
NYCTOPHOBIC poznałem jakoś w drugiej połowie lat 90, przy okazji ich debiutanckiej "War Criminal Views", wydanej u nas na kasecie przez Mad Lion Records. Był to kawał fajnego, hiciarskiego grindcore'a po linii AGATHOCLES, ROT, TERRORIZER etc. Później jakoś straciłem ich z oczu i nawet nie wiedziałem za bardzo jak się potoczyły ich losy. Jak to często bywa, zespół się rozpadł, ale zdążył jeszcze nagrać drugi album, "Insects", który prezentuje się nieco inaczej niż debiut i w zasadzie idealnie trafia w moje muzyczne potrzeby A.D. 2015. Niesamowicie wkurwiony i totalnie negatywny grind/powerviolence/thrashcore, niemalże całkowicie pozbawiony przebojowości znanej z debiutu, przytłaczający ciężarem i zupełnie nieprzyjazny dla przypadkowego słuchacza. Są tu jakieś delikatne echa tych najbardziej mrocznych fragmentów twórczości Napalm Death (okolice "Fear, Emptiness, Despair) i ich pobocznych projektów (Meathook Seed, Blood From The Soul i może debiut Scorn), ale przede wszystkim mamy tu wciekły i klaustrofobiczny powerviolence/grind, brzmiący jak wspólny projekt wkurwionych na wszystko członków SPAZZ i EXCRUCIATING TERROR. Obrazu zniszczenia dopełniają godfleshowo-scornowy remix "Co(g) Existence" i ukryty na końcu płyty kower "Paranoid" wiadomo kogo. Płyta w sumie tylko dla muzycznych masochistów, ale jeśli ktoś szuka czegoś bardzo intensywnego i podlanego mocnym wkurwem, to polecam. Cała dyskografia do odsłuchu na ich bandcampie.
" onclick="window.open(this.href);return false;
Jeden numer na spróbowanie -
[youtube][/youtube]