
Australijska scena blackowa nie doczekała się jeszcze na Masterfulu tematu podobnego temu, dedykowanemu podziemiu w Szwecji czy Finlandii, gdzie Pesten i Prometheus przerzucają się polecankami wyziewów z undergroundu, dlatego zastanawiałem się gdzie to umieścić. Uznałem, że warto skrobnąć osobny temat, bo pomimo tego, że główna osnowa tekstu tyczyć się będzie zaledwie 20 minutowego materiału, i to w dodatku splitu, to band na dłuższą metę wart jest obserwacji.
Siberian Hell Sounds grają mieszankę blacku i grindcore. Szufladka raczej niepospolita, ale to nadal tylko szufladka. Muzycznie nie ma przebacz, to nie jest muzyka nastawiona na kontemplację zamglonych leśnych knieji albo odloty w kosmos i psychodelę. Goście stoją mocno na ziemi, łoją gwałtownie i z dużą intensywnością, raczej prosto (ale nie prostacko). Gdzieś na skrzyżowaniu furii wokalnej pierwszych Anaal Naathrakh, sopranowego riffowania DsO, "melodii" Dragged into Sunlight i wkurwu Nails. Brzmi ciekawie?
Jesli tak, to zapodajcie sobie ich połowę splitu z Convulsing- 20 minut naprawdę nietuzinkowego grania, mającego cos, czego coraz mniej w obecnej metalowej muzyce- własną tożsamość wylewającą się z tygla inspiracji. To jeden długi wałek, w którym sporo się dzieje, więc zapomnijcie o nudzie.
[youtube][/youtube]
Dla chcących więcej polecam jeszcze ich EP'kę z 2016, Svengali. Bardziej klasycznie w stronę grindcore, z krótszymi wałkami, może nieco mniej ciekawie niż na najnowszej produkcji, ale nadal z zębem i werwą.
[youtube][/youtube]