08-02-2017, 10:26
Nowy album Sepultury zdążył już się wchłonąć więc można napisać o nim kilka słów. Zeby rozwiać wszelkie wątpliwości, nadmienię, że klasyczne pozycje w dyskografii tego zespołu są nadal niezagrożone i są klasyką samą w sobie, nowy krążek nie zbliża się do nich i na pewno nie będzie na piedestale jak tamte - ale choćby nie wiem jak próbował, nie odmówię mu jednego. Tym razem Andreas i spółka postarali się i nagrali album, który określiłbym najlepszym, jaki wydali po epoce z Maxem na wokalu. Po tylu latach poszukiwań, eksperymentowania, nagrywania słabych płyt, w końcu pojawił się materiał, który słucha się przyjemnie. Zespół nie zrezygnował całkowicie z eksperymentów - pojawiły się tutaj nawet smyczki, ale bez obaw, użyte są z umiarem i wyczuciem, fajnie podkreślają klimat i nie dominują w utworze. Kawałki są zróżnicowane, łatwo wpadają w ucho i mają tego przysłowiowego pazura, czyli coś, czego dawno w ich muzyce nie było. Owszem, był na ostatnim krążku, ale szczerze powiedziawszy, nie słuchałem go dawno i niewiele pamiętam. Inaczej ma się sprawa z "Machine messiah", kilka przesłuchań i właściwie można nucić sobie te piosenki podczas porannego golenia. Szczerze trzeba przyznać, że gdzieś tak po 7 utworze siada nieco dynamika ale nie wkrada się tam jeszcze nuda czy brak pomysłów, więc niekoniecznie nazwałbym to jakimś problemem. Najtwardsi z najtwardszych, dla których Sepultura skończyła się na "Schizophrenii" czy "Arise", powinni udawać że ta płyta nie istnieje, pozostali mogą spróbować. Jak dla mnie zaskoczenie w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu.