Perły sprzed lat
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
-
- postuje jak opętany!
- Posty: 360
- Rejestracja: 02-11-2006, 18:30
Wszyscy mają, mam i ja, z tym, że tylko "Disease", też na czarnej płycie:)boroowa pisze: "Disease" i "Reality" mam na winylu.
A propo Mr. Harrisa - nie znam jeszcze z połowy jego projektów i kolaboracji, jest tego trochę, a wszystko co do tej pory słyszałem było co najmniej dobre. Po wysłuchaniu każdego wcześniej nieznanego mi wydawnictwa zadaje sobie pytanie ile tego rodzaju(na tym poziomie) albumów Mick Harris, gdyby tylko chciał, mógłby nagrać rocznie? podejrzewam, że w chuj.Drone pisze: Za Harrisem trudno było nadążyć w pewnym momencie.

- Wódz 10
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2041
- Rejestracja: 15-12-2006, 20:44
Nowy Earth bardzo dobry...Drone pisze:Z tej okazji przyszło mi do głowy EARTH. Też minimalizm, ale nie ten ambientowy, tylko gitarowy. Pentastar... Earth2... czy nowe: Hex i Hibernaculum. Typuję Pentastar do tego wątku - ta płyta jest znakomita.
Dodam od siebie Burial Chamber Trio i Grave Temple. Wystarczy spojrzeć na składy


I dream of colour music,
And the intricacies of the machines that make it possible
And the intricacies of the machines that make it possible
- Morph
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 8973
- Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
- Lokalizacja: hyperborea
- Kontakt:
- Wódz 10
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2041
- Rejestracja: 15-12-2006, 20:44
Słabo znam ich twórczość, ale ten album naprawdę fajnie brzmi. Ale nie zaśmiecajmy Trocowi tematuMorph pisze:No właśnie, leży u mnie to "The Bees Made Honey in the Lion's Skull" i cały czas na to czasu nie mogę znaleźć...Wódz_Dziesięć_Niedźwiedzi pisze: Nowy Earth bardzo dobry...

Do tematu:
GGFH - jestem po dwóch przesłuchaniach, fajna choroba. Mam pewne skojarzenia co do tej muzyki, ale odnoszą się raczej do jej domniemanych naśladowców a nie archetypu. Chociaż ja tam słyszę nieco Coil

