Perły sprzed lat

Zasada tworzenia tematu - NAZWA ZESPOŁU + ewentualnie tytuł płyty lub inna treść jeżeli coś chcemy dodać.

Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed

Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

18-05-2008, 17:13

szkoda tylko, że panowie się zniechęcili i późniejsze płyty to już inna bajka, chociaż dwójkę też lubię, bo taka mocno Stonesowata jest ;)
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

26-05-2008, 18:12

a teraz będzie spokojniej i bardziej rockowo...

Obrazek

RUBICON - What Starts, Ends [1992]

FIELDS OF THE NEPHILIM wielkim zespołem BYŁ. I nie ma chyba nikogo, kto by wątpił, że w drugiej połowie lat 80 było to jedno z najciekawszych ZJAWISK w muzyce rockowej. Nie tylko pokazali, że można z sensem połączyć filmy Sergio Leone, okultyzm i postapokalipyczne klimaty Mad Maxa, ale swój niecodzienny image zobrazowali cudowną, równie synkretyczną muzyką. Zakorzenieni w nowej fali i pierwszej fali rocka gotyckiego, nie unikali też nawiązań do tak róźnych zespołów jak PINK FLOYD czy ...MOTORHEAD. Wszystko jednak miało ręce i nogi. było jedyne w swoim rodzaju. Jednak sielanka nie trwała wiecznie. tuż po nagraniu opus magnum zespołu, czyli plyty Elizium, chuj wszystko, mówiąc obrazowo, strzelił. Doszło do tarć na lini charyzmatyczny wokalista, diaboliczna inkarnacja Jima Morrisona - Carl McCoy - reszta zespołu. no i się panowie rozstali... McCoy rozpoczął swój flirt z death metalem i industrialem (sic!), zaś reszta chłopaków założyła właśnie RUBICON.

I nie ma co zastanwiać się czy What Starts, Ends to album równie wybitny jak The Nephilim czy Elizium. Nie ma też sensu dywagować, czy takim byłby, gdyby śpiewał na nim McCoy. Bo nie śpiewa. W każdym razie płyta, chociaż świata nie zmienia, to jest zwyczajnie piękna. A miała być katastrofą...

Andy Delany, gość zupełnie anonimowy, obdarzony za to klasycznie rockowym głosem z lekką chrypą, ciepłym, momentami nawet soulującycm(sic!) wydawał się pasować do TEJ muzyki niczym pięść do nosa. I tak w sumie ten album przyjęto - jako rozczarowanie. Z czasem jednak, kiedy emocje opadły, płyta zaczęła "rosnąć". no i rośnie cały czas...

Muzycznie mamy tu w zasadzie kontynuację Elizium, być może nieco ostrzejszą, bardziej żywą, a momentami nawet "metalizującą". Charakterystyczne równie przytłumione co rozmyte brzmienie. Pogłosy, dźwiękowe plamy, gitarowe aranżacje oplatające słuchacza niczym zgrabne pajęczyny. Jest ta sama głębia co na Elizium. inny jest jednak wydźwięk całości. Nie ma tu tego namacalnego mroku, podróży do jądra ciemności... nie ma po prostu McCoya... jest jednak coś innego. What Starts, Ends, zgodnie ze swoim tytułem, jest po prostu piekielnie smutnym albumem. Głos Delanyego sprawia, że więcej czuć tu rocka progresywnego, że całosć staje się "jaśniejsza". To jednak wcale nie jest zarzut. W tym wypadku "inne" nie oznacza "gorsza" (no może trochę).

Panowie nagrali jeszcze jedną płytę w tym składzie, jednak już znacznie słabszą, zupełnie pozbwioną konotacji z FOTN. A dziś... a dziś, podobnie jak i McCoy, rozmieniają się na drobe w NFD czy LAST RITES... SZKODA.

coś byś ktoś - priv ;)
Awatar użytkownika
Triceratops
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 18131
Rejestracja: 25-05-2006, 20:33
Lokalizacja: Impossible Debility

26-05-2008, 23:27

twoja_stara_trotzky pisze:Panowie nagrali jeszcze jedną płytę w tym składzie, jednak już znacznie słabszą, zupełnie pozbwioną konotacji z FOTN
Gluchys, zmienili konotacje na The Cult :D
woodpecker from space
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

