Dziś koncert / Inqisition, Demonical
Dziś koncert / Inqisition, Demonical

Najnowsze recenzje

  • Mephorash - "1557 - Rites of Nullification"

    2015 / 3cd
    Odium Records
    Sweden
    Mephorash - 1557 - Rites of Nullification Mephorash to doskonały przykład zespołu, dla którego należy natychmiast odkurzyć termin ‘dark metal’, który ostatnimi laty wydaje się zaniknąć. Na “1557…” dostajemy pełen wachlarz charakterystycznych elementów tego gatunku - wzniosły, dostojny klimat, przewaga średnich temp, mocno podkreślone klawisze, ale bez przesadzonych, symfonicznych ambicji, transowe melodie, dark ambientalne wstrzymania i natchnione/nawiedzone wokale. Jak na Szwecję - brzmi to wyjątkowo ciepło, klimatycznie i pompatycznie - wręcz południowo-europejsko - ze wskazaniem na rejony greckie. Muzyka w kulminacyjnych momentach zagęszcza się, bębny intensyfikują do wciągających nawałnic i wtedy w muzyce Mephorash uwalniane są największe pokłady mrocznej, energetycznej siły. Bez nachalnego machania kadzidłem, ale z pasją i z wyrafinowanym wyczuciem formy udało się zatem Szwedom stworzyć materiał zróżnicowany w swoich mroczno-rytualnych aspektach, spójny klimatycznie i zapadający w pamięć już od pierwszego kontaktu. W zeszłym roku Nebiros (były gardłowy Ofermod i Malign) zdecydował się zostać ich drugim frontmanem i ci, którzy jeszcze nie mieli styczności z “1557…” mogą potraktować ten fakt jako dodatkowe świadectwo nowej jakości tego zespołu.

    mephorash.bandcamp.com
    www.facebook.com/Chaliceofthagirion
    mephorash.wix.com/mephorash
    www.odiumrex.com
    odiumrecords.bandcamp.com
    www.facebook.com/OdiumRexOlo / 7Posłuchaj / oglądaj
  • Bodyfarm - "Battle Breed"

    2015 / 3cd
    Cyclone Empire
    Netherlands
    Bodyfarm - Battle Breed O ile drugi album Bodyfarm był mocnym krokiem w przód w stosunku do debiutu, o tyle na trzecim z kolei “Battle Breed” Holendrzy umacniają już tylko obraną wcześniej, bezpieczną i sprawdzoną przez wielu tuzów sceny strategię, serwując ciężki, motoryczny death metal - tradycyjny w swej istocie, ale równocześnie wyprodukowany z współczesną siłą rażenia. Pracująca głównie w średnich tempach, brutalna i ciężka machina z chwytliwymi melodiami, twardymi sprężynami basu i militarnymi odniesieniami przywodzi nieodzownie na myśl ich lokalnych ziomali z Hail Of Bullets, czy też bardziej współczesne oblicza Thanatos, Morgoth albo Asphyx (gościnnie mamy tu w otwierającym numerze nawet wokalistę, który udzielał się w prawie wszystkich wymienionych kapelach - o kim mowa, to chyba wszyscy wiedzą). Kolejne riffy spadają niczym masywne ostrze topora, precyzyjnie ścinającego karki trzepiących dyniami słuchaczy, pracujące równo centrale powodują, że wciskasz mocniej pedał gazu w swoim czołgu, a melodie malują krwawe pejzaże wojennego pobojowiska. Mimo przewidywalnego charakteru, utwory te mają swój urok. Słucha się tego z mamoniowym zadowoleniem i bez poczucia straconego czasu - zabrzmiało to może trochę jak relacja z oglądania pornosa, ale zapewniam, że przyjemność trwa dłużej niż tylko do pierwszej ostrej sceny.

