próbki demówek tez mają być niedługo
TRAUMA
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
- Żułek
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 16156
- Rejestracja: 10-07-2013, 15:43
- Lokalizacja: from hell
Re: TRAUMA
wywiado z Misterem (teraz trwa)
próbki demówek tez mają być niedługo
próbki demówek tez mają być niedługo
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.
memberlist.php?mode=&sk=d&sd=d#memberlist
memberlist.php?mode=&sk=d&sd=d#memberlist
- Żułek
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 16156
- Rejestracja: 10-07-2013, 15:43
- Lokalizacja: from hell
Re: TRAUMA
Wywiad z Jarosławem Misterkiewiczem, znanym także pod pseudonimem "Mister", współtwórcą takich elbląskich zespołów jak death/thrash metalowy Thanatos i death metalowa Trauma (Thanatos i Trauma to ten sam zespół ale po zmianie nazwy nastąpiła lekka zmiana bardziej w stronę death metalu stąd to rozróżnienie).
Time Of Revenge (TOR) / Jarosław Misterkiewicz (JM)
TOR: Cześć. Już jakiś czas pytałem się Ciebie o możliwość zrobienia wywiadu. Zgodziłeś się ale później miałem kilka rzeczy do zrobienia. Finalnie teraz nastał czas wywiadu z Jarosławem Misterkiewiczem z Traumy. Dzieli nas 20 wiosen i jedno lato. Powiedz mi na początku jak oceniasz współczesną scenę metalową z tym co zastałeś u progu lat 90?
JM: Hm... rzuciłeś temat, któremu śmiało można by poświęcić książkę. Może zatem przewrotnie zacznę od końca. Patrząc z perspektywy gościa grubo po pięćdziesiątce, który widział i przeżył to i owo, uważam, że obecnie żyjemy jak przysłowiowe pączki w maśle. Mamy możliwości i środki aby rozwijać swoje talenty i pasje, dzięki diametralnie innym możliwością niż przed laty. Jest internet, który hitem wdarł się w naszą codzienność i zmienił ją nieodwracalnie, tą muzyczną również. Wszystko stało się prostsze i nie wymaga już walenia głową w mur i kombinowania jak zrobić coś z niczego. Jeśli tylko czegoś naprawdę pragniesz jesteś dziś w stanie szybko się zorientować co powinienem uczynić, aby obrać właściwy kierunek na drodze do celu. Jeśli potrafisz oddzielać ziarno od plew to dowiesz się z internetu jak postawić pierwsze kroki i w jakim kierunku podążyć i to naprawdę w wielu dziedzinach. Sam dziś możesz być twórcą, managerem, sprzedawcą i dotrzeć do jakiejś grupy ludzi ze swoim "produktem" przynajmniej w takim detalicznym wymiarze. Dużym problemem jest jednak przesyt, a w związku z tym zmaganie się ze zmanierowaniem fanów, które wynika właśnie z tegoż przesytu. Wszystko mamy dostarczane pod sam nos, bez żadnego wysiłku, walki i zaangażowania w ilościach przekraczających znacząco nasze zdolności trawienne. W efekcie drastycznie zaniżamy poziom wymagań wobec samych siebie i rzadziej sięgamy po nasze własne złożą kreatywności. Tysiące premier płyt metalowych dziennie, tysiące koncertów.... Jest wszystkiego po prostu zbyt wiele w każdej dziedzinie. Mamy eldorado o którym marzyliśmy w moich czasach młodości ale z drugiej strony zadeptuje to w nas żar wyczekiwania i emocje z tym związane. W drugiej połowie lat 80-tych kiedy zaczynałem tak naprawdę niczego nie zastaliśmy. Żadnej wskazówki, śladów po których można było pójść ani kompasu. Była tylko nieodparta chęć grania brutalnej muzy i żar wspólnego muzykowania dla samych siebie, dla kumpli etc. Nikt nie myślał o "karierze" bo to była odległa mrzonka. Scena metalowa i cały nurt był czymś nowym, więc staraliśmy niemal po dziewiczym lądzie wraz z wieloma innymi zespołami z tamtego okresu. Trzeba pamiętać, że w owym czasie od zachodniego świata oddzielała nas "Żelazna kurtyna" i wszelkie trendy, nowinki, również ze świata muzycznego docierały ze sporym poślizgiem. Sporo inicjatyw kulturalnych w ówczesnej Polsce, mierzyło się z barierami absurdalnej rzeczywistości ówczesnego ustroju polityczno ekonomicznego. Nie mieliśmy wówczas dobrych instrumentów, możliwości wydawania kaset. Marzenie o rejestracji nagrań w studio przynajmniej w naszym mieście, gdzie nie było żadnej rozgłośni radiowej, było nierealne jak gruszki na wierzbie. Ówczesną scena to byli zwykli ludzie, których łączyła wspólna pasja do muzyki metalowej. Organizowali koncerty w osiedlowych domach kultury i undergroundowe festiwale, wydawali własnym sumptem zines, zakładali zespoły, nagrywali swoje dema na próbach i pocztą pantoflową rozprowadzali je. To kontakty miedzy ludźmi jak również ich otwartość i wzajemne wspieranie swych działań ulepiły scenę undergroundową przełomu lat 80-tych i 90-tych. Dziś wysyłasz
maila z informacją do wielu osób, lub zlecisz te zadania asystentowi AI i po sprawie. Kiedyś trzeba było własnoręcznie napisać list, kupić znaczek, kopertę i wrzucić do skrzynki na listy, albo z listem poleconym stać na poczcie w kolejce, co zabierało mnóstwo czasu. Sam własnoręcznie produkowałem koperty i
wywabiałem stemple ze zużytych pocztowych znaczków, aby wykorzystać je ponownie i zaoszczędzić kasę której i tak nie miałem haha. Reasumując to niezwykle trudno porównać dzisiejszą scenę z tą z przed 35 lat bo to jest trochę tak jakbyśmy chcieli porównać kolejową drezynę z TGV. Zawsze sa dwie strony medalu i tak samo jest i tu. Uwielbiam możliwości jakie daje mi dzisiaj technologia i ochoczo korzystam z nich każdego dnia komponując nowe utwory Trauma. Z sentymentem jednak wspominam tą partyzantkę w latach 80-tych kiedy podłączałem moja gitarę elektryczna do maminego radia "Beskid" i jak pierdolnął w
nim głośnik to byłem przeszczęśliwy, gdyż poczułem namiastkę brzmienia przesterowanej gitary i taki był mój pierwszy drive.