26-05-2008, 23:32

na jedynce TAAAK, na dwójce to raczej na jebany britpop ;)
Awatar użytkownika
Triceratops
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 18131
Rejestracja: 25-05-2006, 20:33
Lokalizacja: Impossible Debility

26-05-2008, 23:35

Ty nie masz tej plyty.
woodpecker from space
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

26-05-2008, 23:36

mam, chociaż nie oryginalną ;)
Awatar użytkownika
Czesław
rasowy masterfulowicz
Posty: 2446
Rejestracja: 08-02-2007, 19:42

26-05-2008, 23:45

Kompletnie nawet nie rozumiem po jakiemu rozmawiacie w temacie. Tak jestem ignorantem.
Awatar użytkownika
twoja_stara_trotzky
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9857
Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
Lokalizacja: 3city

27-05-2008, 18:51

a to ja tylko Hydra-Calm mogę wyciągnąć, bo inne mam w kartonie z CDR, a nie na półce ;)
Awatar użytkownika
angelique
rozkręca się
Posty: 76
Rejestracja: 27-01-2007, 17:52
Lokalizacja: HGW, Poland

29-05-2008, 08:37

twoja_stara_trotzky pisze:a teraz będzie spokojniej i bardziej rockowo...

Obrazek

RUBICON - What Starts, Ends [1992]

FIELDS OF THE NEPHILIM wielkim zespołem BYŁ. I nie ma chyba nikogo, kto by wątpił, że w drugiej połowie lat 80 było to jedno z najciekawszych ZJAWISK w muzyce rockowej. Nie tylko pokazali, że można z sensem połączyć filmy Sergio Leone, okultyzm i postapokalipyczne klimaty Mad Maxa, ale swój niecodzienny image zobrazowali cudowną, równie synkretyczną muzyką. Zakorzenieni w nowej fali i pierwszej fali rocka gotyckiego, nie unikali też nawiązań do tak róźnych zespołów jak PINK FLOYD czy ...MOTORHEAD. Wszystko jednak miało ręce i nogi. było jedyne w swoim rodzaju. Jednak sielanka nie trwała wiecznie. tuż po nagraniu opus magnum zespołu, czyli plyty Elizium, chuj wszystko, mówiąc obrazowo, strzelił. Doszło do tarć na lini charyzmatyczny wokalista, diaboliczna inkarnacja Jima Morrisona - Carl McCoy - reszta zespołu. no i się panowie rozstali... McCoy rozpoczął swój flirt z death metalem i industrialem (sic!), zaś reszta chłopaków założyła właśnie RUBICON.

I nie ma co zastanwiać się czy What Starts, Ends to album równie wybitny jak The Nephilim czy Elizium. Nie ma też sensu dywagować, czy takim byłby, gdyby śpiewał na nim McCoy. Bo nie śpiewa. W każdym razie płyta, chociaż świata nie zmienia, to jest zwyczajnie piękna. A miała być katastrofą...

Andy Delany, gość zupełnie anonimowy, obdarzony za to klasycznie rockowym głosem z lekką chrypą, ciepłym, momentami nawet soulującycm(sic!) wydawał się pasować do TEJ muzyki niczym pięść do nosa. I tak w sumie ten album przyjęto - jako rozczarowanie. Z czasem jednak, kiedy emocje opadły, płyta zaczęła "rosnąć". no i rośnie cały czas...

Muzycznie mamy tu w zasadzie kontynuację Elizium, być może nieco ostrzejszą, bardziej żywą, a momentami nawet "metalizującą". Charakterystyczne równie przytłumione co rozmyte brzmienie. Pogłosy, dźwiękowe plamy, gitarowe aranżacje oplatające słuchacza niczym zgrabne pajęczyny. Jest ta sama głębia co na Elizium. inny jest jednak wydźwięk całości. Nie ma tu tego namacalnego mroku, podróży do jądra ciemności... nie ma po prostu McCoya... jest jednak coś innego. What Starts, Ends, zgodnie ze swoim tytułem, jest po prostu piekielnie smutnym albumem. Głos Delanyego sprawia, że więcej czuć tu rocka progresywnego, że całosć staje się "jaśniejsza". To jednak wcale nie jest zarzut. W tym wypadku "inne" nie oznacza "gorsza" (no może trochę).