    www.facebook.com/pages/Bodyfarm/107945989258106
    www.bodyfarmdeathmetal.com
    www.cyclone-empire.comOlo / 7,5Posłuchaj / oglądaj
  • Epitome - "AutoeROTicism / Engulf The Decrepitude"

    2015 / compil. CD
    Deformeathing Production
    Poland
    Epitome - AutoeROTicism / Engulf The Decrepitude Południowowschodnia Polska, lata dziewięćdziesiąte, Rzeszów traktowany przez południowców jako nieformalna stolica regionu, położony u podnóża Bieszczad Sanok, gdzie mieściło się studio nagrań "Manek"... Te i wiele innych wspomnień przywołała mi recenzowana tu reedycja demówek rzeszowskiego Epitome. Oprócz wspomnień pozostała muzyka, która w przypadku Epitome zaskakująco dobrze broni się po latach i brzmi zdumiewająco anty-anachronicznie. Metaliczny, zimny, gwałtowny grind plus kapitalnie korespondująca z nim szpitalno/medyczno/obskurna otoczka, towarzysząca zarówno wizerunkowi kapeli jak i grafikom zdobiącym wydawnictwo. Szczególnie na "Autoe'ROT'icism", które stanowi gwóźdź programu, rzeszowiacy dalecy są od ślepego naśladownictwa i podążania utartymi ścieżkami. Mechaniczne riffy, równie nieludzka praca sekcji rytmicznej, a na dokładkę poupychane w kilku miejscach sample i inne dziwne odgłosy. W takim "Adrenalin Vitamine" mój styrany aparat słuchowy zarejestrował popierdywanie na źdźble trawy. Przykład ewidentnie świadczący o specyficznym i mocno zdystansowanym podejściu muzyków do własnej twórczości jak i do otaczającej rzeczywistości. Zresztą przywołany powyżej utwór to także najbardziej dobitny dowód na dalekie od schematyzmu podejście kapeli do tematyki grindcora. Oczywiste nawiązania do Voivod w kontekście schizoidalnego piłowania gitarzysty tylko pogłębiają wrażenie przeszywającego, nieludzkiego chłodu. Wtłoczone na dysk w charakterze bonusa debiutanckie demo "Engulf The Decrepitude" nie prezentuje się co prawda równie okazale i charakterystycznie jak zarejestrowane cztery lata później "Autoe'ROT'icism", lecz niezaprzeczalnie mamy do czynienia z dobrym, bezboleśnie przyswajalnym grindcorem. Wypada nadmienić, że płycie towarzyszy efektowna oprawa graficzna. Booklet zawiera nie tylko niezbędne informacje pokroju: kto, z kim i dlaczego. Każdemu z utworów towarzyszy odrębna, w kilku przypadkach bardzo sugestywna grafika. Nic tylko biczować się wynaturzonym grindcorem w wersji Epitome i równocześnie kaleczyć ślepia załączonymi obrazami. Pyszne wydawnictwo, nie tylko dla fono archeologów i innych sentymentalistów.

    www.facebook.com/pages/Epitome/278439555601750
    deformeathing.comRobert Jurkiewicz / 8
  • I Chaos - "Masterbleeder"