TOR: Jarosław Mister Misterkiewicz, jesteś z Elbląga. Jakbyś ocenił swoje miasto na
twórczość artystyczną i miejsce do życia?
JM: Lubię Elbląg to moje miasto. Urodziłem się tu i żyje w nim od od srajtka. Nigdy nie
miałem ambicji wyemigrowania stad bo czuje się mocno związany z nim. Pięknieje
z biegiem lat, choć na pewno nie będzie taki jak przed II wojną światową ale ciesze
się, że rozkwita z każdy kolejnym rokiem. Sporo ludzi stad wyjeżdża na studia do większych aglomeracji i nie wracają ale to nie znaczy, że Elbląg staje się miastem zombich. Sporo ludzi tu pracuje, żyje i tworzy sztukę, otwierają się uczelnie, więc idzie ku dobremu.
TOR: Kim jesteś z wykształcenia i zawodu?
JM: W sumie jestem samochodziarzem ale nigdy nie pracowałem w tym zawodzie.
TOR: Jakie zespoły lubisz najbardziej?
JM: Grające od serca, szczerze i z pasją. jest ich zbyt wiele aby je tu wymieniać.
TOR: W metalu masz jakieś nurty które ci nie odpowiadają?
JM: Niekoniecznie lubię jajcarski metal, poza tym w każdym gatunku odnajduje coś dla
siebie. Lubie muzykę jako nośnik wyrażania pewnego emocjonalnego stanu, a w jakim sosie jest on podany ma dla mnie drugoplanowe znaczenie. Najważniejsze
aby był prawdziwy i szczery bo cała reszta to otoczka i dodatki. Mogę się dołować przy Joy Division i rwać włosy przy starym Brutal Truth lub trzaskać orzełka na śniegu przy Mayham haha.
TOR: Słuchasz innej muzyki oprócz metalu?
JM: Najbardziej lubię death metal i słucham w większości kapel z tego nurtu ale nie pogardzę niczym co jest w stanie strzelić mnie z liścia w pysk. Nie bede wymieniał bo jest tego zbyt wiele. Generalnie jestem fanem muzyki gitarowej.
TOR: Masz ulubione filmy i książki? Coś byś polecił?
JM: Rzadko oglądam telewizję, a jeśli już to raczej starsze produkcje, które wszyscy znają, wiec nie ma tu czego polecać.... Uwielbiam dokumenty z czasów II wojny światowej i ta tematyka interesuje mnie najbardziej.
TOR: Oprócz muzyki jakie jeszcze masz zainteresowania?
JM: Lubie gotować, spacerować, pływać ale trudno to nazwać zainteresowaniami.
TOR: Prowadzisz życie rodzinne? Bycie muzykiem Traumy wymusza na Tobie jakieś
kompromisy między życiem członka zespołu, a na przykład dziećmi, żoną, rodzicami?
JM: Bycie muzykiem w takim zespole jak TRAUMA nie wymaga ekwilibrystycznych
zdolności aby godzić te dwa światy. Nie spędzamy życia w trasie, najczęściej gramy
koncerty w weekendy, a to nie stanowi jakiegoś wielkiego problemu.
TOR: Co twoi najbliżsi sądzą o twojej muzyce, zespole? Z jakimi reakcjami rodziny
mierzyłeś się w początkach swojej kariery?
JM: Mój zespół to moje życie. Nie oczekuje, że dla moich najbliższych będzie to czymś
wyjątkowym bo przecież wcale nie musi. Moja rodzicielka niekoniecznie rozumie moją muzykę ale szanuje i ceni moją pasję, wytrwałość i determinację, którą widzi w podejściu do zespołu i muzykowania odkąd wziąłem gitarę w łapska. Podobnie było z moimi życiowymi towarzyszkami i szczerze mówiąc mi to pasowało. Ja tak generalnie nie oczekuje poklasku i klepania po plecach każdego dnia... Nie czuje się nikim wyjątkowym i mam do siebie spory dystans. Wole kiedy ktoś mnie szanuje za to kim jestem, niż za sam fakt muzykowania w Traumie.
