07-09-2012, 12:57
Jestem po trzech przesłuchaniach "DEK" i ... w sumie nie wiem, co napisać sensownego.
Może tak: po dwóch ostatnich płytach miałem naprawdę duże oczekiwania, pompowane szumnymi zapowiedziami Panów Tworców.
I chyba przedobrzyli...
To nie jest tak, że ta płyta jest chujowa i won pod łóżko. Ale trudno mi tu zawiesić na czymś ucho - na poprzedniej od razu "Forsaker", The Longest Year", "Inheritance" czy "Nephilim'" wpadały w ucho i nie wychodziły z kilka dni. A tutaj trzeba maksymalnie wytężać percepcję, żeby coś tam wychwycić. Jest w tym jakiś chaos, jakby łączyli na "Kropelkę" poszczególne fragmenty, ale bez myśli przewodniej (syndrom ProTools?). Niby kawałki się fajnie zaczynają (The Parting, Hypnone, Racing Heart), ale potem jakoś się wszystko rozłazi. Widać to szczególnie w refrenach - zdecydowanie powinni posiedzieć nad nimi dłużej. Gdyby Jonasz tak nie mendził w refrenach Hypnone i Racing Heart, byłyby naprawdę hiciory, bo aranżacje całkiem dają radę. A tak...
Zostają Ambitions i Undo You - nie mają może wielkiego potencjału, ale wprowadzają fajny klimat. KLIMAT - tego wisielczego nastroju na nowej płycie jest całkiem dużo, ale przez te rozmemłane momenty wszystko zlewa się w wielką muzyczną grudę.
Duet z panną z The Gathering też jakiś taki bez pomysłu...
Dam tej płycie szansę i będę dawkował dalej. Może w końcu zaskoczy... Z Tragic Idol Raju Udręczonego miałem podobnie, a teraz słucham codziennie.
Prawdziwy mężczyzna powinien być...ogolony i ciut, ciut pijany.
Bolesław Wieniawa-Długoszowski.