    2015 / 2cd
    Raped in the Face Records
    Netherlands
    I Chaos - Masterbleeder Słuchając “Masterbleeder” mam ochotę oddać chłopakom z I Chaos swój samochód do serwisu. Do bólu solidni fachowi, obcykani w nowoczesnych technologiach i zapieprzający jak w zegarku. Nie ma tu mowy o jakiejkolwiek prowizorce i improwizacji - wszystko jest podręcznikowo wręcz idealne i zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. Sieczkarnia blastów pracuje precyzyjnie i czysto jak pedantycznie zadbany silnik ze świeżo zmienionych olejem, układ hamulcowy wzorowo zwalnia całą tą maszynerię na szykanach, a serpentyny melodyjnych solówek trzymają się ściśle skal modalnych bez żadnych atonalnych wycieków. Nawet brud, jeżeli w ogóle ma się pojawić, to tylko w postaci sztucznej stylizacji - naklejki na masce, której położenie zaprojektował wcześniej grafik. Niestety, death metal to nie usługi serwisowe i bez dozy szaleństwa, spontanu, urwanego wahacza i ujebanej tapicerki wychodzi z tego tylko jego wychuchana karykatura. Nawet, jeżeli tak jak w przypadku I Chaos, jest to death metal techniczny i wymagający pewnego poukładania to jednak to trzymanie się bezpiecznych, oklepanych formuł brzmi tutaj jak produkt z death metalowej szkółki instruktażowej. Brak pomysłu na swój indywidualny charakter, cyzelowana produkcja, źle pojęty profesjonalizm doprowadziły do tego, że muzyka I Chaos stała się absolutnym zaprzeczeniem obranego szyldu. Większa część składu I Chaos od niedawna stanowi trzon składu znacznie bardziej utytułowanego Dew-Scented, wobec którego zawsze miałem identyczne zastrzeżenia i których tworczość zawsze kojarzyła mi się z przeprodukowaną sztampą. Tak samo jest i tutaj - zamiast spotkania z krwiożerczą bestią dostajemy preparowaną kukłę, która tylko na pierwszy rzut oka wygląda jak prawdziwa - po chwili zdajemy sobie jednak doskonale sprawę, że żadnej krzywdy nam nie zrobi.

    www.facebook.com/ichaosnl
    ichaos.nl
    www.ritf-records.comOlo / 5Posłuchaj / oglądaj
  • Odraza - "Kir"

    2015 / CD
    Arachnophobia Records
    Poland
    Odraza - Kir Odraza o zaskakująco mało odrażającym obliczu. Wielbiciele swądu tanich fajek, podłego alkoholu, black metalu no i obwisłych cycków mogą poczuć się zdezorientowani. Ja sam, gdy usłyszałem że Odraza wypuszcza płytę live spodziewałem się kilku utworów z debiutu, być może lekko przearanżowanych i okraszonych koncertowym brzmieniem. Tymczasem krakowski duet zaskoczył mnie totalnie. „Kir” w najmniejszym stopniu nie przystaje do standardowego albumu koncertowego. Owszem, kapela zarejestrowała dwudziestominutowy materiał w dużej mierze na żywo, lecz okoliczności w jakich to wydarzenie miało miejsce oraz wymowa prezentowanego utworu są bez dwóch zdań nietuzinkowe. Stawrogin, Priest oraz ich dwóch kolegów występujących w charakterze muzyków sesyjnych wystąpili w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa. Na tą okoliczność powstał opisywany tu utwór, który pełnił rolę oprawy dźwiękowej do obrazu filmowego emitowanego podczas występu zespołu. Nie byłem uczestnikiem tego wydarzenia, więc z tym większym entuzjazmem mogę stwierdzić, że muzyka autorstwa Odrazy doskonale broni się solo, bez dodatkowych wizualnych bodźców. Kapeli udała się, myślę niełatwa, sztuka stworzenia muzyki, która choć musiała zostać podporządkowana pewnej konwencji, to sama w sobie stanowi odrębny, autonomiczny byt. Powstała muzyka niezwykle sugestywna, nie trzeba bowiem szczególnie mocno wysilać wyobraźni by stworzyć własny spektakl bazujący na dźwiękach „Kir”. Wolno puszczane akordy, klawiszowe plamy, fajnie wyeksponowany bas, aktywny perkusista. Tyle. Gdzieś tam w trakcie utwór nabiera rozpędu, pojawiają się blasty, po chwili jednak wszystko wraca do normy i podąża dalej w nieśpiesznym rytmie. Nie powiedziałbym, że to co słyszę na „Kir” mnie niepokoi. Raczej pozostawia poczucie chłodu, alienacji. Jeśli przyjąć, że istota debiutanckiej płyty tkwiła gdzieś w zatęchłej spelunie, to „Kir” wyprowadza nas na spowitą bladym, marnym światłem ulicę. Wymarłą, zbrukaną pośniegowym błotem i totalnym zobojętnieniem. Mały gabarytowo kawałek bardzo okazałej muzyki.

    www.arachnophobia.pl
    www.facebook.com/arachnophobia.recordsRobert Jurkiewicz / 8,5Posłuchaj / oglądaj
  • Damnation - "Demo(n)s"

    2015 / compil. CD
    Witching Hour Productions
    Poland
    Damnation - Demo(n)s Bart z Witching Hour Productions zasłużył, aby za tą już za samą ideę reedycji materiałów Damnation odebrać jakiegoś Fryderyka, Wiktora, Oskara, czy innego złotego cielca. Nie jestem jednak przewodniczącym żadnej kapituły więc pozostaje mi tylko tworzyć laurki pochwalne w skrawku wirtualnej rzeczywistości. Reedytowane już jakiś czas temu przez Time Before Time materiały demo Damnation to, obok demówek m.in. Betrayer (“Necronomical...”), Armageddon, Convent, czołówka tej flanki wczesnego polskiego death metalu, która oddawała hołd religijnie podówczas traktowanym Morbid Angel i Deicide. Złowrogo wwiercające się gitary, demoniczny wyziew-growl, podkreślające klimat mistyczne intra, do tego ogólny wizerunek zespołu jako ponurych zabijaków odwracających wielkie krucyfiksy. Dla nastoletnich w większości fanów wychowywanych w rodzinnym teatrzyku katolicyzmu były to prawdziwie piekielne hordy, które swoim hałasem zasiewały ziarno antyreligijnego buntu i pogardy dla fałszywej moralności. Damnation wyróżniał się już od samego początku świetnym warsztatem - doskonałą pracą gitar, pokrętnymi, apokaliptycznymi solami i nad wyraz sprawnie pracującą sekcją - a wszystkie te elementy doprowadzali później, z wydawnictwa na wydawnictwo do coraz większej perfekcji. Brzmienie studia Warrior może się wydawać dziś straszną surówką, ale w pierwszej połowie lat 90-tych o sesji w nim marzył każdy garażowy szarpidrut, dla którego jedyną opcją było zazwyczaj nagrywanie na jakimś czterośladzie w lokalnym domu kultury, z panem Mietkiem za konsolą, który doświadczenie inżyniera dźwięku zdobywał na jasełkach i urzędowych uroczystościach. Dziś wszystko jest na wyciągnięcie ręki - za o wiele mniejsze pieniądze i bez upraszania się o czyjąkolwiek łaskę. Tylko liczba zespołów pokroju Damnation jakoś proporcjonalnie nie wzrosła. I jeszcze słówko o samej formie reedycji - szału nie ma - dostajemy biedną rozkładaną wkładkę ze zlepkiem starych (i raczej znanych) zdjęć i flyerów w środku. Żadnych wspominkowych notek, biografii, tekstów. Można się było pokusić o nieco ambitniejsze podejście do tematu, ale oczywiście w przypadku tego zespołu sama muzyka rekompensuje wszelkie niedociągnięcia jej opakowania.

    witchinghour.pl
    store.witchinghour.pl
    www.facebook.com/witchinghourprodsOlo / 8
  • Vacivus - "Rite of Ascension"

    2015 / mcd
    Hellthrasher Productions
    UK
    Vacivus - Rite of Ascension Nie ma to jak poleżeć sobie w grobie. Pewnie, że ciemno, zimno, wilgotno i niezbyt komfortowo, ale o to przecież w tym całym death metalu chodzi, czyż nie? W zasadzie ciężko mi sobie wyobrazić tą muzykę w lepszej odsłonie. Vacivus gra tak, by nikt, komu bliski jest Incantation, Dead Congregation, czy też Necros Christos nie odszedł z kwitkiem. A może inaczej. Vacivus gra tak jak ma ochotę, zaś każdy fan grobowego, nieco chaotycznego death metalu na pewno będzie kontent. Celowo użyłem zwrotu "nieco", bowiem utwory zebrane na "Rite of Ascension" mają mimo wszystko stosunkowo uporządkowany charakter. Owszem, gdy kapela przyspiesza, to nie ma zmiłuj. Wartki strumień głośnych, kąsających dźwięków pieni się i kotłuje, że głowa mała. Takie gwałtowne i z trudem kiełzane zrywy mają rzecz jasna swój pierwotny, jaskiniowy urok. Nie mniej atrakcyjnie dla ucha brzmią liczne grobowe, chwilami rytualnie zapętlone zwolnienia. Wrażenie uczestnictwa w obrządku o nie do końca jasnych przesłankach pogłębia jeszcze pogłos nałożony na wokal oraz obezwładniający puls doskonale wyeksponowanego basu. Kapela rozpręża się jedynie w "Ageless, Nameless", gdzie pobrzmiewają dość głośne echa melodyki opatentowanej przez Bolt Thrower. Wspomnieć muszę jeszcze o kapitalnym gitarowym solo wieńczącym "Rite of Ascension". Można odnieść wrażenie, że oto czarcią melodyką czaruje nas sam Robert Vigna. Nota biograficzna milczy na temat udziału muzyka Immolation w sesji "Rite of Ascension", więc należy domniemywać, że to jeden z gitarzystów Vacivus tak sugestywnie i niebezpiecznie zwodzicielsko miota się po gryfie. Płytę wieńczy hipnotyzujący mszalny zaśpiew rozbrzmiewający na tle miarowego riffu i sprzęgających gitar. Trudno o lepsze zakończenie dla tej ziejącej zatęchłą kryptą płyty.

    www.facebook.com/vacivus
    vacivus.bandcamp.com
    www.hellthrasher.comRobert Jurkiewicz / 8Posłuchaj / oglądaj
  • In Twilight's Embrace - "The Grim Muse"

    2015 / 3cd
    Arachnophobia Records
    Poland
    In Twilight's Embrace - The Grim Muse Niby ze Szwecją dzieli nas tylko morze, na dodatek niewielkie, a kontynuatorów zamorskiego death metalu na polskim gruncie ze świecą szukać. In Twilight's Embrace to obok The Dead Goats przedstawiciele nielicznej rodzimej reprezentacji kapel bijących pokłony Szwedzkim klasykom. The Dead Goats uderzają w gwałtowniejszy, hałaśliwszy, bardziej bezpośredni sposób właściwy dla protoplastów tego charakterystycznego, zapiaszczonego brzmienia czyli Nihilist, niźli bohaterowie niniejszej recenzji. In Twilight's Embrace za wzorzec wybrało tą "inną" Szwecję. Stosunkowo długie, złożone utwory i całe tony gitarowych melodii. Inspiracje są oczywiście słyszalne i niezbyt trudne do zlokalizowania. Dissection, Necrophobic i At The Gates. Ta oto trójca nadaje ton "The Grim Muse". Nie będę owijał w bawełnę, propozycja In Twilight's Embrace bardzo przypadła mi do gustu. Szczególnie cenię sobie różnorodność, która jest chyba największym atutem "The Grim Muse". Szybkie, zwarte, jadowite motywy zgrabnie i co najważniejsze nierozerwalnie splecione są z partiami o wysokoprocentowej zawartości melodii i ślepo podążającej w ślad za nią melancholii. Oczywiście są utwory, w których szala przesuwa się na jedną, bądź drugą stronę, lecz to nie istotne. Najistotniejsze, że każda z kompozycji posiada to "coś", co pozostaje w świadomości na dłużej. Mnie najbardziej uwiodły te partie, które wiążąc w sobie wspomnianą powyżej zadziorność, nieugłaskaną melodykę oraz świetne, zacietrzewione wokalizy, przywodzą ze sobą autentyczny, nieprzerzedzony mrok. Ciary na ciele każdorazowo gwarantowane. Obecność znakomitych gości na "The Grim Muse" pomijam celowo. In Twilight's Embrace proponuje świetną płytę, która bez problemu obroniłaby się bez udziału takiego, czy innego Tomasa. Mamy początek 2016 roku. Nie słyszałem co prawda jeszcze wielu płyt z ubiegłego, lecz gdybym musiał naprędce zmontować swój top 2015, to "The Grim Muse" znalazła by się w czołówce.

