Perły sprzed lat

Zasada tworzenia tematu - NAZWA ZESPOŁU + ewentualnie tytuł płyty lub inna treść jeżeli coś chcemy dodać.

Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed

Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

05-12-2007, 13:01

no to lecimy dalej...

[img]http://residents.com/bh/images/meet440_000.jpg[/img]

[size=150][color=red][b]THE RESIDENTS - [i]Meet The Residents [/i][1973][/b][/color][/size]

Witamy w świecie, gdzie słowo "oczywistość" nie istnieje. The Residents, ponoć, powstali pod konieclat 60 w Kalifornii, ponoć, pierwsze intsrumenty wzięli jednak w łapy dopiero w okolicach 1971... ponoć... Grają już ponad 30 lat, a do dziś nie wiadomo nic na temat żadnego z członkow zespołu, nie wiadomo nawet, czy dziś na scenie pojawiają się ci sami muzycy, którzy pojawiali się na niej w latach 70... Legenda głosi, że nazwę wymyśliła im, niechcący oczywiście, wytwórnia Warner Bros. To właśnie do niej trafiły w 1971 tajemnicze nagrania. Żadnej nazwy, żadnych tytułów, sama muzyka i adres. Wytwórnia odrzuciła je, ze względu na zbyt mały potencjał komercyjny i odesłała na adres zwrotny... nie mając żadnych nazwisk po prostu zaadresowała paczkę: THE RESIDENTS... ponoć...

Na pewno za to wiemy, że nie da się przecenić THE RESIDENTS, jako jednych z najważniejszych przedstwicieli rockowej awangardy. Niewątpliwie wyrośli na fermencie zasianym przez dwie inne, równie wielkie, ikony gatunku: Franka ZAPPĘ i Kapitana Wołoweserce. Poszli jednak dalej, z absolutnego dźwiękowego surrealizmu czyniąc cel, a nie środek.

Ich debiut to, bez dwóch zdań, jedna z tych płyt, które w sposób największy zmieniły współczesną muzykę niezależną. Trudno sobie wyobrazić całe tabuny industrialnych mistrzów z lat 70 i 80 bez muzyki THE RESIDENTS. I nie tylko bez muzyki. Pełnymi gaściami czerpali i czerpią z nich takie tuzy, jak THROBBING GRISTLE, COIL, FOETUS, CURRENT 93, LAIBACH i - przede wszystkim - NURSE WITH WOUND.

Bierzemy do ręki okładkę. Wygląda dziwnie znajomo... to nic innego, jak koperta płyty The Beatles po wizycie na biurku jakiegoś szalonego obrazoburcy-dadaisty. Patrzymy na skład... Paul McCrawfish, John Crawfish, George Crawfish, Ringo Starfish... Sam album równieź zaczyna się od numeru The Beatles... albo raczej czegoś, co kiedyś było numerem The Beatles... jakieś dziwne dźwięki, wokale wskazujące na spore upośledzenie lub potężne obciążenie genetyczne, pojebane cymbałki, sekcja dęta bez dyrygenta... Dzieci Kwiaty po drógiej stronie lustra. Radosna kontrkultura lat 60 zamieniona w najgorszy senny koszmar... a to wszystko dopiero początek. Podział na utwory jest tylko umowny. Wszystko się łączy i zamyka w dźwiękową magmę. Strzępy popularnych przebojów, fragmenty jakiejś patetycznej muzyki do nieistniejącego hollywoodzkiego filmu, opera, potworne tango, jakaś wigilijne przyśpiewki - wszystko masakrowane atakami białego hałasu, preparowane jakąś niewidzialną dłonią i uginające się pod gatunkowym ciężarem wokaliz prosto z domu dla obłąkanych. A Slavador Dali siedzi i zawija w te sreberka. Wesoła kultura przełomu lat 60 i 70 z wyprutymi bebechami.

Wchodzić na własną odpowiedzialność. Oczywiście mogę pomóc w otwarciu drzwi dobrej jakości kluczem ;)
Awatar użytkownika
rob
w mackach Zła
Posty: 964
Rejestracja: 31-01-2004, 12:54
Lokalizacja: z Piekła

05-12-2007, 13:53

znam, bardzo lubię, wklejałem tu kiedyś link o nich, który nie spotkał się z żadnym odzewem
jebać frajerów
Awatar użytkownika
Block69
zahartowany metalizator
Posty: 4947
Rejestracja: 04-02-2006, 12:14
Lokalizacja: Górny Śląsk