TOR: Ile miałeś lat gdy zacząłeś słuchać metalu i od czego się zaczęła ta wieloletnia, życiowa przygoda?
JM: Hm... Miałem pewnie jakieś 10 lat jak usłyszałem TSA i najprawdopodobniej był to
pierwszy zespół metalowy jaki w życiu wpadł szczupakiem w me młodzieńcze ucho, potem Turbo. W wieku 13 lat zakupiłem moja pierwsza gitarę "Defil" i jako samouk rozpocząłem żmudny proces błądzenia we mgle, aby cokolwiek na niej zagrać. Złapałem zajawkę na punk rocka i cała fale zbuntowanej, antysystemowej muzyki która wylewała się z Rozgłośni Harcerskiej polskiego radia podczas festiwali w Jarocinie w pierwszej połowie lat 80-tych. Byłem przyklejony uchem do mojego radiomagnetofonu Grundig na który nagrywałem wszystko jak leci. Byłem
zafascynowany polskim punkiem i tym przekazem i z resztą nawet dziś lubię starą
Siekierę, stara Moskwę, stary Dezerter, Deuter, Armię, Prowokację, czy naszą elbląską Trepanację Czaszki, która wystąpiła na dużej scenie w Jarocinie w 1985 roku. Później odkryłem G.B.H., Exploited, Dead Kennedys i tak małymi kroczkami zmierzałem w stronę stylistyki metalowej. Pamiętam jak w połowie lat 80-tych mój kuzyn "Dino", puścił mi nagrania Slayer i Kreator to w pierwszej chwili pomyślałem sobie, że trzeba mieć nierówno pod sufitem, żeby tak napierdalać bez składu i ładu haha i kto by pomyślał, że za moment staną się moimi nowymi bogami...
TOR: Swoją przygodę z graniem zaczynałeś od zespołów Galeon, Agresor, Detox Mansion. Dlaczego te zespoły zakończyły szybko działalność i czy nagrałeś z nimi jakiś materiał? Byłeś w nich założycielem czy zaproszono cię do współpracy?
JM: Te wszystkie nazwy to po prostu wynik ewolucji i proces powolnego przepoczwarzania się w kolejny muzyczny twór i tak było do czasu powstania Thanatos. Moim pierwszym zespołem był Galeon. Trafiłem do niego jak już w miarę potrafiłem grac i miałem swoje autorskie pomysłu na muzykę i teksty, które wspólnie na próbach opracowywaliśmy. Byłem wówczas też wokalistą w tym zespole, choć nigdy nie czułem się w tej roli jakoś specjalnie komfortowo. Jakiś czas później poznałem zdolniejszych muzykantów i tak powstał Agresor z którym łupaliśmy przez 2 lat podkręcając tempo w stronę thrash metalu. Z Agresora niemal wszyscy dołączyliśmy do nowego tworu, który akurat zawiązywał się pod nosem i wydał się nam wszystkim bardziej atrakcyjny. Do Galeon i Thanatos zostałem
zaproszony przez założycieli tych zespołów.
TOR: Jak wspominasz swoje pierwsze występy przed publicznością?
JM: Trochę za mgłą ale pamiętam go doskonale i wspominam ten koncert z
sentymentem. Choć pewnie daleko mu było do idealnych, przynajmniej w kontekście naszego wykonu to takich wydarzeń się nie zapomina. Z Galeon wysłaliśmy zgłoszenie na przegląd muzyki młodzieżowej w małej miejscowości
Ostaszewo pod Gdańskiem. To były eliminacje do OMPP (Ogólnopolski Przegląd Piosenki), które odbywały się w wielu regionach naszego kraju. Potem był finał w Warszawie, a zwycięzca występował w koncercie debiuty na festiwalu w Opolu. Ku naszemu zaskoczeniu dostaliśmy się do tych eliminacji i nasz pierwszy koncert. Odbył się na profesjonalnej scenie, na dobrym sprzęcie i z profesjonalnymi
światłami jak na tamte czasy. Pamiętam, że byłem przerażony na myśl o wyjściu na
scenę ale na samym koncercie odpaliłem się jak latawiec na wietrze, drąc się w wniebogłosy refren jednego z numerów "Ognisty Krzyż" haha. Cholera jak to dawno temu było.
TOR: Od 1988 do 1992 grałeś w Thanatos. Istniał 4 lata, dlaczego po nagraniu
dwóch dem wyzionął ducha? Myślisz o reaktywacji?
JM: Thanatos to protoplasta dzisiejszej Traumy nawet logos Trauma jest świadomie
wystylizowany na wzór logosa Thanatos aby nikt na ówczesnej scenie nie miał wątpliwości z czym ma do czynienia. W 1992 roku zmieniliśmy tylko nazwę, a jedynym powodem podjęcia tej decyzji była holenderski Thanatos, który był bardziej znany, wiec uznaliśmy, że nie ma sensu dłużej upierać się przy tej nazwie. Tyle w temacie.