Panowie nagrali jeszcze jedną płytę w tym składzie, jednak już znacznie słabszą, zupełnie pozbwioną konotacji z FOTN. A dziś... a dziś, podobnie jak i McCoy, rozmieniają się na drobe w NFD czy LAST RITES... SZKODA.

coś byś ktoś - priv ;)
Z tego co pomnę, to McCoy chyba wygrał proces o nazwę i dlatego ekipa nazwała się Rubicon...

Ale dzięki temu, że FOTN się rozleciało McCoy wypuścił w 1996 roku pod szyldem The Nefilim GENIALNY album "Zoon". Panie, jaki tam klimat jest, album niszczy obiekty, genialnie nagrane wokale, gitary jak żylety, całe tło, te szumy szepty, krzyki to mistrzostwo świata.
Gdzieś wyczytałem łatkę "gothic thrash" i pomimo że wieśniacko to brzmi to zaskakująco pasuje do tego albumu...
KULT !!!
Jak można znosić myśl, że dąży się do zła....
Awatar użytkownika
madmaxia
rozkręca się
Posty: 39
Rejestracja: 02-10-2006, 21:41
Lokalizacja: Opole/Lubliniec

31-05-2008, 14:58

No się muszę przyznać bez bicia,że swego czasu oczień mnoga słuchałam FOTN i Nefilim, ma to swój klimat, niestety w tej chwili muszę toto ostrożnie dawkować, żeby się nie pociąć ;)
юзал читы в CS хоть раз, пошел нахуй с ресурса-
ты пидорас!!!


Obrazek
jesterSS

01-06-2008, 10:48

Polecam Sons of Neverland "Soulkeeper", skoro mowa o takich klimatach.
Awatar użytkownika
Triceratops
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 18131
Rejestracja: 25-05-2006, 20:33
Lokalizacja: Impossible Debility

Re:

03-06-2008, 22:01

jesterSS pisze:Polecam Sons of Neverland "Soulkeeper", skoro mowa o takich klimatach.
Ale chyba jako ciekawostke, bo to kompletny rip-off z Nephilim w dodatku za automatem perkusyjnym. Mozna na to nabrac ze nowa plyta Nephilim, ciekawe reakcje.
woodpecker from space
Awatar użytkownika
Triceratops
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 18131
Rejestracja: 25-05-2006, 20:33
Lokalizacja: Impossible Debility

Re: Re:

03-06-2008, 22:36

Drone pisze:
Triceratops pisze:
jesterSS pisze:Polecam Sons of Neverland "Soulkeeper", skoro mowa o takich klimatach.
Ale chyba jako ciekawostke, bo to kompletny rip-off z Nephilim w dodatku za automatem perkusyjnym. Mozna na to nabrac ze nowa plyta Nephilim, ciekawe reakcje.
No i ta okładka : czterech McCoyów bardziej prawdziwych od tego prawdziwego. ;)
Trzech, to bylo trio :D
woodpecker from space
Awatar użytkownika
Triceratops
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 18131
Rejestracja: 25-05-2006, 20:33
Lokalizacja: Impossible Debility

Re: Perły sprzed lat

04-06-2008, 22:27

O jaki odzew :D Ja sam nie wiem czy nie lubie bardziej Dusted za hiciarski PIcasso Trigger w kazdym razie imho zespol od poczatku do konca trzymal poziom tworzac specyficzna mieszanke industrialu i metalu.
woodpecker from space
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

Re: Perły sprzed lat

05-06-2008, 20:24

No, nie znałem tego. Drone'owa recka mnie zachęciła. Wczoraj zdążyłem sobie skombinować tę płytkę, ale jeszcze nie mam czasu przesłuchać.
The imagination is a muscle. It has to be exercised. Luis Bunuel

http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
Awatar użytkownika
4m
weteran forumowych bitew
Posty: 1277
Rejestracja: 01-01-2008, 12:01
Lokalizacja: z pyłów, energii, świateł i cieni...

Re:

06-06-2008, 19:52

Hoelderlin - Hoelderlin (1975/2007)
EMI/Intercord
Obrazek
1 Schwebebahn 07:22
2 I Love My Dog 05:39
3 Honeypot 08:51
4 Nürnberg 03:06
5 Deathwatchbeetle 17:36
6 Deathwatchbeetle (Live 1974) 14:44