05-12-2007, 14:46

Pamiętam te 3 teledyski. Bardzo ciekawe obrazy, muzyka jakby z jakiegoś filmu z dodatkowymi przeszkadzajkami. Wciąga to chociaż nie wiem jeszcze o czym oni do mnie mówią.
PENIS METAL
Awatar użytkownika
Wódz 10
rasowy masterfulowicz
Posty: 2041
Rejestracja: 15-12-2006, 20:44

05-12-2007, 18:08

[quote][i]Wysłane przez twoja_stara_trotzky[/i]
szkoda, że tak niewiele osób skuma kontekst twojego posta ;) [/quote]

Kij im w oko :)
Univers jest w istocie obłędny. Chociaż chyba wolę Art Zoyd...
I dream of colour music,
And the intricacies of the machines that make it possible
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

05-12-2007, 22:17

ktoś mu wytłumaczy, jak głuchy i głupi jest? bo mi się nie chce...
Awatar użytkownika
Gore_Obsessed
zahartowany metalizator
Posty: 5447
Rejestracja: 10-06-2003, 06:33

05-12-2007, 22:25

Proponuję kontynuować spokojnie. Maria, możesz jakiś temat założyć przecież.
Only SŁUCHANIE płyt is real!
Awatar użytkownika
antigod
w mackach Zła
Posty: 997
Rejestracja: 12-07-2005, 18:09
Lokalizacja: Szczecin
Kontakt:

05-12-2007, 22:32

[quote] tylko, że o muzyce metalowej. [/quote]

Bezsens. Będziemy dyskutowali o płytach, o których powiedziano już absolutnie wszystko? O debiutach Grim Reaper, Mercyful Fate, Satan, Cemetarium?
THE ARMY - THE WEAPON - THE MACHINERY OF WAR - EXTERMINATION OF ALL MAN!
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

06-12-2007, 01:36

Szaleństwa ciąg dalszy...

[URL=http://imageshack.us][img]http://img147.imageshack.us/img147/4483/magmaxq8.jpg[/img][/URL]

[size=150][color=red][b]MAGMA – Mekanik Destruktiw Kommandöh [1973][/b][/color][/size]

Kolejny, po opisanym tu Univers Zero, przedstawiciel zjawiska określanego minaem R.I.O. (czyli Rock In Opposition). Wypada się w tym miejscu zatrzymać na kilka słów wyjaśnienia. Właściwie Rock In Opposition to nie żaden gatunek muzyki, a coś w rodzaju nieformalnej organizacji promującej europejskie zespoły awangardowe mające problemy z przebiciem się do szerszej publiczności. Zrzeszenie powstało z inicjatywy brytyjskiego zespołu Henry Cow, który rozczarowany polityką wytwórni płytowych (zorientowanych na łatwy zysk, a nie na dobrą muzykę) postanowił zaprosić cztery inne wyśmienite kapele do wspólnego koncertu, który odbył się 12 marca 1978 r. w New London Theatre. Oprócz Henry Cow na scenie pojawili się Univers Zero, Etron Fou Leloublan, Samla Mammas Manna i Stormy Six. Był to więc swoisty "salon odrzuconych". W zasadzie nie należy poszukiwać związku formalnego między wymienionymi kapelami. Każda poruszała się we własnej przestrzeni twórczej. Łączyła ich niechęć do machiny przemysłu muzycznego i potrzeba wzajemnej pomocy. Jak to zwykle bywa wśród awangardowych organizacji wszystko skończyło się na niesnaskach o podłożu ideologicznym, ale i tak udało im się zorganizować jeszcze kilka większych koncertów.
Wracamy do Magmy. Wieść niesie, że twórcy opisywanego tu MDK to przybysze z kosmosu. Pochodzą z palnety Kobaia i jak każdy "true underground zeuhl band from outer-space" śpiewają teksty w ojczystym języku, czyli po kobaiańsku. Rzeczywiście doszukiwanie się znaczenia w tych zaśpiewach mija się z sensem, co nie znaczy, że można sobie odpuscić baczne wsłuchiwanie w wokale. Wręcz przeciwnie, mamy tu bowiem prawdziwie operowe aspiracje, gdzie chóry (męskie i żeńskie) oraz solowe popisy wokalne są kolejnym instrumentem i po prostu istotnym środkiem wyrazu, bez którego ta płyta nie mogłaby istnieć. Panie i Panowie wybaczą, ale mój prywatny słownik nie zawiera wyrazów mogących wyrazić szaleństwo kryjące się w tych dźwiękach i podniosłą atmosferę całości. Jazz-rock miesza się tu ze space-operą. Klaus Blasquiz poraża swoim paranoicznym, przechodzącym w skowyt wokalem, wcielając się w rolę proroka z innej planety niosącego Ziemi przepowiednię zagłady. Emocje sięgają zenitu w utworze pt. "Nebëhr Gudahtt", kiedy prorok ma okazję przekonać się osobiście jak gatunek ludzki traktuje przeróżnych mesjaszy :)
Znaczna część płyty masakruje poprzez powtarzanie głównego motywu muzycznego, co oczywiście zrobione jest z tak niebywałą klasą i przy takim stopniowaniu napięcia, że właściwie nie odczuwamy tej repetycji jako elementu drażniącego.
Gdybym sądził, że jakimś cudem Trotzky nie zna tej płyty, to napisałbym mu dla zachęty, że mózg zespołu – Christian Vander – podaje za swą główną inspirację muzyczną "My Favorite Things" Johna Coltrane’a, ale tego nie napiszę…