TOR: Od 1996 do 2006 grałeś w power metalowym Lafayn. Skąd pomysł akurat na
taki skok w bok z death metalowej ścieżki? Jest jeszcze plan wznowienia tego
zespołu?
JM: Nie wiem czy Lafayn to taki stricte power metalowy zespół. Myślę, że nasza muzyka była swego rodzaju konglomeratem heavy, hard rocka, power metalu, rocka.... No ale mniejsza o to. Któregoś razu moi bardzo dobrzy ziomkowie zakołatali w me drzwi i zaproponowali mi wspólne granie bo akurat im się skład posypał. Nie mieli tez perkusisty, więc razem z Małym dołączyliśmy do tego
zespołu i zupełnie na poważnie zaangażowaliśmy cały nasz potencjał w ten zespół. Czerpaliśmy z tego mnóstwo frajdy. Dlaczego w to weszliśmy? Tak jak już
wcześniej sygnalizowałem, lubię różną muzykę i czuje się swobodnie na wielu płaszczyznach. Styl Lafayn został wykreowany przez mój sposób gry na gitarze, bębnienie Małego i mocny głos wokalisty Krzyśka. Bardzo lubię takie bandy jak Sentenced, wczesny HIM, wczesny Iced Earth, Qeennsryche… i gdzieś w te rejony próbowaliśmy rzucić naszym kamieniem. Wyszło z tego to co wyszło. Na pewno było to prawdziwe i szczere i bardzo lubię wszystko co zrobiliśmy pod nazwa Lafayn. W 2006 roku nie byłem w stanie trzymać obu srok za jeden ogon, trochę tez
gdzieś to wszystko zupełnie spadło i rozwiązanie zespołu w tamtym czasie wydało
się nam jedynym słusznym rozwiązaniem. W najbliższym czasie nie ma szans na
reaktywowanie tego zespołu, ale w życiu bywa równie, więc nie wiem co pokaże przyszłość.
TOR: Jak mniemam najważniejsza w twojej karierze muzycznej jest Trauma. Narodziła się w 1992 roku. Skąd akurat taka nazwa tego zespołu? Kto był inicjatorem? Czy od początku wiedzieliście, że death metal jest szlakiem którym należy podążać?
JM: No tak Trauma jest moim jedynym zespołem od wielu lat i siła rzeczy cała moja
uwaga skupia się na tym zespole. Nazwa wzięła się od utworu Pestilence z genialnej płyty „Consuming Impulse”. Kiedy szukaliśmy nowej nazwy dla zespołu, przez krótki czas używaliśmy szyldu Detox Mansion ale kiedy nasz ex-basista i wokalista zanucił na jednej z prób tytuł Trauma wiedziałem, że na stałe zostaniemy już pręży tej nazwie. Oczywiście nie wiedziałem wówczas o Traumie Cliff’a Burton’a z Metallica, bo może nie wpadlibyśmy z deszczu pod rynnę.
TOR: Czynnik ludzki w zespołach to podstawa. Kto w Traumie, a wcześniej Thanatos i Lafayn odpowiadał za kompozycje, teksty? Jaki macie podział obowiązków?
JM: W Thanatos pisaliśmy muzykę we trzech, teksty we dwóch. W Traumie muzykę od lat piszę samodzielnie, z tekstami bywało różnie ale w ostatnich latach w całości jest to działka wokalisty.
TOR: Promocję i sprawy organizacyjne, social media powierzacie osobom trzecim czy nad wszystkim czuwasz osobiście?
JM: Zajmuje się tym samodzielnie.
TOR: Lubisz życie w trasie koncertowej? Grałeś koncerty poza Polską? Byliśmy z TRAUMA na kilku trasach koncertowych w kraju ale również mieliśmy okazje zagrać prawdziwy tour poza Polską. Być muzykiem codziennie jest wielką
lekcją nie tylko samego grania ale i pokory. Na małej przestrzeni w napięciu czasem
bywają zgrzyty w kapeli bo musisz patrzeć na te same facjaty czy masz na to ochotę, czy nie i to przez dłuższy czas haha. No ale taka jest specyfika codziennego koncertowania i tez trzeba się nauczyć jak sobie z tym radzić. Wspólny kompromis staje się niezwykle ważną cechą w takich sytuacjach. Ludzie się docierają jak w małżeństwie lub się rozstają. Życie w trasie z jednej strony może być fascynujące
ale też potrafi być niezwykle męczące. Zależy kto co lubi.
TOR: Do jakich miejsc lubisz wracać z zespołem i gdzie chciałbyś zagrać w
przyszłości?
JM: Lubimy odkrywać nowe miejsca i pojawiać się z Trauma tam gdzie nas jeszcze nie
było ale sporo jest miast gdzie lubimy wracać i na pewno jednym z nich jest Szczecin. Zagramy wszędzie, gdzie ludzie będą głodni naszej muzyki, więc nie będę tu wymieniał…
TOR: W Szczecinie miałeś okazję grać. Ile razy byłeś z zespołem u nas i jakbyś ocenił nasze miasto, warunki koncertowe i lokalną scenę metalową?