I dream of colour music,
And the intricacies of the machines that make it possible
And the intricacies of the machines that make it possible
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
czas na kolejne ochłapy z królewskiego stołu rzucone na wasze plebejskie misy.
BÓG jest tylko jeden. Jakkolwiek idiotyczne jest to stwierdzenie w kontekście religijnym, o tyle, w kontekście ciężkiego gitarowego industrialu z początku lat 90 jest jak najbardziej słuszne. Co więcej, przy Bogu siada wszystko... nawet Ceti...
GOD - Possession [1992]
Virgin Records
Kogo my tu mamy? Są oczywiście dwa filary, czyli Justin BROADRICK (GODFLESH, JESU, ICE, FINAL, TECHNO ANIMAL, NAPALM DEATH etc.) i Kevin MARTIN (ICE, TECHNO ANIMAL, THE BUG, EAR etc.). Jest też cała masa naprawdę wielkich nazwisk: John ZORN, Bill LASWELL czy Tim HODGKINSON (HENRY COW). Łącznie, przy nagrywaniu tego arcydzieła udział brało kilkanaście osób. Oczywiście podstawą jest tu sekcja - dwie perkusje, dwa basy oraz kontrabas. Na to nachodzi charakterystyczna gitara Broadricka, hałasująca niewiele mniej gitara Garyego SMITHA oraz cała bateria saksofonów, klarnetów i innych puzonów. Nie można oczywiście pominąć także doskonałych wokali MARTINA. Koleś jedzie, jakby znajdował sie w samym środku kilkumiesięcznej delirki. Szepcze, zawodzi, ryczy, skanduje, wrzeszczy, czasem cedzi słowa, a czasem odjeżdża w jakieś quasi rytualne transowe inkantacje. Wszystko na tle muzyki, jakiej świat nie słyszał. Chociaż bez trudu nazwać można ją industrialną, to absolutnie brakuje to jakiejkowliek elektroniki. Ba, nawet automatu perkusyjnego nie ma. Decydujący jest za to charakter samego grania. Muzyka wychodzi z głośników jak niemiecki czołg. Niby powolny i ospały, ale absolutnie nie do zatrzymania. Krótko mówiąc, brzmi to jak pozbawiona elektroniki wersja GODFLESH, tyle tylko, że oprócz gitary i basu mamy prawdziwe szaleństwo free jazzowych dęciaków. Słychać teź wyraźnia konotacje niektórych muzyków z nurtem RIO. Skutek: otrzymujemy najlepszy kawał gitarowego industrialu, jaki kiedykolwiek powstał. No może kolejny album GOD oraz boski Streetcleaner wiadomo_kogo można tu postawić w jednym szerego. Reszty płyt po prostu NIE MA. Nihilizm, alienacja, dezintegracja osobowości, narkotyki - wszystko jest tu doprowadzone do granic ekstremum i zwielokrotnione. Potężny mechaniczny młot w postaci Pretty niszczy wszystko. Duszne, pełne psychopatycznej seksualności Fucked rozpierdala głośniki. Co pozostaje? Ano modlić się... jeno nieco inaczej... tak, jak rozkazuje nam MARTIN profetycznym głosem dając nam jasne polecenia i wykrzykując: pray, pray, pray... w cudownym Hate Meditation. Później absolutnie szaleńcze Love. I Black Jesus. I nie ma już nic. CISZA.
GOD - The Anatomy Of Addiction [1994]
Black Cat Records
Kiedy mowa o najlepszej płycie GOD, częściej wymienia się Possession. Byc moźe jest tak dlatego, że, pierwsze primo, wydało ją Virgin Records i łatwiej ją dorwać, a także dlatego, że, drugie primo, gra na niej ZORN, a za stołem mikserskim zasiada LASWELL, co dla wielu jest już wystarczającym powodem do zmoczenia sobie spodni i zafajdania bielizny. Ja jednak, po kilkunastu latach słuchania, znając niemal na pamięć każdy dźwięk z obu studyjnych krążków GOD, nie jestem w stanie powiedzieć, która z płyt jest lepsza. Idą więc obie. Nie ma już ZORNA, mniej więc, siłą rzeczy, jest tu free jazzowego szaleństwa, mniej improwizacji. Otrzymujemy za to materiał zdecydowanie bardziej "zbity". Muzycy grają niczym rzymski legion doświadczony już w niejednej wojence. Wszystko dokładnie na swoim miejscu. Pełna asekuracja. Szybkie precyzyjne cięcia i przeciwnicy padają jeden za drugim. Więcej miejsca robi się dla wyjącej gitary BROADRICKA. Bardziej dopracowane jest brzmienie. Częściej orkiestrę wspomaga studyjna technika. Pojawiają sie sample, zdecydowanie bardziej uwydatniona jest też wokalna część albumu. MARTIN nie tylko wrzeszczy, jęczy, krzyczy, charczy, szepcze, ale też zapętla się w niekończące sie reverby i deleye. Zaczyna się od całkiem przebojowego On All Fours. Później idzie Body Horror, który pełni tu podobną funkcję, jak Fucked na poprzedniej płycie, czyli, krótko mówiąc, "seksi". Później zaczyna się jazda. Tunnel poraża przestrzenią z jednej strony, a absolutnie klaustrofobicznym klimatem z drugiej. W pewien sposób zbliżamy się tu do innego genialnego projektu panów BROADRICKA I MARTINA - mianowicie ICE. Lazarus to już czyste szaleństwo. Voodoo Head Blows atakuje nas mocno rytualnym charakterem. Koszmar dosłownie wypełza tu z każdego dźwięku. Nieco spokoju znajdujemy w "etnicznym" Bloodstream i najbardziej jazzowym na płycie White Pimp Cut Up. Później jeszcze Driving the Demons Out i Gold Teeth, gdzie nieco więcej szaleje BROADRICK i dochodzimy do dania głównego, czyli blisko 20-minutowego Detox. I tu nie ma co pisać. Tytuł mówi sam za siebie.
Nie znać tych płyt to poważny błąd. Poznać i nie pokochać, to już nie błąd, a zbrodnia. Pokochać, a nie kupić, to już grzech śmiertelny. Do tego grzech przeciwko Bogu Jedynemu
Ktoś ma ochotę na Boga?
BÓG jest tylko jeden. Jakkolwiek idiotyczne jest to stwierdzenie w kontekście religijnym, o tyle, w kontekście ciężkiego gitarowego industrialu z początku lat 90 jest jak najbardziej słuszne. Co więcej, przy Bogu siada wszystko... nawet Ceti...

GOD - Possession [1992]
Virgin Records
Kogo my tu mamy? Są oczywiście dwa filary, czyli Justin BROADRICK (GODFLESH, JESU, ICE, FINAL, TECHNO ANIMAL, NAPALM DEATH etc.) i Kevin MARTIN (ICE, TECHNO ANIMAL, THE BUG, EAR etc.). Jest też cała masa naprawdę wielkich nazwisk: John ZORN, Bill LASWELL czy Tim HODGKINSON (HENRY COW). Łącznie, przy nagrywaniu tego arcydzieła udział brało kilkanaście osób. Oczywiście podstawą jest tu sekcja - dwie perkusje, dwa basy oraz kontrabas. Na to nachodzi charakterystyczna gitara Broadricka, hałasująca niewiele mniej gitara Garyego SMITHA oraz cała bateria saksofonów, klarnetów i innych puzonów. Nie można oczywiście pominąć także doskonałych wokali MARTINA. Koleś jedzie, jakby znajdował sie w samym środku kilkumiesięcznej delirki. Szepcze, zawodzi, ryczy, skanduje, wrzeszczy, czasem cedzi słowa, a czasem odjeżdża w jakieś quasi rytualne transowe inkantacje. Wszystko na tle muzyki, jakiej świat nie słyszał. Chociaż bez trudu nazwać można ją industrialną, to absolutnie brakuje to jakiejkowliek elektroniki. Ba, nawet automatu perkusyjnego nie ma. Decydujący jest za to charakter samego grania. Muzyka wychodzi z głośników jak niemiecki czołg. Niby powolny i ospały, ale absolutnie nie do zatrzymania. Krótko mówiąc, brzmi to jak pozbawiona elektroniki wersja GODFLESH, tyle tylko, że oprócz gitary i basu mamy prawdziwe szaleństwo free jazzowych dęciaków. Słychać teź wyraźnia konotacje niektórych muzyków z nurtem RIO. Skutek: otrzymujemy najlepszy kawał gitarowego industrialu, jaki kiedykolwiek powstał. No może kolejny album GOD oraz boski Streetcleaner wiadomo_kogo można tu postawić w jednym szerego. Reszty płyt po prostu NIE MA. Nihilizm, alienacja, dezintegracja osobowości, narkotyki - wszystko jest tu doprowadzone do granic ekstremum i zwielokrotnione. Potężny mechaniczny młot w postaci Pretty niszczy wszystko. Duszne, pełne psychopatycznej seksualności Fucked rozpierdala głośniki. Co pozostaje? Ano modlić się... jeno nieco inaczej... tak, jak rozkazuje nam MARTIN profetycznym głosem dając nam jasne polecenia i wykrzykując: pray, pray, pray... w cudownym Hate Meditation. Później absolutnie szaleńcze Love. I Black Jesus. I nie ma już nic. CISZA.

GOD - The Anatomy Of Addiction [1994]
Black Cat Records
Kiedy mowa o najlepszej płycie GOD, częściej wymienia się Possession. Byc moźe jest tak dlatego, że, pierwsze primo, wydało ją Virgin Records i łatwiej ją dorwać, a także dlatego, że, drugie primo, gra na niej ZORN, a za stołem mikserskim zasiada LASWELL, co dla wielu jest już wystarczającym powodem do zmoczenia sobie spodni i zafajdania bielizny. Ja jednak, po kilkunastu latach słuchania, znając niemal na pamięć każdy dźwięk z obu studyjnych krążków GOD, nie jestem w stanie powiedzieć, która z płyt jest lepsza. Idą więc obie. Nie ma już ZORNA, mniej więc, siłą rzeczy, jest tu free jazzowego szaleństwa, mniej improwizacji. Otrzymujemy za to materiał zdecydowanie bardziej "zbity". Muzycy grają niczym rzymski legion doświadczony już w niejednej wojence. Wszystko dokładnie na swoim miejscu. Pełna asekuracja. Szybkie precyzyjne cięcia i przeciwnicy padają jeden za drugim. Więcej miejsca robi się dla wyjącej gitary BROADRICKA. Bardziej dopracowane jest brzmienie. Częściej orkiestrę wspomaga studyjna technika. Pojawiają sie sample, zdecydowanie bardziej uwydatniona jest też wokalna część albumu. MARTIN nie tylko wrzeszczy, jęczy, krzyczy, charczy, szepcze, ale też zapętla się w niekończące sie reverby i deleye. Zaczyna się od całkiem przebojowego On All Fours. Później idzie Body Horror, który pełni tu podobną funkcję, jak Fucked na poprzedniej płycie, czyli, krótko mówiąc, "seksi". Później zaczyna się jazda. Tunnel poraża przestrzenią z jednej strony, a absolutnie klaustrofobicznym klimatem z drugiej. W pewien sposób zbliżamy się tu do innego genialnego projektu panów BROADRICKA I MARTINA - mianowicie ICE. Lazarus to już czyste szaleństwo. Voodoo Head Blows atakuje nas mocno rytualnym charakterem. Koszmar dosłownie wypełza tu z każdego dźwięku. Nieco spokoju znajdujemy w "etnicznym" Bloodstream i najbardziej jazzowym na płycie White Pimp Cut Up. Później jeszcze Driving the Demons Out i Gold Teeth, gdzie nieco więcej szaleje BROADRICK i dochodzimy do dania głównego, czyli blisko 20-minutowego Detox. I tu nie ma co pisać. Tytuł mówi sam za siebie.
Nie znać tych płyt to poważny błąd. Poznać i nie pokochać, to już nie błąd, a zbrodnia. Pokochać, a nie kupić, to już grzech śmiertelny. Do tego grzech przeciwko Bogu Jedynemu

Ktoś ma ochotę na Boga?

- Riven
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 16717
- Rejestracja: 27-05-2004, 11:15
- Lokalizacja: behind the crooked cross
- Kontakt:
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
- Riven
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 16717
- Rejestracja: 27-05-2004, 11:15
- Lokalizacja: behind the crooked cross
- Kontakt:
- Morph
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 8973
- Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
- Lokalizacja: hyperborea
- Kontakt:
- Blackult
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2322
- Rejestracja: 01-12-2004, 23:00
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city