    www.facebook.com/intwilightsembrace
    www.facebook.com/arachnophobiarecsRobert Jurkiewicz / 8,5Posłuchaj / oglądaj
  • Sathanas - "Worship the Devil"

    2015 / 9 cd
    Doomentia Records
    USA
    Sathanas - Worship the Devil Przedświąteczne porządki wymiotły na światło dziennie paczkę opisaną jako “super pilne, ważne!” - datowaną na początek 2015. Drżącymi rękoma wyciągałem z niej kolejne pozycje, a wśród nich - (już nie tak bardzo) nowy Sathanas. No cóż, o “Worship the Devil” nie mówiło się w tym roku zbyt wiele, pewnie na palcach jednej dłoni można policzyć osoby, które wymieniły tą pozycję w swoich lansiarskich rankingach i m-rocznych podsumowaniach. Brutalna prawda jest taka, że powolny, ale konsekwentny rozwój Sathanas nie przysparza im rzeszy nowych fanów, a raczej coraz większy szacunek dotychczasowych - tych, którzy doceniają fakt, że jest to jedna z tych ekip, która wciąż potrafi z old schoolowej esencji wycisnąć jeszcze kilka kropel świeżych soków. Odstawmy na bok całe to pierdolenie o wierności korzeniom, podziemiu i gatunkowej czystości. To wszystko prawda, ale najważniejsze jest, że Sathanas dostarczają po raz kolejny bardzo nośny album, na którym kult Złego ubrany jest w surowe, barbarzyńskie kompozycje. Ciężkie, potężnie tratujące riffy i miażdżąca bez wielkiego wyrafinowania sekcja rytmiczna to wciąż znaki firmowe Sathanas, ale da się zauważyć choćby większe wysmakowanie partii solowych, bardziej płynne struktury numerów, czy coraz szerszy wachlarz wokalnych możliwości Tuckera. Drapieżności tych kawałków nie uszczupliła nawet postprodukcja w Necromorbus - miejscu, wydawałoby się dosyć wątpliwym dla staroszkolnego death metalu, z drugiej jednak strony - zdecydowanie odpowiednim dla muzyki chwytliwej, napędzanej bardziej mocą gitar niż triggerowaną sieczkarnią bębnów. “Worship the Devil” rewolucji wielkiej w karierze Sathanas nie uczynił. Jak już wspomniałem wcześniej - stosunkowo wąskie grono dotychczasowych wielbicieli pewnie zbytnio się nie powiększyło, a sam zespół zdążył się już rozstać z Doomentia i znów szuka wydawcy na kolejny krążek. Ha, taki już los “tępawych, wsiowych, black/death metalowych troglodytów” - jak określił ich jakiś kuc liżąc sobie jajka przy Ulver.

    www.facebook.com/pages/SATHANAS/208915522880
    www.youtube.com/user/SathanasMetal
    www.facebook.com/DoomentiaRecords
    www.doomentia.comOlo / 8Posłuchaj / oglądaj
  • Imperial Triumphant - "Abyssal Gods"