JM: W Szczecinie graliśmy wielokrotnie ale nie jestem w stanie powiedzieć Ci dokładnie
ich było bo na przestrzeni tych wszystkich lat nazbierało by się tego trochę. Bardzo
lubię Twoje miasto, macie dobre kluby i warunki do grania, świetne zespoły i
atmosferę na lokalnej scenie. Znam osobiście sporo ludzi w Twoim mieście, a nawet przez kilka lat śpiewał u nas Kopeć, rodowity Szczecinianin, więc sentyment pozostał również z tego powodu. Cenię oddanie maniax, którzy przychodzą na koncerty ale też gromadnie jeżdżą w zorganizowanych grupach na festiwale w całym kraju i za granice. Super.
TOR: W Elblągu i okolicach oprócz Traumy są jeszcze jakieś zespoły metalowe które
możesz nam polecić?
JM: Przed laty grało u nas nawet kilka dziarskich metalowych swoi ale jak jest obecnie to nie wiem. Zastałem się mocno w TRAUMAtycznej gawrze i raczej rzadko
wyściubiam nos za drzwi. Na pewno ktoś tu gra metal ale nie przytoczę Ci żadnej
nazwy.
TOR: Trasa koncertowa to podróże. Prywatnie interesują cię jakieś kraje? Co byś chciał zwiedzić?
JM: Chciałbym pojechać do Japonii.
TOR: Będąc w trasie koncertowej lubisz po koncercie poimprezować z fanami? Jak
oceniasz interakcję z publicznością współcześnie porównując z poprzednim
stuleciem?
JM: Niegdyś alkoholowo integrowałem się z fanami nader często. Dziś rzadziej gramy, a
i wątroba już nie ta haha Publika zawsze jest ok. Dziś widzę więcej smartphon'ów patrząc ze sceny, ale takie mamy czasy i wcale nie oznacza to, że mniej interesuje ich to co się dzieje na scenie niż to co za chwile umieszczą na swoich socjalach. Świat się zmienia na naszych oczach i trzeba to zaakceptować. Mimo wszystko więcej dziś ludzi podchodzi do mnie i zagaduje. Bardzo lubię te spotkania z fanami po koncercie i rozmowy z nimi w trakcie trwania imprezy. Urzeka mnie jak weterani ciągną ze sobą swoje dzieci a i nierzadko nawet wnuki. To jest piękny widok bo czym skorupka za młodu, tym….
TOR: Czy w metalu twoim zdaniem jest miejsce dla odległych kultur? Spotkałeś się ze zjawiskiem rasizmu, szowinizmu albo jakichś innych uprzedzeń na tle etnicznym?
JM: Nie jestem zwolennikiem żadnych ograniczeń w sztuce, a muzyka bezwzględnie nią jest. Jeśli ktoś ma ochotę grać metal, nic mi do tego, wolny wybór… nawet jeśli ma różową dupę i zielony ryj.
TOR: Subkultura metalowa zdaje się być zdominowana przez mężczyzn ale kobiety
również mają w nich miejsce. Z perspektywy czasu myślisz, że trend feminizacji
subkultury metalowej ma się dobrze?
JM: Lubię kiedy ludzie z pasja podchodzą do muzyki i nie ma dla mnie znaczenia czy
noszą spodnie czy spódnice.
TOR: Przed trzydziestu laty w death metalu wszyscy byli młodzi. Czy obecna scena w Polsce należy jeszcze do ludzi młodych czy jednak przewaga jest odbiorców po 40, albo
wręcz po 50 roku życia których dorastanie przypadło na PRL i transformację
gospodarczą?
JM: Nie prowadzę takich obserwacji, więc nie mam zielonego pojęcia jak to wyglada. Myślę, że bardzo dużo jest ludzi młodych na scenie, którzy angażują się w nią i to mnie bardzo cieszy ale widzę tez, że wciąż sporo kapel z oldboy’ami na pokładzie gra i ma się dobrze. Sporo ludzi odchowało dzieci i znów wraca na scenę. Wciąż jest zapotrzebowanie na muzykę metalowa na całym świecie i to jest super.
TOR: Jakbyś określił realia współczesnej sceny metalowej organizacyjnie i finansowo? Czy jej apogeum jest już za nami? Mamy godną reprezentację wśród młodych twórców? Czy mainstream metalowy nie zjada własnego ogona w kwestii poprawności politycznej i produkowania miałkiej muzyki dla korponiewolników?
JM: Sorry ale nie wiem jak wyglądają realia w metalowym mainstreamie, bo nie widziałem z bliska oceanu rekinów muzycznego showbiznesu i szczerze mówiąc mało mnie ten akwen obchodzi. Świat zawsze będzie pełen muzyki jak to nazwałeś miałkiej, ponieważ większość ludzkiej populacji tego najzwyczajniej oczekuje. Nie dla wszystkich muzyka jest pępkiem świata i trzeba mieć tego świadomość, bo trudno takiej grupie ludzi serwować wyrafinowane aranżacje i dziwaczne harmonie w melodiach. Masz przykład uwielbianego w naszym kraju disco polo, którego gwiazdy wypełniają stadiony. O jakość sceny metalowej od tej strony merytorycznej się nie obawiam. Bo młodzi ludzie wnoszą świeży powiew w czasem zbyt skostniałe struktury. Właściwie na każdej niemal odmianie metalu słyszę wspaniałych młodych wykonawców. Pojawiają się oczywiście nowe nurtu które nie zawsze rozumiem i czuje ale to normalne.