Czym byłoby życie bez nadziei? Iskrą odrywającą się od rozpalonego węgla i gasnącą natychmiast.
Friedrich Hölderlin (1770–1843), niemiecki poeta, nie został doceniony za życia. Długoletnia choroba sprawiła, że nie zdążył wryć się w świadomość czytelników i został na lata zapomniany. Doznawał zaników pamięci, dziwacznych wizji, nagłych ataków szału, napadów słowotoku. Gdy obłęd pogłębił się do stopnia nie dającego nadziei na poprawę, poetę przeniesiono do Tybingi, gdzie pozostał już do końca życia - niemal 36 lat – w domu stolarza Zimmera zwanym "wieżą". Zamknął się na zawsze we własnym, chorym świecie. Za "odkrywców" Hölderlina uchodzą m.in. Friedrich Nietzsche i Wilhelm Dilthey, a później zachwyciły się nim takie sławy literackie jak Rainer Maria Rilke i Thomas Mann. Fascynacja Hölderlinem nie ominęła ówczesnych filozofów, jak np. Martin Heidegger, Hans-Georg Gadamer, Theodor Adorno, György Lukács oraz pisarzy, m.in. Heinricha Manna i Hermanna Hesse. Mroczna wizja ludzkiej natury, pierwotny związek człowieka z przyrodą, swoisty "letarg" uczuć wyższych, ale także piękno ziemi niemieckiej, odwołania do filozofii – to wątki stale pojawiające się w jego twórczości.

Geneza nazwy tego zespołu nie jest już zatem obca. Muzyka też nie powinna brzmieć obco dla kogoś kto nawet ledwie liznął lata '70-te. Piszę tutaj jednak o tym konkretnym albumie, bo wcześniejszy o 3 lata debiut to już inna muzyka. Początek albumu nie może nie skojarzyć się z King Crimson z okresu '71-'74. Charakterystyczne skrzypce, iskrzące między dźwiękami napięcie i nerwowowość klimatu zapowiadają, że nie będzie lekko, miło i przyjemnie. Tak jednak jest! Jednak to dopiero w drugim utworze "I Love My Dog", do którego tekst myślę, że mógłby napisać dlugopisyyyyyyyyyy :) Pierwsza część to nieco progfolkowe granie, ale w połowie wchodzi ciężka karmazynowo jazzująca solówka saksofonu, która wszystko wywraca do góry nogami i zaczyna się robić psychodelicznie. Honeypot - mellotron, karmazynowość, aż ciarki chodzą po plecach z manierą wokalną pomiędzy Peterem Hammillem, a jego imiennikiem Gabrielem. Wybitne! W Nurnberg mamy za to dużo z Genesis. Krótka, ale niezwykle urocza miniaturka przywołująca echa "Selling England...". Dalej sprawdźcie już sami co tam jest :)

Czym byłoby życie bez nadziei? Tak, przesłuchując setki płyt z okresu '69-'76 często łapię się na tym, że ich wartość zakrywa mi złudzenie, że już wszystko to słyszałem na innych płytach. Czy jednak to nie wspaniałe, że pomimo mojego znudzenia taką muzyką ciągle znajduję płyty, które przypominają mi to uczucie towarzyszące pierwszym odsłuchom najwybitniejszych płyt z gatunku. I to uczucie jest tak świeże i intensywne, że wydobywa inne zapomniane uczucia. Teoretycznie to nic nowego, płyta z muzyką, która umarła 30 lat temu. To jednak tylko złudzenie, posłuchajcie sami, niesamowita muzyka :)
Ostatnio zmieniony 04-07-2008, 09:48 przez 4m, łącznie zmieniany 3 razy.
from the thunder
and the thought
and the chaos
that free the form
vulture

Re: Perły sprzed lat

11-06-2008, 20:07

:shock: Nie znam.Brzmi zajebiście zachęcająco.rozpoczynam poszukiwania.
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

Re: Perły sprzed lat

17-06-2008, 23:07

Obrazek

HIGH TIDE - Sea Shanties [1969]

Był już proto-sludge w postaci Blue Cheer, teraz będzie proto-prog-metal. Taką etykietkę, jakkolwiek głupio by ona nie brzmiała, niektórzy przyklejają debiutowi High Tide. Osobiście nie upierałbym się przy tym "metalu" (choć fakt faktem, jest to muza z wykopem), ale człon "prog" jest tu jak najbardziej zasłużony. Bez wątpienia High Tide byli w swoim czasie bardzo oryginalni i bardzo "do przodu". Kartą przetargową tej płyty były elektryczne skrzypce obsługiwane przez Simona House'a (tego samego, który potem terminował w Third Ear Band, następnie w Hawkwind, by jeszcze później podczepić się pod Davida Bowie). Cały album wypełnia niesamowita wręcz szermierka między tym instrumentem a gitarą elektryczną. Zmagania te wyeksponowane są w niektórych momentach aż do przesady, co skutkuje częściowym "przepitoleniem" utworów. Nie zrażał bym się jednak na Waszym miejscu, bo na pewno nie jest to ten rodzaj "pitolenia", jaki praktykują dzisiejsi prog-rockowcy w swetrach. Niekiedy wytwarza się ciekawa kakofonia, która nabiera szaleńczego wydźwięku. Mam tu na myśli np. drugi kawałek "Death Warmed Up", gdzie cała plątanina dźwięków piętrzy się w nieskończoność, by co jakiś czas powrócić do motywu przewodniego, pomyślanego tak, że nawet dziś, po tylu latach, kopie w ryj. Sporo na tej płycie improwizacji i ognistych popisów instrumentalnych, ale dla równowagi dostajemy też porcję uczciwego, prostszego riffowania. Panowie potrafią też zwolnić, wówczas nutkę niepokoju sieje Tony Hill ze swoim charakterystycznym, nawiedzonym wokalem, przypominającym niekiedy manierę Jima Morrisona. Wszystko to podlane zostało psychodelicznym sosem, który jakoś spaja całą tę nawałnicę pomysłów i łagodzi progresywną manierę. Należy też przyznać, że każdy z sześciu kawałków jest na swój sposób charakterystyczny, a nawet przebojowy, choć można tego nie odczuć przy pierwszych przesłuchaniach. Płyta bowiem cierpi troszeczkę w wyniku nagromadzenia drobnych smaczków. Być może dla kogoś będzie to stanowić o jej uroku.
The imagination is a muscle. It has to be exercised. Luis Bunuel

http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
Awatar użytkownika
4m
weteran forumowych bitew
Posty: 1277
Rejestracja: 01-01-2008, 12:01
Lokalizacja: z pyłów, energii, świateł i cieni...

Re: Perły sprzed lat

03-07-2008, 10:54

longinus696 pisze:HIGH TIDE - Sea Shanties [1969]
Dobra płyta, trochę "przepitolona", ale takie ciągotki wtedy były na czasie. Rewelacyjny jak na tamten rok gitarzysta i bardzo ciekawe brzmienie całości. Na razie - po dwóch przesłuchaniach - nie usłyszałem jednak tam nic zaskakującego czy porywającego, więc High Tide rewolucji w moim topie "starego" grania nie zrobił. Trochę irytuje mnie rozdwojenie pomiędzy chęcią malowania dźwiękami, a chęcią dołożenia z grubej rury. Zespół gubi się czasami w tej przypadkowej żonglerce nastrojami. Nierówna, ale mimo wszystko dobra i ciekawa muzyka.
from the thunder
and the thought
and the chaos
that free the form
Awatar użytkownika
longinus696
zahartowany metalizator
Posty: 3644
Rejestracja: 20-02-2005, 01:19
Lokalizacja: Łódź

Re: Perły sprzed lat

03-07-2008, 13:56

4m pisze:Rewelacyjny jak na tamten rok gitarzysta
Hmmm? Wydaje mi się, że wtedy właśnie było zatrzęsienie dobrych warsztatowo muzyków.
4m pisze:Trochę irytuje mnie rozdwojenie pomiędzy chęcią malowania dźwiękami, a chęcią dołożenia z grubej rury. Zespół gubi się czasami w tej przypadkowej żonglerce nastrojami. Nierówna, ale mimo wszystko dobra i ciekawa muzyka.
Coś jest na rzeczy. Czuje się pewne "rozdwojenie jaźni", ale moim zdaniem to chęć pogodzenia rozbieżnych temperamentów w spójną całość. Myślę, że choć częściowo się to udało. W każdym razie wyszedł im album, który nie miał wówczas swojego odpowiednika, niczego nie powielał, stąd też chęć umieszczenia go w perłach.
Oczywiście ciężko było być mistrzem w roku wydania "In The Court Of The Crimson King" czy "Psychedelic Underground" (tę ostatnią też ktoś powinien tu wrzucić - szczególnie miłośnicy Nurse With Wound powinni czuć się zobowiązani : ))).
The imagination is a muscle. It has to be exercised. Luis Bunuel

http://musicamok.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
ODPOWIEDZ