    2015 / 2cd
    code666
    USA
    Imperial Triumphant - Abyssal Gods Imperial Triumphant to całkiem zdolni apologeci black metalowej rewolucji francuskiej, która przyniosła upadek porządku tonalnego w gatunku i wyniosła znaczenie aspektu mistycznego na wyższy poziom. Tego ostatniego właśnie nieco brakowało mi na poprzednich nagraniach tych Nowojorczyków, ale na “Abyssal Gods” odnosi się wrażenie, że już w pierwszych sekundach otwierających płytę, ktoś otwiera pod nami zapadnię i spadamy gwałtownie w mroczną otchłań pchani lawiną intensywnych, ocierających się o kakafonię dźwięków, podkręconych szaloną, psychodeliczną partią trąbki. Chwilę później już jesteśmy na dnie mrocznej doliny, gdzie Zło oddycha nam prosto w twarz, a zespół serwuje nam bardzo intensywne doświadczenia słuchowe z wyraźnymi kontrastami i godnym podziwu rozmachem aranżacyjnym. Z jednej strony Imperial Triumphant nie kładą nowych kamieni węgielnych pod odkrycia w sztuce muzycznego mroku, ale jednocześnie, ścieżki gitarowych dysonansów, po których nas prowadzą nie są zbiorem tanich sztuczek technicznych kuglarzy - czy inaczej - wykalkulowanym kamuflażem dla konceptualnej biedy. Jest to właśnie jedna z tych płyt, które odkrywają swoje metafizyczne zakamarki poddane nieco dłuższej kwarantannie odsłuchowej. Do której jądra trzeba docierać powoli, sukcesywnie przedzierając się przez kolejne zwoje paranoidalnych połączeń i cierpliwie składając abstrakcyjne puzzle. Z resztą, przypomnę - za IT stoją członkowie Pyrrhon, w którym zasłynęli z bardzo ciekawego i nietypowego podejścia do death metalu. Ich twórczość pod szyldem Imperial Triumphant jest równie nieprzewidywalna, wielowarstwowa i czerpiąca inspiracje z bardzo zróżnicowanych źródeł. Sami muzycy przyznają choćby, że poza DsO jarają się też np. Pendereckim i z powodzeniem (jak na zespół z metalowymi korzeniami) wkraczają też kilkukrotnie w rejony awangardowej klasyki - co moim zdaniem jest dla tego zespołu najbardziej obiecującą ścieżką rozwoju. Jeżeli uda im się jeszcze bardziej rozwinąć te niemetalowe elementy to ciemna, narkotyczna i najbardziej niebezpieczna część ich muzyki może tylko zyskać na sile i jakości.

    www.facebook.com/imperialtriumphant
    www.facebook.com/pages/Aural-Music/100820073310100
    www.auralmusic.com
    www.code666.netOlo / 8Posłuchaj / oglądaj
  • Undead - "Blood Enemy"

    2015 / 7" EP
    Self-financed
    Spain/UK
    Undead - Blood Enemy Hiszpańsko-brytyjski kwartet uraczył mnie swoim pierwszym materiałem w dyskografii i jestem pełen uznania. Wytłoczenie swojego debiutu własnym sumptem na winylu, w znakomitym wydaniu nie zdarza się tak często - nawet dziś, gdy dostęp do wszystkiego niby lepszy, ale przy braku sponsora wszyscy jednak wolą CDR z drukowaną wkładką, że nie wspomnę już o leniwym wrzuceniu swojej twórczości tylko do sieci. Najlepsza forma wydania nie ma jednak znaczenia, gdy nie idzie za nią jakość muzyki. W przypadku Undead - idzie jak najbardziej. Co tam idzie - zapierdala dziko w obskurnym, death/thrashowym obłędzie, na poziomie, o który nigdy nie podejrzewałbym zespołu o zaledwie dwuletnim stażu. Walące na kilometr szwedzką szkołą death/thrash riffy - zadziorne i brudne, ale z tendencją do ujmującej melodyjności, cuchnące padliną zwolnienia, żywy łomot zlanych potem i krwią bębnów, ziejący ognistym jadem wokal i wżynające się w mózg pokrętne solówki. Cisną się na usta porównania do Merciless, Maze Of Torment, Unpure, Suicidal Winds itp. - a to wszystko z bardzo mocnym piętnem Autopsy. Old school w swojej najmocniejszej odsłonie i w dodatku, ciekawostka - z babką w składzie. Całe szczęście niewiasta nie rwie się do mikrofonu (co rzadko muzyce z tych rejonów wychodzi na dobre), ale wdzięcznie szarpie sześć strun, najpewniej serwując sobie tym samym ekstremalny manicure. “Blood Enemy” to tylko 7” i tylko dwa utwory, ale mam nadzieję, że ktoś kumaty zainteresuję się szybko tą ekipą i na pełnoczasowy materiał nie trzeba będzie zbyt długo czekać.

