28-08-2022, 10:37
Pomimo, że nie jestem fanem Machine Head, a Flynna uważam za ultradzbana, postanowiłem dać im szansę. Łudziłem się, że Vogg trochę naprostuje go i zmotywuje go do powrotu na właściwe tory (z takich gitarzystą wstyd grać popelinę). Single zresztą dawały nadzieję, bo choć brzmiały plastikowo, to jednak kilka klas wyżej, niż cokolwiek Flynn wydał po Bloodstone. No ale niestety jest gorzej niż myślałem. Kunsztu Vogga za bardzo nie czuć poza paroma solówkami i riffami. To, że niewiele jako kompozytor będzie miał tam do powiedzenia to było wiadome, ale bardziej myślałem, że jego podejście udzilei się Flynnowi.
Niemniej Wacławowi życzę szczęścia. Sporo go niefajnych przygód spotkało w życiu, więc zasłużył, by teraz móc sobie zarobić w końcu - a jeśli jemu to sprawia przyjemność i nie będzie miało wpływu na pozostałe projety, to już w ogóle lux. Paradoksalnie zresztą wszystko wskazuje na to, że na Decapitated ten transfer działa pozytywnie, bo groove i lightowe rzeczy mają tam zastosowanie, a Decapitated w końcu wróciło do ostrzejszego grania. Jakby jeszcze Rastaman został zastąpiony, to byłoby w ogóle świetnie (notabene bardzo spoko człowiek prywatnie, wokalista też niezły, ale mi po prostu ten hc vibe w Decap nigdy nie leżał).
Często jest tak...że nie, a potem coraz częściej jest tak...że nie, a potem zwykle jest tak...że nie. I potem zostaje już samo nie.