[Edited on 6-12-2007 by longinus696]

[Edited on 6-12-2007 by longinus696]

[Edited on 6-12-2007 by longinus696]
Awatar użytkownika
Morph
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8973
Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
Lokalizacja: hyperborea
Kontakt:

06-12-2007, 02:27

^^^^^^CUUUUUUUUUUUUUUUDOOOOOOOOOOOOOOOOOOO^^^^^^
Give birth to something dead
Give birth to something old
Awatar użytkownika
Egr
zaczyna szaleć
Posty: 102
Rejestracja: 24-12-2004, 19:45
Lokalizacja: Wrocław

06-12-2007, 07:19

Powtórzę po poprzednikach - zajebisty temat ;)

Chociaż znam wiele zajebistych płyt z lat 70-tych to nie będę się wypowiadał bo gdy wychodziły nie było mnie nawet jeszcze w planach. Jakoś nie czuję się upoważniony do pisania o nich, jednak chętnie poczytam :D

Dzięki temu tematowi odkryłem Comus. Zajebista rzecz :D
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

06-12-2007, 08:17

Magma to nie RIO a Zeuhl ;)
a co do pytania, czy znam, to chyba niedokładnie czytałeś moją zachętę do Univers Zero ;)

nie będę natomiast ukrywać, że od Magmy wolę zespoły czerpiące z ich spuścizny, ale robiące to w nieco innych odcieniach, czyli właśnie Univers Zero, Art Zoyd, Shub Niggurath, Present...
Awatar użytkownika
Wódz 10
rasowy masterfulowicz
Posty: 2041
Rejestracja: 15-12-2006, 20:44

06-12-2007, 09:51

[quote][i]Originally posted by twoja_stara_trotzky[/i]
Magma to nie RIO a Zeuhl ;)
a co do pytania, czy znam, to chyba niedokładnie czytałeś moją zachętę do Univers Zero ;)

nie będę natomiast ukrywać, że od Magmy wolę zespoły czerpiące z ich spuścizny, ale robiące to w nieco innych odcieniach, czyli właśnie [b]Univers Zero, Art Zoyd, Shub Niggurath[/b], Present... [/quote]

Ta trójka miażdży. Present nie znam...
I dream of colour music,
And the intricacies of the machines that make it possible
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

06-12-2007, 10:26

[quote][i]Originally posted by twoja_stara_trotzky[/i]
Magma to nie RIO a Zeuhl ;) [/quote]
Ale przecież napisałem, że jedno i drugie (w czym nie ma sprzeczności). To, że zeuhl - umieściłem między wierszami - jak poszukasz to znajdziesz :)
[quote][i]Originally posted by twoja_stara_trotzky[/i]a co do pytania, czy znam, to chyba niedokładnie czytałeś moją zachętę do Univers Zero ;)[/quote]
Eeeh... Panie Trotzky, to raczej Pan niedokładnie czyta moje posty skoro nie zauważył Pan że to ironia. No ale trudno...
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

06-12-2007, 10:40

[quote][i]Originally posted by Wódz_Dziesięć_Niedźwiedzi[/i]
[quote][i]Originally posted by twoja_stara_trotzky[/i]
Magma to nie RIO a Zeuhl ;)
a co do pytania, czy znam, to chyba niedokładnie czytałeś moją zachętę do Univers Zero ;)

nie będę natomiast ukrywać, że od Magmy wolę zespoły czerpiące z ich spuścizny, ale robiące to w nieco innych odcieniach, czyli właśnie [b]Univers Zero, Art Zoyd, Shub Niggurath[/b], Present... [/quote]

Ta trójka miażdży. Present nie znam... [/quote]

to poznaj. to kapelka, za którą stoi Roger Trigaux z Univers Zero.

