longinus696 pisze:evildead pisze:Gdzieś tam czytałem o jakimś wyczuwaniu nadchodzących trendów przez Metallikę. Jakich kurwa trendów? W mainstreamowych mediach jeśli chodzi o muzykę rockową królowały pudle, bezsprzecznie Bon Jovi, jakieś popmetalowe wynalazki typu późny Def Leppard. Z rzeczy których nie można by nazwać popem w przebraniu w zasadzie tylko G'N'R.
Oczywiście, że wyczuli trendy. Powtórzę raz jeszcze: to był czas garażowego rocka wchodzącego do mainstreamu - odkrycie grunge'u, który kiełkował już od drugiej połowy lat 80-tych, ale dotarł do szerokiej świadomości dzięki Nirvanie i pozostałym ekipom z Seattle, które akurat w 1991 r. wydały swoje najlepiej przyjęte albumy. Stylistycznie czarna Metallica jest jednak bliższa takiemu (w sumie piosenkowemu, acz nie pozbawionemu brudu) graniu niż thrashowe gonitwy riffów i kanonady perkusyjne.
Tyle, że Metallica z takim typowym thrashem wiele wspólnego nie miała - AJFA i pojedyncze numery na poprzednich
Ride The Lightning, Escape (ten to kuźwa fajnie by brzmiał na dwójce Maidenów), Creeping Death, Seek And Destroy - toż to są fajne piosenki opakowane w palm muting (to zresztą dla mnie zawsze było siłą Metalliki - potrafili pisać fajne piosenki, raczej trzymali się heavy metalowej strony thrashu, i jestem sobie w stanie wyobrazić "Wherever I May Roam" w bardziej cekiniarskiej wersji na II lub III, i tak samo jestem sobie w stanie wyobrazić From Whom... w wersji bardziej ascetycznej na Czarnym). Stawiali raczej na średnie tempa i marsze niż na "gonitwy i kanonady".
I to samo było potem - tak więc stylistycznie na BA Metallica jest bliższa samej sobie niż brudasom we flanelach. Zwłaszcza, że brzmiała potężnie, czysto, ciężko, po prostu heavy metalowo - tam nie było miejsca na wyreżyserowane niedbalstwo, sprzęgnięcia etc.
To KOMPLETNIE inna bajka, KOMPLETNIE inne korzenie - Czarny Album to żadne nowe, to dalej jebany heavy metal, headbanging, granie na wiośle w mega rozkroku, rurki i długie pióra. Tyle, że dorosły.
ultravox pisze:Ja bym jednak nie mieszał tych dwóch rzeczy. Sukces Nirvany był czymś całkowicie nieoczekiwanym i raczej nikt tego nie mógł przewidzieć pół roku wcześniej. Oczywiście czarny album jest próbą złagodzenia brzmienia i uczynienia tej muzyki bardziej przystępną, ale więcej ma wspólnego z tym co robiły ekipy pokroju Guns n' Roses i rockiem stadionowym (czyli sprawdzonymi komercyjnymi wzorcami) niż z wywodzącym się ze sceny niezależnej garażowym rockiem, który przed sukcesem singla "Smells Like Teen Spirit" był zjawiskiem całkowicie niszowym (i nic nie wskazywało na to, że stan ten ulegnie zmianie).
Akurat Guns`n Roses zrobili rzecz odwrotną - tak se popatrzyli na te wszystkie Motleje, Łajtsnejki, Bondżowi i inne Deflepardy i stwierdzili "co za kurwa banda pedałów, my wam pokażemy rock`n rolla". :)))
Co do Nirvany - prawda, kiedyś tam czytałem, że wytwórnia szykowała się na nakład kilkusettysięczny, tak wierzyła w swoich podopiecznych ;) a było to w momencie, w którym BA właśnie wchodził na rynek.
W ogóle co to był kurwa za rok... Czarna, Nevermind, Blood Sugar Sex Magik, Use Your Illusion, Innuendo, Ten - masakra. :))