29-09-2014, 18:03
Ano, mam teraz fazę vaderową i odświeżyłem dosyć uważnie całą dyskografię z okazji koncertu, skądinąd bardzo dobrego.
Vader słuchałem bardzo długo w szkole, potem przyszedł czas na inne deathmetale i kapela Petera poszła w odstawkę, ale ostatnie dni uświadomiły mi, że niesłusznie, bo to zespół który niczym nie ustępuje klasykom gatunku, zresztą przecież sam już do tych klasyków się zalicza.
Ogólnie rzecz biorąc, pierwsze cztery albumy tego zespołu (czyli do Litany włącznie) to jest światowa ekstraklasa, totalnie zajebisty death metal i nakurw jedyny w swoim rodzaju. I właściwie nie wiem tak naprawdę, która z tych płyt jest naj-, bo każda jest trochę inna. Największy sentyment jest do De Profundis i tej chyba słucha mi się najmilej. Debiut to absolutna klasyka i masa doskonałych momentów, od początku do końca. BttB i Litany to z kolei krok w stronę większej szybkości i agresji; BttB przyspiesza nie rezygnując ze sporej dawki specyficznie vaderowej melodyjności, którą na Litany zredukowano do minimum na rzecz napierdalania. Nie jestem pewien, która z tych płyt jest lepsza, na razie, jak na neofitę przystało, faworyzuję Litany, wydaje mi się równiejsza.
Potem dosyć nagle magia znika i kolejne albumy są już pozbawione iskry bożej. Revelations, które mi się kiedyś podobało, nudzi mnie straszliwe, z wyłączeniem bardzo dobrego ostatniego numeru. The Beast ma fajne, thrashowe doładowanie, ale całościowo trochę nuży. Impressions In Blood, które niegdyś uważałem za album dobry, jawi mi się obecnie jako najgorszy vaderburger, do spółki z równie słabym Necropolis (a może nawet jeszcze gorszym? trudno powiedzieć). Obie są nudne, męczące i pozbawione kopa, brzmią jak produkty vaderopodobne a nie jak Vader którego kiedyś pokochałem za De Profundis. WttMR to zwyżka formy, ale dalej nienajlepiej; niemniej jednak są tam już wyraźnie dobre momenty, widać jakiś potencjał. I wreszcie Tibi Et Igni, płyta zaskakująco dobra i teraz nie mam żadnych wątpliwości: to najlepszy VADER od czasów Litany. Są na niej dobre numery i kilka wyrazistych przebojów, których się naprawdę dobrze słucha, nawet pomimo pewnych minusów (klawisze, solówki). Wejder is back po prostu. Oczywiście do pierwszej czwórcy album ten startu nie ma, ale jak na zespół, po którym nie oczekuję już absolutnie niczego jest to wydawnictwo bardzo satysfakcjonująće.
Litany mnie dosyć nieoczekiwanie trzepnęło i to mocno. Podoba mi się teraz to, za co tej płyty wcześniej nie lubiłem :D Czyli przede wszystkim wysunięta na przód sekcja: ta pancerna, ciężka jak skurwysyn perkusja, jak betoniarka rozpędzona na najwyższe obroty. Brzmienie jest skurwysyńskie, momentami słucha się tego jak jakiejś pojebanej techniawy, ale właśnie to mi się podoba: brutalna, bezkompromisowa intensywność obok której trudno przejść obojętnie. Kiedyś.mnie to odrzucało, teraz przyciąga. To zdecydowanie najbardziej nieprzyjazny dla słuchacza VADER.
Do tego dochodzi brak melodyjności, chociaż są tu i ówdzie porozrzucane nieco bardziej chwytliwe momenty, dzięki czemu album przykuwa uwagę i nie nuży jednostajnością, chociaż betoniarka jest rozpędzona od początku do końca na 100%. 8/10 spokojnie, a to bardzo wysoka ocena.
Na koniec ułożyłem sobie prywatną, vaderową nierówność odsłuchową, bo bez nierówności odsłuchowych masterful byłby uboższy.
9,5/10 > De Profundis > Ultimate Incantation = Litany > Black To The Blind >>>>>>> Tibi Et Igni > Welcome To The Morbid Reich >The Beast > Revelations > Impressions In Blood = Necropolis = 2,5/10
Na epki się nie porywam, bo je słabo znam. Najlepsze jest prawdopodobnie Sothis albo Kingdom; z nowych rzeczy - The Art Of War, która jest obok Tibi Et Igni może najlepszym Vaderem z okresu po Litanii.
Baton na tropach Yeti
You are just a
PART OF ME