ULVER
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
- Menel
- postuje jak opętany!
- Posty: 385
- Rejestracja: 01-03-2006, 21:07
- Kontakt:
- Gore_Obsessed
- zahartowany metalizator
- Posty: 5447
- Rejestracja: 10-06-2003, 06:33
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
- zekke
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1873
- Rejestracja: 03-08-2006, 16:01
Perdition jest chyba najbardziej przystepnym albumem ulver, nie ma tam zadnych elementow ktore wymieniles przy opisywaniu blood inside. Co do wokalu, garm bez watpienia dysponuje zajebistym glosem, jesli nie ma tam przesadnej emocji to widocznie nie mialo jej tam byc. Wokal jest sterylny, czysty, 'szpitalny'
. Emocje byly na perdition czy chocby themes.
[quote]Czytałem kiedyś jedną dobrze napisaną recenzję "Blood Inside" - gość w kontekście tej płyty wymieniał takich artystów, że sorry - nie uwierzę, że choć jeden na 1000 metalowców liznął coś w tych klimatach.[/quote]
Wlasnie takie recenzje sa bezsensu, zamiast skupic sie na muzyce ludek z przerosnietym ego i wiedza muzyczna rzuca nazwami 'ktorych zaden metalowiec nie zna' - tutaj twoje rozumowanie tez ma sredni sens bo nie musze znac xyz, zyx etc aby dostawac orgazmu przy sluchaniu np. for the love of god.
Ogolnie napisales jedno zdanie z ktorym moge sie zgodzic calkowicie: [quote]Nie wszystko dla wszystkich[/quote]

[quote]Czytałem kiedyś jedną dobrze napisaną recenzję "Blood Inside" - gość w kontekście tej płyty wymieniał takich artystów, że sorry - nie uwierzę, że choć jeden na 1000 metalowców liznął coś w tych klimatach.[/quote]
Wlasnie takie recenzje sa bezsensu, zamiast skupic sie na muzyce ludek z przerosnietym ego i wiedza muzyczna rzuca nazwami 'ktorych zaden metalowiec nie zna' - tutaj twoje rozumowanie tez ma sredni sens bo nie musze znac xyz, zyx etc aby dostawac orgazmu przy sluchaniu np. for the love of god.
Ogolnie napisales jedno zdanie z ktorym moge sie zgodzic calkowicie: [quote]Nie wszystko dla wszystkich[/quote]
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
no pewno moja, bo wszystko się zgadza: wiedzę muzyczną mam, przerośnięte ego też 
[i]ULVER – "Blood Inside" (Jester Records 2005)
Czy potraficie sobie wyobrazić album nagrany z absolutnym lekceważeniem wszystkich aktualnych muzycznych trendów, a zarazem wywracający trzewiami na wierzch calusieńką rockową (i nie tylko) spuściznę ostatnich kilkudziesięciu lat? Czy zachęcająca wydaje się Wam wizja współpracy jednego z najciekawszych producentów rockowych ostatnich 20 lat – Ronana C. Murphy (King Crimson, Ministry, Yes, Tool, Tony Levin, The Rollins Band) z muzykami, dla których jedynym ograniczeniem wydaje się być nieustanny pęd ku artystycznej transgresji? Czy przypominacie sobie jakąś płytę, która w momencie swojego wydania była tak nowa, inna i niespotykana, a przy tym tak wielopłaszczyznowa, że próby jakiegokolwiek opisania jej za pomocą typowych handlowych szufladek i prostej dziennikarskiej terminologii były z góry skazane na bezwarunkową kapitulację? Ja, szczerze mówiąc, nie przypominam sobie czegoś podobnego, i, być może dlatego, jedyną rzeczą, którą mogę zrobić, aby przybliżyć Wam ten album jest zdanie się na luźne skojarzenia, na swoisty potok nawiązań rysujący się gdzieś w mojej głowie, podczas setnego juz chyba odsłuchu tego doskonałego krążka.
Czy potraficie sobie wyobrazić King Crimson przeniesione żywcem w kosmos, Van Der Graff Generator mixowane przez Coil, Petera Gabriela śpiewającego w wielkiej pustej hali do odtwarzanych z taśm podkładów rodem z płyt Toma Waitsa, Mike Pattona improwizującego z Vanilla Fudge, Petera Hammilla rysującego swoja wizję Zagłady Domu Usherów w bombastycznej konwencji Gwiezdnych Wojen, Laibacha odgrywającego kolędy z mocno jazzującym zacięciem, w aranżacji opartej o delikatne dzwonki i głos? Czy w waszych głowach jest miejsce dla Boyda Rice niemiłosiernie znęcającego się nad archiwalnymi nagraniami toccat Bacha i zmieniającemu je w odgłosy dźwiękowej apokalipsy? Czy kusi Was obietnica Nurse With Wound coverującego Can w niesamowicie brudnej, black metalowo-noiseowej konwencji? Czy wyobrażacie sobie surrealistyczną ścieżkę dźwiękową do zakwaszanej wizji, w której Mechaniczna Pomarańcza Kubricka łączy się z biblijną alegoryką i miltonowskim obrazem wojny w Raju? Czy nęcąca wydaje się Wam potworna hybryda jazzu, art rocka, industrialu, nowych brzmień, muzyki filmowej, black metalu i sam Diabeł wie czego jeszcze, galopująca dziko przez rockowy dom wariatów?
Jeżeli przynajmniej wydaje Wam się, że wiecie, o czym piszę, to z dużą dozą prawdopodobieństwa docenicie ten album już teraz – dziś, jeżeli nie, to docenicie go pewno za rok, dwa, pięć lat. W najgorszym wypadku docenią go za 20 lat wasze dzieci, kiedy wy będziecie po raz piętnasty oglądać pomarszczonego siedemdziesięcioletniego Dicknsona, wyjącego do umocowanego na starczej lasce mikrofonu wciąż to samo, stare "Fear of the dark...".
Płyta doskonała, odważna, pełna niespotykanej na rockowym poletku artystycznej wyobraźni, zaskakująca, nieprzewidywalna. Album, o którym będzie się pamiętać przez lata. Zdecydowanie nowa jakość – i aż duma człowieka rozpiera, gdy sobie pomyśli, ze całe to dźwiękowe wizjonerstwo narodziło się w głowach muzyków, którzy zaczynali jako zespół metalowy. Absolutny faworyt do tytułu płyty roku, a być może i najciekawszy krążek z szeroko pojętą muzyką rockową, jaki ukazał się w tym wieku. Absolutnie porażające.
100 / 100
trotzky [/i]

[i]ULVER – "Blood Inside" (Jester Records 2005)
Czy potraficie sobie wyobrazić album nagrany z absolutnym lekceważeniem wszystkich aktualnych muzycznych trendów, a zarazem wywracający trzewiami na wierzch calusieńką rockową (i nie tylko) spuściznę ostatnich kilkudziesięciu lat? Czy zachęcająca wydaje się Wam wizja współpracy jednego z najciekawszych producentów rockowych ostatnich 20 lat – Ronana C. Murphy (King Crimson, Ministry, Yes, Tool, Tony Levin, The Rollins Band) z muzykami, dla których jedynym ograniczeniem wydaje się być nieustanny pęd ku artystycznej transgresji? Czy przypominacie sobie jakąś płytę, która w momencie swojego wydania była tak nowa, inna i niespotykana, a przy tym tak wielopłaszczyznowa, że próby jakiegokolwiek opisania jej za pomocą typowych handlowych szufladek i prostej dziennikarskiej terminologii były z góry skazane na bezwarunkową kapitulację? Ja, szczerze mówiąc, nie przypominam sobie czegoś podobnego, i, być może dlatego, jedyną rzeczą, którą mogę zrobić, aby przybliżyć Wam ten album jest zdanie się na luźne skojarzenia, na swoisty potok nawiązań rysujący się gdzieś w mojej głowie, podczas setnego juz chyba odsłuchu tego doskonałego krążka.
Czy potraficie sobie wyobrazić King Crimson przeniesione żywcem w kosmos, Van Der Graff Generator mixowane przez Coil, Petera Gabriela śpiewającego w wielkiej pustej hali do odtwarzanych z taśm podkładów rodem z płyt Toma Waitsa, Mike Pattona improwizującego z Vanilla Fudge, Petera Hammilla rysującego swoja wizję Zagłady Domu Usherów w bombastycznej konwencji Gwiezdnych Wojen, Laibacha odgrywającego kolędy z mocno jazzującym zacięciem, w aranżacji opartej o delikatne dzwonki i głos? Czy w waszych głowach jest miejsce dla Boyda Rice niemiłosiernie znęcającego się nad archiwalnymi nagraniami toccat Bacha i zmieniającemu je w odgłosy dźwiękowej apokalipsy? Czy kusi Was obietnica Nurse With Wound coverującego Can w niesamowicie brudnej, black metalowo-noiseowej konwencji? Czy wyobrażacie sobie surrealistyczną ścieżkę dźwiękową do zakwaszanej wizji, w której Mechaniczna Pomarańcza Kubricka łączy się z biblijną alegoryką i miltonowskim obrazem wojny w Raju? Czy nęcąca wydaje się Wam potworna hybryda jazzu, art rocka, industrialu, nowych brzmień, muzyki filmowej, black metalu i sam Diabeł wie czego jeszcze, galopująca dziko przez rockowy dom wariatów?