    www.facebook.com/curseoftheundead
    www.curseoftheundead.comOlo / 7,5Posłuchaj / oglądaj
  • NunSlaughter / Brüdny Skürwiel

    2015 / split LP
    Fat Ass Records
    USA/Poland
    NunSlaughter / Brüdny Skürwiel - Domyślam się, że ten zestaw kolęd nieprzypadkowo ma swoją premierę tuż przed świętami. Z jednej strony Nunslaughter i ich show zarejestrowany podczas Obscene Extreme 2014, w trakcie którego zespół prezentuje dziewięć utworów. Set obejmuje same hity o wiele mówiących tytułach, jak choćby "I Hate Christians", "Emperor In Hell", czy też “Satanic Slut". Doprawdy trudno o lepszy inspirator choinkowego nastroju. Rozwodzić się nad twórczością Nunslaughter nie ma w tym przypadku większego sensu, warto jednak dodać że koncert Amerykanów został zarejestrowany w bardzo dobrych warunkach. Brzmienie jest czytelne, zespół zwyczajowo w bardzo dobrej kondycji, tak więc dobrze znane, firmowe, skoczne umpa umpa wchodzi bez przepitki. Stronę B wypełniają nasi krajanie zwący się w bardzo dosadny sposób. Jak wieść niesie, Brüdny Skürwiel zarejestrował osiem swoich kompozycji na żywo, w przeciągu jednego dnia, zaś samo zdarzenie miało miejsce w należącym do Nihila Czyściec Studio. Nie miałem dotychczas kontaktu z twórczością tej kapeli, choć charakterystyczna nazwa obiła mi się o uszy. Wystarczył jednak pierwszy utwór zwący się "Satanik Thrash" i wszystko stało się jasne. Energiczny, wulgarny thrash metal podbity histerycznym wokalem. Nie brak tu melodii, specyficznej zadziornej przebojowości, a z drugiej strony prześladuje mnie swąd tanich szlugów, woń przepoconej kanciapy, kwaśny posmak alkoholi z niższej półki. Bardzo sobie poważam taki thrash metal, zwłaszcza że kapela różnicuje tempa i nie waha się introdukować do swojej muzyki rock’n’rollowego feelingu. Zestaw nośnych, skocznych piosenek. W sam raz na święta.

    www.facebook.com/chujciwdupiechodzi
    www.facebook.com/NunSlaughterRobert Jurkiewicz / 8/7

Najnowsza recenzja

Sovereign

Altered Realities
Co za debiut! Jestem absolutnie zauroczony tym co zaserwowała ta norweska ekipa i absolutnie nie dziwię się, że Dark Descent nie zwlekała z kontraktem. Dotychczasowe doświadczenie muzyków Sover...





Najnowszy wywiad

Epitome

...co do saksofonu to był to przypadek całkowity. Bo idąc coś zjeść do miasta napotkaliśmy kolesia który na ulicy grał na saksofonie. Zagadałem do niego żeby nagrał nam jakieś partie i zgodził się. Oczywiście nie miał pojęcia na co się porwał, do tego komunikacja nie była najlepsza, bo okazał się być obywatelem Ukrainy i język polski nie był dobry albo w ogóle go nie było...