętnie wyprzedany. Choć jeszcze na dwa dni przed koncertem można było na stronie klubu zarezerwować wejściówkę, z czego na szczęście skorzystał piszący te słowa. Poszło podobno 900 biletów. Plus akredytacje, darmowe wejścia itp., śmiałym gwizdem tysiąc ciał zapakowało się do lokalu. Rohstofflager to w pełni profesjonalny duży klub koncertowy. Nieco mniejszy niż hala Z7 w Pratteln ale większy niż Schüür w Lucernie i posiadający coś, czego nie mają dwa poprzednie - duży balkon dla publiki na tyłach, gęsto zresztą zapełniony tego wieczoru.

    50 franciszków za wjazd, czyli nieco ponad 100 złociszy, to prawie miejscówka stojąca Metalmanię. Idąc jednak po raz pierwszy na koncert tej legendy thrash metalu, której kaset pryszczata gęba nastolatka słuchała przed prawie dwoma dekadami, kasa nie gra roli.



    Punktualnie co do minuty, o 20:00 swój koncert rozpoczął rozgrzewający Evile. Rozgrzał, a nawet przegrzał... O kapeli wiedziałem dokładnie nic. To jest jednak właśnie ta frajda. Przychodzi się na koncert zupełnie nieświadomym, zbiera się przeokrutne lanie a mimo to, po pozbieraniu zębów z podłogi, uśmiech od ucha do ucha. Czysty, świeży, szybki, bardzo energetyczny i koncertowy THRASH. To ktoś tak jeszcze gra?! Oczywiste fundamenty starego Slayer, Metallica czy Sepultura wrzucono tu we własne aranżacje. Można by rzec, że wyciągnięto esencję z tytanów gatunku i skomponowano kawałki specjalnie pod koncerty. A do występów na żywo Evile jest przygotowany pierwszorzędnie. Z tych kolesi tryskała energia i radocha grania. Nawet łepetynami machali jak starzy thrashersi, tak potrząsając grzywami, bez młynków, he, he... Słuchając ich jedynego jak dotąd albumu Enter the Grave cieszę się, że miałem okazję poznać tę kapelę właśnie na koncercie. Ten album, choć dobrze wyprodukowany, jest zaledwie namiastką tego, co Evile daje z siebie na scenie. Samo ich brzmienie robi swoje, m.in. kilkukrotnie silniejszy bas i perkusja. Choć już na Evile sala była w większości zapełniona, to publika była jeszcze raczej nieruchawa. Za to po każdym kawałku ci czterej Brytyjczycy zbierali brawa. Przypuszczam, że takich pierwszych razów z Evile miało więcej osób na sali. Po 40 minutach zeszli ze sceny, wyraźnie zadowoleni. Zdecydowanie warto ich zobaczyć!



    Nieco ponad pół godziny trwała przerwa po Evile. Kurtyna w górę... odsłoniono potężny ramowy zestaw perkusyjny, bajerancko pomalowany i ustawiony na wysokim metalowym podeście, który razem z perkusją tworzył tak na oko ponad 3 metrową całość. Krótkie intro i jazda. Pierwsze wrażenie dość dziwne, jakoś niemrawo, wokal Mustaina jakiś nieforemny. Rzut oka na na wiekowe oblicza jego i blondwłosego basisty. Cholera, dziadki na emeryturze... Po ultraenargetycznym uderzeniu Evile, gdzie od pierwszego do ostatniego numeru był ogień, początek Megadeth wypadł, co tu się oszukiwać, nieco blado. Powoli jednak ta lokomotywa zaczęła się rozpędzać i gdzieś od 3-4 utworu - Skin O’my Teeth i Hangar 18 - wszystko było jak należy. Energia zaczęła płynąć ze sceny. Stare szlagiery z Rust in Peace i Countdown to Extinction zrobiły swoje. Nie było jednak tak, że przy starych kawałkach ogień, a przy nowych martwo. Przykładem może być Washington is Next, który bardzo dobrze sprawdza się w wersji live.



    Pod sceną praktycznie przez cały koncert młynek, co w tym alpejskim kraju nie zdarza się często. Przy Symphony of Destruction kotłująca się masa ledwo mieściła się między ścianami. Megadeth nawiązał dobry kontakt z publiką, reagującą owacyjnie bez względu na to co zagrali i śpiewającą razem z zespołem. Koleś stojący obok mnie odśpiewał m.in. cały Peace sells... Mimo tej masy ludzi, przy À Tout Le Monde dało się odczuć tą bliską więź muzyki pomiędzy fanami i zespołem, tworzącą wręcz kameralny klimat.



    Sporo ruchu także na scenie, takiej heavymetalowej choreografii scenicznej. Dopiero na żywo widać ile zaangażowania wkłada Dave Mustain w ten swój charakterystyczny sposób śpiewania. Momentami jednak czuć te wszystkie lata na gardle "Rudego". Chórki m.in. w Take No Prisoners należały do basisty Jamesa Lomenzo i gitarzysty Chrisa Brodericka. Ten ostatni grał zresztą znakomicie większość solówek, m.in. tą przepiękną w Tornado of Souls - cud, miód i majstersztyk..



    Po godzinie grania dłuższa chwila przerwy i ok. 20 minutowe bisy. Jako ostatni poleciał... Holy Wars! Trudno zresztą o lepsze zwieńczenie takiego koncertu. Słysząc ten klasyk sprzed prawie dwudziestu laty aż gały zwilgotniały. Kapitalnie odegrany. Porównując ostatni i pierwszy utwór tego koncertu, grały je niemal dwa różne zespoły. Po zejściu ze sceny fani dłuższy czas skandowali nazwę. Wyszli jeszcze raz... aby kilkukrotnie pokłonić się publice, podziękować za świetne przyjęcie i... rozrzucić kostki do gitary :).
    W takiej formie koncertowej Megadeth będzie niewątpliwie godnym ukoronowaniem tegorocznej Metalmanii.



    tekst i zdjęcia: Grzegorz Piątkowski

    Dodał: Olo
    Źródło: Grzegorz Piątkowski

Najnowsza recenzja

Sovereign

Altered Realities
Co za debiut! Jestem absolutnie zauroczony tym co zaserwowała ta norweska ekipa i absolutnie nie dziwię się, że Dark Descent nie zwlekała z kontraktem. Dotychczasowe doświadczenie muzyków Sover...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...