TOR: Jak myślisz, jaki jest przeciętny słuchacz Traumy? Jakbyś scharakteryzował odbiorców twórczości?
JM: No to teraz mnie zaskoczyłeś. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem i szczerze nie mam bladego pojęcia ale możliwe, ze jest to zbieracz złomu.
TOR: Masz jakieś plany na najbliższą przyszłość swoją oraz Traumy? Pracujecie nad nowym materiałem? Szykuje się trasa koncertowa?
JM: Cały obecny czas podporządkowany jest powstawaniu nowego materiału Traumy i od jakiegoś czasu to jest nasz priorytet. Zagramy jesienią kilka pojedynczych sztuk ale na pewno nie będzie to forma regularnej trasy. Po drodze szykujemy jeszcze kilka niespodzianek ale póki co nie mogę puścić pary z gęby. Dzięki za wywiad i pozdrawiam.
TOR: Dzięki za obszerny wywiad dla Time Of Revenge.
Time Of Revenge (TOR) / Jarosław Misterkiewicz (JM)
TOR: Cześć. Już jakiś czas pytałem się Ciebie o możliwość zrobienia wywiadu. Zgodziłeś się ale później miałem kilka rzeczy do zrobienia. Finalnie teraz nastał czas wywiadu z Jarosławem Misterkiewiczem z Traumy. Dzieli nas 20 wiosen i jedno lato. Powiedz mi na początku jak oceniasz współczesną scenę metalową z tym co zastałeś u progu lat 90?
JM: Hm... rzuciłeś temat, któremu śmiało można by poświęcić książkę. Może zatem przewrotnie zacznę od końca. Patrząc z perspektywy gościa grubo po pięćdziesiątce, który widział i przeżył to i owo, uważam, że obecnie żyjemy jak przysłowiowe pączki w maśle. Mamy możliwości i środki aby rozwijać swoje talenty i pasje, dzięki diametralnie innym możliwością niż przed laty. Jest internet, który hitem wdarł się w naszą codzienność i zmienił ją nieodwracalnie, tą muzyczną również. Wszystko stało się prostsze i nie wymaga już walenia głową w mur i kombinowania jak zrobić coś z niczego. Jeśli tylko czegoś naprawdę pragniesz jesteś dziś w stanie szybko się zorientować co powinienem uczynić, aby obrać właściwy kierunek na drodze do celu. Jeśli potrafisz oddzielać ziarno od plew to dowiesz się z internetu jak postawić pierwsze kroki i w jakim kierunku podążyć i to naprawdę w wielu dziedzinach. Sam dziś możesz być twórcą, managerem, sprzedawcą i dotrzeć do jakiejś grupy ludzi ze swoim "produktem" przynajmniej w takim detalicznym wymiarze. Dużym problemem jest jednak przesyt, a w związku z tym zmaganie się ze zmanierowaniem fanów, które wynika właśnie z tegoż przesytu. Wszystko mamy dostarczane pod sam nos, bez żadnego wysiłku, walki i zaangażowania w ilościach przekraczających znacząco nasze zdolności trawienne. W efekcie drastycznie zaniżamy poziom wymagań wobec samych siebie i rzadziej sięgamy po nasze własne złożą kreatywności. Tysiące premier płyt metalowych dziennie, tysiące koncertów.... Jest wszystkiego po prostu zbyt wiele w każdej dziedzinie. Mamy eldorado o którym marzyliśmy w moich czasach młodości ale z drugiej strony zadeptuje to w nas żar wyczekiwania i emocje z tym związane. W drugiej połowie lat 80-tych kiedy zaczynałem tak naprawdę niczego nie zastaliśmy. Żadnej wskazówki, śladów po których można było pójść ani kompasu. Była tylko nieodparta chęć grania brutalnej muzy i żar wspólnego muzykowania dla samych siebie, dla kumpli etc. Nikt nie myślał o "karierze" bo to była odległa mrzonka. Scena metalowa i cały nurt był czymś nowym, więc staraliśmy niemal po dziewiczym lądzie wraz z wieloma innymi zespołami z tamtego okresu. Trzeba pamiętać, że w owym czasie od zachodniego świata oddzielała nas "Żelazna kurtyna" i wszelkie trendy, nowinki, również ze świata muzycznego docierały ze sporym poślizgiem. Sporo inicjatyw kulturalnych w ówczesnej Polsce, mierzyło się z barierami absurdalnej rzeczywistości ówczesnego ustroju polityczno ekonomicznego. Nie mieliśmy wówczas dobrych instrumentów, możliwości wydawania kaset. Marzenie o rejestracji nagrań w studio przynajmniej w naszym mieście, gdzie nie było żadnej rozgłośni radiowej, było nierealne jak gruszki na wierzbie. Ówczesną scena to byli zwykli ludzie, których łączyła wspólna pasja do muzyki metalowej. Organizowali koncerty w osiedlowych domach kultury i undergroundowe festiwale, wydawali własnym sumptem zines, zakładali zespoły, nagrywali swoje dema na próbach i pocztą pantoflową rozprowadzali je. To kontakty miedzy ludźmi jak również ich otwartość i wzajemne wspieranie swych działań ulepiły scenę undergroundową przełomu lat 80-tych i 90-tych. Dziś wysyłasz