Jeżeli przynajmniej wydaje Wam się, że wiecie, o czym piszę, to z dużą dozą prawdopodobieństwa docenicie ten album już teraz – dziś, jeżeli nie, to docenicie go pewno za rok, dwa, pięć lat. W najgorszym wypadku docenią go za 20 lat wasze dzieci, kiedy wy będziecie po raz piętnasty oglądać pomarszczonego siedemdziesięcioletniego Dicknsona, wyjącego do umocowanego na starczej lasce mikrofonu wciąż to samo, stare "Fear of the dark...".
Płyta doskonała, odważna, pełna niespotykanej na rockowym poletku artystycznej wyobraźni, zaskakująca, nieprzewidywalna. Album, o którym będzie się pamiętać przez lata. Zdecydowanie nowa jakość – i aż duma człowieka rozpiera, gdy sobie pomyśli, ze całe to dźwiękowe wizjonerstwo narodziło się w głowach muzyków, którzy zaczynali jako zespół metalowy. Absolutny faworyt do tytułu płyty roku, a być może i najciekawszy krążek z szeroko pojętą muzyką rockową, jaki ukazał się w tym wieku. Absolutnie porażające.
100 / 100
trotzky [/i]
- zekke
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1873
- Rejestracja: 03-08-2006, 16:01
Przeciez w tej recenzji nie ma jakis strasznie wyszukanych nazwisk ; )
[quote]skoro ktoś się zachwyca Ulver to powinien już dawno metal sobie odpuścić[/quote]
niby dlaczego? jakiekolwiek ograniczanie sie w jednym kierunku jest dla mnie glupota. rownie dobrze moge podniecac sie ulver, sluchac mayhem czy coil a czasem miec ochote na wrzucenie jakiegos smooth jazzu / jakiejs czystej elektroniki.
[quote]skoro ktoś się zachwyca Ulver to powinien już dawno metal sobie odpuścić[/quote]
niby dlaczego? jakiekolwiek ograniczanie sie w jednym kierunku jest dla mnie glupota. rownie dobrze moge podniecac sie ulver, sluchac mayhem czy coil a czasem miec ochote na wrzucenie jakiegos smooth jazzu / jakiejs czystej elektroniki.
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
- Gore_Obsessed
- zahartowany metalizator
- Posty: 5447
- Rejestracja: 10-06-2003, 06:33
-
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1552
- Rejestracja: 20-05-2007, 16:28
Ulver lubię za niespodzianki, eksperymenty. Nie powiem, że na pewno rozumiem tę muzykę, ale nie powiem też, że to totalny chaos. Zresztą free jazz też pozornie wygląda na totalny chaos, a jaki jest cudowny!
Muzyka tego typu zaspokaja pewne określone emocje, potrzeby. Mi jest potrzebna do życia jak powietrze.

- Azael69
- rozkręca się
- Posty: 70
- Rejestracja: 01-03-2007, 00:53
- Lokalizacja: Londyn - Hrubieszow
[quote][i]Wysłane przez twoja_stara_trotzky[/i]
no pewno moja, bo wszystko się zgadza: wiedzę muzyczną mam, przerośnięte ego też
[i]ULVER – "Blood Inside" (Jester Records 2005)
Czy potraficie sobie wyobrazić album nagrany z absolutnym lekceważeniem wszystkich aktualnych muzycznych trendów, a zarazem wywracający trzewiami na wierzch calusieńką rockową (i nie tylko) spuściznę ostatnich kilkudziesięciu lat? Czy zachęcająca wydaje się Wam wizja współpracy jednego z najciekawszych producentów rockowych ostatnich 20 lat – Ronana C. Murphy (King Crimson, Ministry, Yes, Tool, Tony Levin, The Rollins Band) z muzykami, dla których jedynym ograniczeniem wydaje się być nieustanny pęd ku artystycznej transgresji? Czy przypominacie sobie jakąś płytę, która w momencie swojego wydania była tak nowa, inna i niespotykana, a przy tym tak wielopłaszczyznowa, że próby jakiegokolwiek opisania jej za pomocą typowych handlowych szufladek i prostej dziennikarskiej terminologii były z góry skazane na bezwarunkową kapitulację? Ja, szczerze mówiąc, nie przypominam sobie czegoś podobnego, i, być może dlatego, jedyną rzeczą, którą mogę zrobić, aby przybliżyć Wam ten album jest zdanie się na luźne skojarzenia, na swoisty potok nawiązań rysujący się gdzieś w mojej głowie, podczas setnego juz chyba odsłuchu tego doskonałego krążka.
