
Jestem bardzo sceptyczny wobec jednoosobowych projektów, lecz czasami robię wyjątek, a w przypadku Stenched jestem ich entuzjastą. Zeszłoroczne demo było znakomitą przystawką, przygotowaną przez Meksykanina, więc szykowałem się – zgodnie z zapowiedziami – na niezły obiad w postaci pierwszego albumu. Otrzymałem takie danie, że niemal porzygałem się z radości. To co smakowało najbardziej to gitarowe frazy, znane chociażby z twórczości nieodżałowanego Cerebral Rot. Tutaj zostały one rozbudowane i pieszczą uszy, budując chory klimat tej płyty. Dodałbym do tego skojarzenie z melodyjnymi zagrywkami rodaków pana Adriana (twórca Stenched) z Disgorge i np. motyw z utworu „Raise the Pestilence” z albumu „Necrholocaust”. W ogóle promienie goregrind częściowo padają na te 8 utworów i nie chodzi wyłącznie o ich tytuły, ale o chorobę, która czai się tutaj między instrumentami. Wokal jest ciężki i głęboki w fińskim stylu, co oczywiście znakomicie współgra z powyższym, ale – jak na mój gust – został nagrany odrobinę za cicho. Poza tym produkcja jest kolejnym atutem „ Purulence Gushing from the Coffin”. Trzeba przyznać, że Meksykanin jest całkiem sprawnym perkusistą, nie nagrał bębnów na jedno kopyto i zarejestrował te partie w naturalny i analogowy sposób. W czasach epidemii automatów perkusyjnych i syntetycznych brzmień należy uznać to za akt szacunku dla wymagającego słuchacza.
Gdyby ktoś planował zakup CD to ostrzegam, że jest on wydany jak demo sprzed ponad 30 lat. Licha książeczka, kiepski papier, brak tekstów. Dla mnie rewelacja.