[img]http://img1."hotlink od ruskich zabroniony"/imagez/gallery/6/2/6 ... 4_full.jpg[/img]
Awatar użytkownika
Wódz 10
rasowy masterfulowicz
Posty: 2041
Rejestracja: 15-12-2006, 20:44

06-12-2007, 11:28

To poznam.
I dream of colour music,
And the intricacies of the machines that make it possible
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

10-12-2007, 00:00

to teraz, specjalnie dla Marii, coś, co naprawdę brzmi jak soundtrack do kreskówek ;)

[img]http://img86.imageshack.us/img86/8746/gongui4.jpg[/img]

[size=150][color=red][b]GONG - [i]Camembert Electrique [/i][1971][/b][/color][/size]

Czas na kwas. Długo myślałem, który album Gong rzucić na patelnię. Rozważałem każdy krążek z boskiej trylogii [i]Radio Gnome Invisible [/i]i stwierdziłem, że za chuja nie wiem, który z nich jest najlepszy, wszystkie są [b]F [/b]enomenalne, więc wrzucam poprzedzający je i zwiastujący niejako [i]Camembert Electrique[/i]... Jeżeli ktoś ma podchodzić do muzyki Gong, to pytanie zasad [b]N [/b]icze jest proste: Czy wielbisz Jedyną Słuszną Boginię, Panię Naszą Eris? Jeżeli tak, to jesteś w domu, a jeżeli nie to zacznij ją do chuja wielbić.
Rzeczywistość to jeden wielki orgazm, o ile oczywiście odpowiednio dobierze się chemikalia i poszuka w okolicznych lasach napalonych wiedźm - tak w skrócie przedstawić można filozofię tej zacnej załogi. Zwsze też, można p [b]O [/b]inwokować Boginię. Zespół powstał w 1968 w Paryżu, gdzie, pewno przypadkiem, trafił Daevid Allen - australijski muzyk związany wcześniej ze sceną Canterbury i ich sztandarowym projektem - SOFT MACHINE. Szybko zebrał wesołą międzynarodową ekipę i wszyscy zaczęli radośnie kopulować, ćpać i nagrywać... czy może odwrotnie. Pierwszy album ([i]Magick Brother[/i]) to mocno przypominający wczesne Cante [b]R [/b]bury rock psychodeliczny. Pojawiają sie już jednak pierwsze odjazdy. Te jednak na pierwszy plan wychodzą dopiero na drugim krążku. Jazz-rockowa sekcja, brudna "atonalna" gitara, jakieś popierdolone wyliczanki z lasu (to stąd pożyczył to później David Tibet & co), wycia wiedźm i absurdalne, surrealistyczne teksty.
Do tego piękne dęciaki.
Album traktować można jak zaproszenie do dalszej przygo [b]D [/b]y z posraną muzyką GONG. Śmiało można brać wszystkie trzy części trylogii [i]Radio Gnom Invisible [/i]- "wiedźmią" [i]Flying Teapot[/i], krańcowo posraną i piosenkową [i]Angel's Egg [/i]i transową, zakwaszoną [i]You[/i]. Może kogoś zachęci, jak powiem, że to podobne wibracje, jak opisywany wcześniej COMUS... tyle tylko, że nie wibracje nie dochodzą z lasu, a z Out Of Space :mrgreen:
absinthe_patriote
postuje jak opętany!
Posty: 360
Rejestracja: 02-11-2006, 18:30

10-12-2007, 00:06

Jak to ktoś kiedyś napisał "nie cierpię serów, chyba ze przyrządza je Daevid Allen i jego zespół", podpisuję się pod tymi słowami;)
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

10-12-2007, 00:45

A ten jak podprogowo-okultystycznie działa :)))))
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

20-12-2007, 19:28

SREBRO ALBO OŁÓW

Czyli zaczynamy nowy etap perł sprzed lat. Loty z lat 70 są już dla was zbyt łatwo przyswajalne, czas więc na schody. Skąd nazwa? Na pewno od płyty, która niedługo się tu pojawi... ale także dlatego, że nadszedł czas na muzykę szlachetną jak SREBRO, która jednak będzie się musiała zmierzyć z waszym przyciężkawym niczym OŁÓW, plebejskim, metalowym gustem (tak wiem, nie wszystkich, tak tylko hiperbolizuję efekciarsko...). Co zwycięży? SEBRO ALBO OŁÓW.

zamiast wstępniaka...