Czy potraficie sobie wyobrazić King Crimson przeniesione żywcem w kosmos, Van Der Graff Generator mixowane przez Coil, Petera Gabriela śpiewającego w wielkiej pustej hali do odtwarzanych z taśm podkładów rodem z płyt Toma Waitsa, Mike Pattona improwizującego z Vanilla Fudge, Petera Hammilla rysującego swoja wizję Zagłady Domu Usherów w bombastycznej konwencji Gwiezdnych Wojen, Laibacha odgrywającego kolędy z mocno jazzującym zacięciem, w aranżacji opartej o delikatne dzwonki i głos? Czy w waszych głowach jest miejsce dla Boyda Rice niemiłosiernie znęcającego się nad archiwalnymi nagraniami toccat Bacha i zmieniającemu je w odgłosy dźwiękowej apokalipsy? Czy kusi Was obietnica Nurse With Wound coverującego Can w niesamowicie brudnej, black metalowo-noiseowej konwencji? Czy wyobrażacie sobie surrealistyczną ścieżkę dźwiękową do zakwaszanej wizji, w której Mechaniczna Pomarańcza Kubricka łączy się z biblijną alegoryką i miltonowskim obrazem wojny w Raju? Czy nęcąca wydaje się Wam potworna hybryda jazzu, art rocka, industrialu, nowych brzmień, muzyki filmowej, black metalu i sam Diabeł wie czego jeszcze, galopująca dziko przez rockowy dom wariatów?
Jeżeli przynajmniej wydaje Wam się, że wiecie, o czym piszę, to z dużą dozą prawdopodobieństwa docenicie ten album już teraz – dziś, jeżeli nie, to docenicie go pewno za rok, dwa, pięć lat. W najgorszym wypadku docenią go za 20 lat wasze dzieci, kiedy wy będziecie po raz piętnasty oglądać pomarszczonego siedemdziesięcioletniego Dicknsona, wyjącego do umocowanego na starczej lasce mikrofonu wciąż to samo, stare "Fear of the dark...".
Płyta doskonała, odważna, pełna niespotykanej na rockowym poletku artystycznej wyobraźni, zaskakująca, nieprzewidywalna. Album, o którym będzie się pamiętać przez lata. Zdecydowanie nowa jakość – i aż duma człowieka rozpiera, gdy sobie pomyśli, ze całe to dźwiękowe wizjonerstwo narodziło się w głowach muzyków, którzy zaczynali jako zespół metalowy. Absolutny faworyt do tytułu płyty roku, a być może i najciekawszy krążek z szeroko pojętą muzyką rockową, jaki ukazał się w tym wieku. Absolutnie porażające.
100 / 100
trotzky [/i] [/quote]
Zawsze mnie ciekawi w przypadku takich porównań, coby sobie pomyśleli twórcy Blood Inside gdyby to przeczytali.
Swoją drogą polecam lekturę negatywnych recenzji BI na
metal-archives. W zasadzie wszystkie te elementy, które tam są traktowane jako minus, tak na dobra sprawę świadczą o wartości tej płyty.
no pewno moja, bo wszystko się zgadza: wiedzę muzyczną mam, przerośnięte ego też

[i]ULVER – "Blood Inside" (Jester Records 2005)
Czy potraficie sobie wyobrazić album nagrany z absolutnym lekceważeniem wszystkich aktualnych muzycznych trendów, a zarazem wywracający trzewiami na wierzch calusieńką rockową (i nie tylko) spuściznę ostatnich kilkudziesięciu lat? Czy zachęcająca wydaje się Wam wizja współpracy jednego z najciekawszych producentów rockowych ostatnich 20 lat – Ronana C. Murphy (King Crimson, Ministry, Yes, Tool, Tony Levin, The Rollins Band) z muzykami, dla których jedynym ograniczeniem wydaje się być nieustanny pęd ku artystycznej transgresji? Czy przypominacie sobie jakąś płytę, która w momencie swojego wydania była tak nowa, inna i niespotykana, a przy tym tak wielopłaszczyznowa, że próby jakiegokolwiek opisania jej za pomocą typowych handlowych szufladek i prostej dziennikarskiej terminologii były z góry skazane na bezwarunkową kapitulację? Ja, szczerze mówiąc, nie przypominam sobie czegoś podobnego, i, być może dlatego, jedyną rzeczą, którą mogę zrobić, aby przybliżyć Wam ten album jest zdanie się na luźne skojarzenia, na swoisty potok nawiązań rysujący się gdzieś w mojej głowie, podczas setnego juz chyba odsłuchu tego doskonałego krążka.
