
Jedno z moich największych odkryć, choć pamiętam, że jak płyta wychodziła to na Interii ktoś coś o niej wspominał...ale było to lata świetlne temu. Jak wskazuje tytuł - płyta jest hołdem dla zespołu DISMEMBER, natomiast trybut ten jest w swym zamyśle po prostu czaderski. Otóż kilku chłopaków kompletnie niezwiązanych z muzyką metalową nagrało tę płytę stylistycznie w sposób bliski im, a nie bogom szwedzkiego death metalu, zachowując przy tym teksty i melodie oryginałów. Znajdziemy zatem tu delikatny szwedzki folk (i saw them die/part one; let the napalm rain), rockowo-countrowe przytupy (of fire), bluesowo-jazzowe bujanie z saksofonem w tle (in death's cold embrace; i saw them die/part two) czy też szwedzkiego Czesława Śpiewającego z akordeonem i uśmiechem na twarzy (przeganialny Crime Divine). Wszystko zrobione jest naprawdę z klasą i przy aprobacie mistrzów, którzy odwiedzali chłopaków w czasie nagrań i uczestniczyli w niektórych sesjach zdjęciowych. Bardzo polecam. Zwłaszcza w erze chujowych tematów o włosach, płaszczach i siostrach. Na youtube można znaleźć tylko jedną piosenkę z tej płyty, ale po trosze dobrze oddaje jej klimat: