Maria Konopnicka pisze:0ms pisze:Maria Konopnicka pisze:Teoretycznie możliwe...
Praktycznie tez.
....tyle, że mało prawdopodobne. Zresztą sam miałem znajomych, którzy przygodę z cięższym brzmieniem zaczynali w pierwszej połowie lat 90-tych od polskich zespołów punkowych, później Nirvany, Alice in Chains, Metallica, Pantera.... a już na początku drugiej połowy lat 90-tych zaklinali się ,że zaczynali od Sodom, Destruction, Sarcofago, Bathorego ,niemieckiego Poison podczas gdy dowiedzieli się o tych kapelach z wywiadów z Darkthrone czy Mayhem :)))
Dlatego dziś jakoś łatwiej uwierzyć mi ,że taki dwudziestoparolatek zaczynał od Amon Amarth, Arch Enemy czy nawet Slipknot, Limp Bizkit czy Korn niż od demówek Kreatora. Poison i Sarcofago :)
Troszkę mnie podkurwiłeś tym postem, więc wysmarowałem historię swojego życia - zanim ochłonąłem i zrozumiałem, że się wygłupiłem, było już zbyt dużo tekstu by usuwać :D
Nie licząc "śpiewanego" metalu typu METALLICA, MEGADETH, MANOWAR (mam udokumentowane, że starych albumów Mety 1-4 słuchałem już w wieku 5 lat! - bo starszy brat i kuzyn tego słuchali:), poza tym ojciec też gdzieś wtedy kupił mi "Kill'em All", ale to inna historia) - własne poszukiwania zacząłem w wieku ~13 lat. Kasetę "Pleasure to Kill" po prostu u siebie w domu znalazłem - skąd się wzięła do końca nie wiem, prawdopodobnie była pozostałością po sklepie z kasetami, którego mój stary był właścicielem na przełomie lat 80/90. Był to rok 2002. Oczywiście przy pierwszym kontakcie z tą muzyką prawie uszy mi zwiędły - uznałem, że kaseta jest źle nagrana, na zbyt dużych "obrotach" - bo nie wyobrażałem sobie, że można tak szybko napierdalać, ani tym bardziej tego słuchać :) Kaseta poleciała do szuflady, ale zainteresowałem się KREATORem (wszak byłem jedyną znaną mi osobą, która wiedziała o ich istnieniu - ten elitaryzm :))- miałem taśmę "Voices of Transgression", która mi się spodobała więc drążyłem temat - internety już wtedy były zatem dużo czasu nie minęło, nim położyłem łapska na "Extreme Aggression". I tu już się zaczęło na dobre. To jest album, który całkowicie zmienił moje postrzeganie muzyki - oczywiście nie stało się to nagle, stopniowo przekonywałem się do tego łomotu, ale w końcu doznałem iluminacji. Żadne tam melodie, żadne śpiewy, żadne patetyczne hymny, do jakich przyzwyczaiły mnie METALLICA, MANOWAR itd. - tylko ostre jak brzytwa riffy i wściekły wokal Petrozzy; to była dla mnie zupełnie inna jakość, inna filozofia muzyki. Poszedłem za ciosem i wziąłem się za "Terrible Certainty", "Coma of Souls", "Renewal" (w tzw. międzyczasie, albo i nawet wcześniej, u starego znalazłem płytę SLAYER - jakąś składankę, na której 10 pierwszych utworów to było "Reign in Blood", a reszta to wybrane numery z "Show No Mercy", "Seasons..." i "Divine Intervention". oczywiście w tym też się zakochałem, choć takiej euforii jak KREATOR to we mnie nie wywoływało:)). W końcu przypomniałem sobie o tej starej, TAKT-owskiej kasecie która od ponad roku leżała na dnie szuflady. Postanowiłem jeszcze raz spróbować - czułem, że byłem już gotów tego słuchać. Włączyłem i ... kurwa, tego nie da się opisać. Zmiotło, zabiło, wgniotło w glebę. Absolut. Miesiącami tego słuchałem, wracając ze szkoły nie mogłem się doczekać, aż wreszcie wrzucę to do magnetofonu. Do dziś zresztą uważam, że to najlepszy album, jaki kiedykolwiek powstał. :D
Na CARCASS rzuciłem się po tym, jak w jednym z odcinków "Beavis & Butthead" na VIVIE czy innym gównie zobaczyłem teledysk do "Heartwork" i się prawie zesrałem z wrażenia. Zacząłem, jak to mam w zwyczaju, chronologicznie - więc na samym starcie zderzyłem się z granicami ekstremy - i całkiem szybko się w tym zakochałem (zanim więc doszedłem do "Heartwork" byłem już zbyt radykalny, by słuchać melodyjnego death metalu :)). Potem było już z górki - żyłem tą muzyką, ta szaleńcza fascynacja chyba każdemu się udziela, gdy otwiera się przed nim świat thrash, death i black metalu i każdy kolejny album jaki wpada w łapska chłonie się jak gąbka wodę. Tłukłem tylko klasykę, lata 80. i początek 90.; nigdy nie zapomnę magii poznawania tej muzyki. Jako, że miałem wtedy naście lat - tak, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wychowywałem się na KREATOR, CARCASS, SODOM, SARCOFAGO, BATHORY itd. :)
Także możesz panie Marianie pierdolić sobie, że nie wierzysz - ale prawda jest taka, że to po prostu zazdrość. :) Fakty są takie, że już za szczeniaka miałem po prostu doskonały gust, co z perspektywy czasu widać jak na dłoni. Cóż - niektórzy się z tym rodzą, inni błądzą całymi latami przesłuchując tony czwartoligowego, powermetalowego gówna. :D