Czy potraficie sobie wyobrazić King Crimson przeniesione żywcem w kosmos, Van Der Graff Generator mixowane przez Coil, Petera Gabriela śpiewającego w wielkiej pustej hali do odtwarzanych z taśm podkładów rodem z płyt Toma Waitsa, Mike Pattona improwizującego z Vanilla Fudge, Petera Hammilla rysującego swoja wizję Zagłady Domu Usherów w bombastycznej konwencji Gwiezdnych Wojen, Laibacha odgrywającego kolędy z mocno jazzującym zacięciem, w aranżacji opartej o delikatne dzwonki i głos? Czy w waszych głowach jest miejsce dla Boyda Rice niemiłosiernie znęcającego się nad archiwalnymi nagraniami toccat Bacha i zmieniającemu je w odgłosy dźwiękowej apokalipsy? Czy kusi Was obietnica Nurse With Wound coverującego Can w niesamowicie brudnej, black metalowo-noiseowej konwencji? Czy wyobrażacie sobie surrealistyczną ścieżkę dźwiękową do zakwaszanej wizji, w której Mechaniczna Pomarańcza Kubricka łączy się z biblijną alegoryką i miltonowskim obrazem wojny w Raju? Czy nęcąca wydaje się Wam potworna hybryda jazzu, art rocka, industrialu, nowych brzmień, muzyki filmowej, black metalu i sam Diabeł wie czego jeszcze, galopująca dziko przez rockowy dom wariatów?
Jeżeli przynajmniej wydaje Wam się, że wiecie, o czym piszę, to z dużą dozą prawdopodobieństwa docenicie ten album już teraz – dziś, jeżeli nie, to docenicie go pewno za rok, dwa, pięć lat. W najgorszym wypadku docenią go za 20 lat wasze dzieci, kiedy wy będziecie po raz piętnasty oglądać pomarszczonego siedemdziesięcioletniego Dicknsona, wyjącego do umocowanego na starczej lasce mikrofonu wciąż to samo, stare "Fear of the dark...".
Płyta doskonała, odważna, pełna niespotykanej na rockowym poletku artystycznej wyobraźni, zaskakująca, nieprzewidywalna. Album, o którym będzie się pamiętać przez lata. Zdecydowanie nowa jakość – i aż duma człowieka rozpiera, gdy sobie pomyśli, ze całe to dźwiękowe wizjonerstwo narodziło się w głowach muzyków, którzy zaczynali jako zespół metalowy. Absolutny faworyt do tytułu płyty roku, a być może i najciekawszy krążek z szeroko pojętą muzyką rockową, jaki ukazał się w tym wieku. Absolutnie porażające.
100 / 100
trotzky [/i] [/quote]
Zawsze mnie ciekawi w przypadku takich porównań, coby sobie pomyśleli twórcy Blood Inside gdyby to przeczytali.
Swoją drogą polecam lekturę negatywnych recenzji BI na
metal-archives. W zasadzie wszystkie te elementy, które tam są traktowane jako minus, tak na dobra sprawę świadczą o wartości tej płyty.
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
Many of you have been waiting for sound, and we are sorry for the silence. We needed to be alone, without the hustle and bustle of the living. We are uncomfortable with the world, the industry and our place. We have been working, sluggishly, well aware we could end up with nothing. Nonetheless we believe we have succeeded in giving our fears some kind of form. SHADOWS OF THE SUN, our 7th full-length album, is finished and will be released October 1st. We feel it is our most personal record to date. Low-key, dark, and tragic. As we are.
ULVER, Oslo, July 13 2007.
Czyli do października, choć pewnie na forum już we wrześniu będą odbywać się batalie.
ULVER, Oslo, July 13 2007.
Czyli do października, choć pewnie na forum już we wrześniu będą odbywać się batalie.
- Morph
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 8973
- Rejestracja: 27-12-2002, 12:50
- Lokalizacja: hyperborea
- Kontakt:
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
- Gore_Obsessed
- zahartowany metalizator
- Posty: 5447
- Rejestracja: 10-06-2003, 06:33