Ps. Nie jest tak patetycznie jak na poprzednich płytach. Takie mam wrażenie. Więcej muzyki, a mniej napinania mięśni.
Gdyby nie ten infantylny tytuł płyty było by trochę lepiej

Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
tak właśnie jest. kebab w bucemasterful pisze: ↑10-05-2025, 11:59Od Satanist wszystkie płyty są dla mnie jak kebab. Nawet smakuje, ale szybko wylatuje i niewiele po tym zostaje. Wszystko jakoś brzmi tak samo — jakby odrzuty z jednej sesji. Testuję ten album. Zobaczymy.
A co do wieku ich publiki — jak będą kiedyś w Warszawie, wezmę nastoletnie córki swojej nie-żony, żeby zasiać dodatkowe ziarno zła. Na razie kiełkuje, ale trzeba dolać smoły. ᕦ(ツ)ᕤ
Co ciekawe z ILYAYD miałem tak, że na początku nawet mi się podobała. Ale im więcej jej słuchałem tym bardziej dochodziła do mnie jej odpustowość, właśnie w kontekście tych dodatków z dupy. I powiem tak, tam są naprawdę dobre kawałki jak Wolves ov Siberia czy Bartzabel, ale większość płyty to jakieś wypełniacze, napinanie mięśni, które okazują się wypełnione syntholem. Co ciekawe, ja właśnie odbieram Opvs Contra Natvram jako płytę bardziej wyluzowaną, taką zrobioną bez spinki, choć przeciętną do bólu, to i tak zdecydowanie częściej do niej wracam i nie mam wyraźnej do niej niechęci. Tak czy siak, "The Shit of God" i tak z tych trzech ostatnich jest najlepsza, bez dwóch zdań. Ale nie oszukujmy się, to jest w porywach płyta dobra i nic więcej.Anzhelmoo pisze: ↑10-05-2025, 15:13Ciekawa opinia. Zgodze się, że są ozdobniki, ale moim zdaniem mają swój urok. Natomiast jak odpalilem Opvs po raz pierwszy to się zalamałem. Wiedziałem, że to nie będzie arcydzieło, ale tak generycznego albumu zespołu tej ligi to dawno nie słuchałem, nawet Behemoth o to nie podejrzewałem. Na ILYAYD był jakiś naturalny luz, rozwinięcie pomysłów, których może na Satanist nie wypadało wrzucić i ja to szanuję na swój sposób (choć rzeczywiście może moje porównanie do Sat. nieco na wyrost). Za to Opvs miałem wrazenie, że jest AI generated. Niby wszystko tak jak zawsze, ale w głowie mi zostało niewiele. Wszystko takie jakby na odwal, poza małymi wyjątkami.nicram pisze: ↑10-05-2025, 08:59Może dlatego, że obie płyty są przeciętne/słabe? I ja osobiście znacznie wyżej sobie cenię Opvs Contra Natvram niż ILYAYD, która ze swoją ornamentyką, niepotrzebnymi ozdobnikami i złotem Bizancjum jest po prostu żałosna. Nie wiem jak można ją stawiać powyżej The Satanist. Nie pojęte jest to dla mnie. Opvs Contra Natvram jak i The Shit of God są choćby pod tym względem znacznie lepsze.Anzhelmoo pisze: ↑09-05-2025, 23:03Nowej płyty jeszcze do końca nie przesłuchałem, ale jedna uwaga - czemu dwie ostatnie są wrzucane do jednego wora? Okej, ostatnia (już przedostatnia) jest kiepska, ale ILAYD naprawdę jest udana, osobiście nie wiem, czy nie stawiam jej ponad Satanist. Konwencja podobna, ale jest też coś nowego i nie brzmi to jak odrzuty.
Nowy album już odsłuchałem i dużo lepszy. No i na ten moment powiedziałbym, że to podobny poziom co ILYAYD, za to dużo wyższy niż Opvs
Dla mnie to pierwszy album od Evangelion który z przyjemnością słucham od Ą do Źbackslifer pisze: ↑14-05-2025, 08:20Ciezko mi bylo to domeczyc do konca, ale ja ogolnie za Behemothem nie przepadam. Muzycznie jest momentami naprawde dobrze, ale ten nasterydowany silowy wokal jest dla mnie nie do strawienia.
Chyba podobnie. Na razie wyżej od "The Satanist". Nie chce przesądzać, bo ich kilka ostatnich albumów wypaliło się u mnie szybko jak fajerwerki, ale do tego na razie wracam i każdy kawałek mniej lub bardziej ok, z wyjątkiem tytułowego który zawsze skipuje.masterful pisze: ↑14-05-2025, 09:26Dla mnie to pierwszy album od Evangelion który z przyjemnością słucham od Ą do Źbackslifer pisze: ↑14-05-2025, 08:20Ciezko mi bylo to domeczyc do konca, ale ja ogolnie za Behemothem nie przepadam. Muzycznie jest momentami naprawde dobrze, ale ten nasterydowany silowy wokal jest dla mnie nie do strawienia.