Bestia narodziła się w drugiej połowie lat 80, ale najwięcej do powiedzenia miała w pierwszej połowie lat 90. Jej korzeni szukać należy gdzieś na pierwszych krążkach JOY DIVISION i, przede wszystkim, KILLING JOKE - od strony matki przynajmniej. Od strony ojca siedzi w ekstremalnym metalu końca lat 80, być może bardziej nawet w rodzącej się wówczas scenie grind core. Podejrzewam, że swoje zrobiły też EINSTURZENDE NEUBAUTEN, SKINNY PUPPY czy inne tego typu zespoły. W każdym razie narodziło się coś, co dość oględnie nazwać można METALEM INDUSTRIALNYM. Chociaż nazwa może być myląca, bo ani to niewiele ma wspólnego z klasycznie rozumianym metalem, ani, tym bardziej, z industrialem w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Jedno jest pewne. Gatunek niemal zupełnie zapomniany, a chyba nic lepszego ze "słowem" metal w nazwie nigdy i nigdzie nie nagrano (pomijając SLAYERa, rzecz jasna). Co więcej, nie znam słabej płyty z tych rejonów. Są tylko bardzo dobre, doskonałe i genialne. Czas więc zacząć.

Obrazek

SONIC VIOLENCE - Transfixion [1992]

Kiedyś uznawani za epigonów GODFLESH. Dziś spokojnie można stwierdzić, że opinia była błędna. Nagrali tylko dwa pełne albumy. Kiedy dziś ich słucham, to jawią mi się jako industrialna odpowiedź na dwa pierwsze krążki KILLING JOKE. Ich debut - Jagd - chociaż interesujący, był jedynie przygrywką do tego, co dzieje się na drugiej i ostatniej płycie - Transfixion. Pierwsze dwa numery to jeszcze reminescencja Jagd. Charaktyrystyczna "militarna" rytmika, potężny bas, a w zasadzie dwa basy (bo panowie jeńców nie brali, gitar nie używali, za to na dwa basy jechali, zresztąna na dwie perkusje też) oraz absolutnie odczłowieczony głos. Wszystko jednak ma jeszcze wyraźne rockowe kształty. Po 20 minutach sytuacja na froncie się zmienia, a do głosu dochodzi NOWE. Melodii tu nie uświadczycie, a jeżeli już to wyłaniającą się z różnego rodzaju sampli, fabrycznych odgłosów, przesterów i zapętlonych dźwięków. Bo i po co komu melodia? Ta muzyka nie ma głaskać, ona ma miażdżyć kości. Na pierwszy plan wychodzi więc sekcja. Plemienne rytmy wybijane przez żywe bębny podbite pneumtycznym pulsem automatu. Na to nachodzą równie rytmiczne sample i potężne tło tworzone przez obu basistów. Prawdziwą perłą jest J.F.R.O - po cichym wstępie rozwija się niczym skrzyżowanie starych płyt SKINNY PUPPY z potężną sekcją GODFLESH by zakonczyć się prawdziwym industrialnym kosmosem. Później wchodzi Drill z upiornym "operowym" samplem. Kolejna kulminacja następuje w Malice, gdzie trybialne bębny i bas cofają nas do Londynu circa 1980. Nowofalowy klimat ciągnie też zamykający całość Catalepsy. Płyta działa, jak narkotyk. Pozornie odpychająca, brudna, hałaśliwa, z czasem uzależnia. Mało jest równie dusznych, odczłowieczonych, pulsujących fabrycznym zgiełkiem krążków. Oczywiście nie ma sensu słuchać tego cicho. TYLKO MAKS.

(jak grzeczne dziewczynki poproszą o prezent, to go dostaną)
Awatar użytkownika
zekke
weteran forumowych bitew
Posty: 1873
Rejestracja: 03-08-2006, 16:01

20-12-2007, 20:03

twoja_stara_trotzky pisze:SREBRO ALBO OŁÓW

Czyli zaczynamy nowy etap perł sprzed lat. Loty z lat 70 są już dla was zbyt łatwo przyswajalne, czas więc na schody. Skąd nazwa? Na pewno od płyty, która niedługo się tu pojawi... ale także dlatego, że nadszedł czas na muzykę szlachetną jak SREBRO, która jednak będzie się musiała zmierzyć z waszym przyciężkawym niczym OŁÓW, plebejskim, metalowym gustem (tak wiem, nie wszystkich, tak tylko hiperbolizuję efekciarsko...). Co zwycięży? SEBRO ALBO OŁÓW.
Hahaha, pojechales ; ))
ODPOWIEDZ