maila z informacją do wielu osób, lub zlecisz te zadania asystentowi AI i po sprawie. Kiedyś trzeba było własnoręcznie napisać list, kupić znaczek, kopertę i wrzucić do skrzynki na listy, albo z listem poleconym stać na poczcie w kolejce, co zabierało mnóstwo czasu. Sam własnoręcznie produkowałem koperty i
wywabiałem stemple ze zużytych pocztowych znaczków, aby wykorzystać je ponownie i zaoszczędzić kasę której i tak nie miałem haha. Reasumując to niezwykle trudno porównać dzisiejszą scenę z tą z przed 35 lat bo to jest trochę tak jakbyśmy chcieli porównać kolejową drezynę z TGV. Zawsze sa dwie strony medalu i tak samo jest i tu. Uwielbiam możliwości jakie daje mi dzisiaj technologia i ochoczo korzystam z nich każdego dnia komponując nowe utwory Trauma. Z sentymentem jednak wspominam tą partyzantkę w latach 80-tych kiedy podłączałem moja gitarę elektryczna do maminego radia "Beskid" i jak pierdolnął w
nim głośnik to byłem przeszczęśliwy, gdyż poczułem namiastkę brzmienia przesterowanej gitary i taki był mój pierwszy drive.
TOR: Jarosław Mister Misterkiewicz, jesteś z Elbląga. Jakbyś ocenił swoje miasto na
twórczość artystyczną i miejsce do życia?
JM: Lubię Elbląg to moje miasto. Urodziłem się tu i żyje w nim od od srajtka. Nigdy nie
miałem ambicji wyemigrowania stad bo czuje się mocno związany z nim. Pięknieje
z biegiem lat, choć na pewno nie będzie taki jak przed II wojną światową ale ciesze
się, że rozkwita z każdy kolejnym rokiem. Sporo ludzi stad wyjeżdża na studia do większych aglomeracji i nie wracają ale to nie znaczy, że Elbląg staje się miastem zombich. Sporo ludzi tu pracuje, żyje i tworzy sztukę, otwierają się uczelnie, więc idzie ku dobremu.
TOR: Kim jesteś z wykształcenia i zawodu?
JM: W sumie jestem samochodziarzem ale nigdy nie pracowałem w tym zawodzie.
TOR: Jakie zespoły lubisz najbardziej?
JM: Grające od serca, szczerze i z pasją. jest ich zbyt wiele aby je tu wymieniać.
TOR: W metalu masz jakieś nurty które ci nie odpowiadają?
JM: Niekoniecznie lubię jajcarski metal, poza tym w każdym gatunku odnajduje coś dla
siebie. Lubie muzykę jako nośnik wyrażania pewnego emocjonalnego stanu, a w jakim sosie jest on podany ma dla mnie drugoplanowe znaczenie. Najważniejsze
aby był prawdziwy i szczery bo cała reszta to otoczka i dodatki. Mogę się dołować przy Joy Division i rwać włosy przy starym Brutal Truth lub trzaskać orzełka na śniegu przy Mayham haha.
TOR: Słuchasz innej muzyki oprócz metalu?
JM: Najbardziej lubię death metal i słucham w większości kapel z tego nurtu ale nie pogardzę niczym co jest w stanie strzelić mnie z liścia w pysk. Nie bede wymieniał bo jest tego zbyt wiele. Generalnie jestem fanem muzyki gitarowej.
TOR: Masz ulubione filmy i książki? Coś byś polecił?
JM: Rzadko oglądam telewizję, a jeśli już to raczej starsze produkcje, które wszyscy znają, wiec nie ma tu czego polecać.... Uwielbiam dokumenty z czasów II wojny światowej i ta tematyka interesuje mnie najbardziej.
TOR: Oprócz muzyki jakie jeszcze masz zainteresowania?
JM: Lubie gotować, spacerować, pływać ale trudno to nazwać zainteresowaniami.
TOR: Prowadzisz życie rodzinne? Bycie muzykiem Traumy wymusza na Tobie jakieś
kompromisy między życiem członka zespołu, a na przykład dziećmi, żoną, rodzicami?
JM: Bycie muzykiem w takim zespole jak TRAUMA nie wymaga ekwilibrystycznych
zdolności aby godzić te dwa światy. Nie spędzamy życia w trasie, najczęściej gramy
koncerty w weekendy, a to nie stanowi jakiegoś wielkiego problemu.
TOR: Co twoi najbliżsi sądzą o twojej muzyce, zespole? Z jakimi reakcjami rodziny
mierzyłeś się w początkach swojej kariery?
JM: Mój zespół to moje życie. Nie oczekuje, że dla moich najbliższych będzie to czymś
wyjątkowym bo przecież wcale nie musi. Moja rodzicielka niekoniecznie rozumie moją muzykę ale szanuje i ceni moją pasję, wytrwałość i determinację, którą widzi w podejściu do zespołu i muzykowania odkąd wziąłem gitarę w łapska. Podobnie było z moimi życiowymi towarzyszkami i szczerze mówiąc mi to pasowało. Ja tak generalnie nie oczekuje poklasku i klepania po plecach każdego dnia... Nie czuje się nikim wyjątkowym i mam do siebie spory dystans. Wole kiedy ktoś mnie szanuje za to kim jestem, niż za sam fakt muzykowania w Traumie.
TOR: Ile miałeś lat gdy zacząłeś słuchać metalu i od czego się zaczęła ta wieloletnia, życiowa przygoda?
JM: Hm... Miałem pewnie jakieś 10 lat jak usłyszałem TSA i najprawdopodobniej był to
pierwszy zespół metalowy jaki w życiu wpadł szczupakiem w me młodzieńcze ucho, potem Turbo. W wieku 13 lat zakupiłem moja pierwsza gitarę "Defil" i jako samouk rozpocząłem żmudny proces błądzenia we mgle, aby cokolwiek na niej zagrać. Złapałem zajawkę na punk rocka i cała fale zbuntowanej, antysystemowej muzyki która wylewała się z Rozgłośni Harcerskiej polskiego radia podczas festiwali w Jarocinie w pierwszej połowie lat 80-tych. Byłem przyklejony uchem do mojego radiomagnetofonu Grundig na który nagrywałem wszystko jak leci. Byłem
zafascynowany polskim punkiem i tym przekazem i z resztą nawet dziś lubię starą
Siekierę, stara Moskwę, stary Dezerter, Deuter, Armię, Prowokację, czy naszą elbląską Trepanację Czaszki, która wystąpiła na dużej scenie w Jarocinie w 1985 roku. Później odkryłem G.B.H., Exploited, Dead Kennedys i tak małymi kroczkami zmierzałem w stronę stylistyki metalowej. Pamiętam jak w połowie lat 80-tych mój kuzyn "Dino", puścił mi nagrania Slayer i Kreator to w pierwszej chwili pomyślałem sobie, że trzeba mieć nierówno pod sufitem, żeby tak napierdalać bez składu i ładu haha i kto by pomyślał, że za moment staną się moimi nowymi bogami...
TOR: Swoją przygodę z graniem zaczynałeś od zespołów Galeon, Agresor, Detox Mansion. Dlaczego te zespoły zakończyły szybko działalność i czy nagrałeś z nimi jakiś materiał? Byłeś w nich założycielem czy zaproszono cię do współpracy?
JM: Te wszystkie nazwy to po prostu wynik ewolucji i proces powolnego przepoczwarzania się w kolejny muzyczny twór i tak było do czasu powstania Thanatos. Moim pierwszym zespołem był Galeon. Trafiłem do niego jak już w miarę potrafiłem grac i miałem swoje autorskie pomysłu na muzykę i teksty, które wspólnie na próbach opracowywaliśmy. Byłem wówczas też wokalistą w tym zespole, choć nigdy nie czułem się w tej roli jakoś specjalnie komfortowo. Jakiś czas później poznałem zdolniejszych muzykantów i tak powstał Agresor z którym łupaliśmy przez 2 lat podkręcając tempo w stronę thrash metalu. Z Agresora niemal wszyscy dołączyliśmy do nowego tworu, który akurat zawiązywał się pod nosem i wydał się nam wszystkim bardziej atrakcyjny. Do Galeon i Thanatos zostałem
zaproszony przez założycieli tych zespołów.
TOR: Jak wspominasz swoje pierwsze występy przed publicznością?
JM: Trochę za mgłą ale pamiętam go doskonale i wspominam ten koncert z
sentymentem. Choć pewnie daleko mu było do idealnych, przynajmniej w kontekście naszego wykonu to takich wydarzeń się nie zapomina. Z Galeon wysłaliśmy zgłoszenie na przegląd muzyki młodzieżowej w małej miejscowości
Ostaszewo pod Gdańskiem. To były eliminacje do OMPP (Ogólnopolski Przegląd Piosenki), które odbywały się w wielu regionach naszego kraju. Potem był finał w Warszawie, a zwycięzca występował w koncercie debiuty na festiwalu w Opolu. Ku naszemu zaskoczeniu dostaliśmy się do tych eliminacji i nasz pierwszy koncert. Odbył się na profesjonalnej scenie, na dobrym sprzęcie i z profesjonalnymi
światłami jak na tamte czasy. Pamiętam, że byłem przerażony na myśl o wyjściu na
scenę ale na samym koncercie odpaliłem się jak latawiec na wietrze, drąc się w wniebogłosy refren jednego z numerów "Ognisty Krzyż" haha. Cholera jak to dawno temu było.
TOR: Od 1988 do 1992 grałeś w Thanatos. Istniał 4 lata, dlaczego po nagraniu
dwóch dem wyzionął ducha? Myślisz o reaktywacji?
JM: Thanatos to protoplasta dzisiejszej Traumy nawet logos Trauma jest świadomie
wystylizowany na wzór logosa Thanatos aby nikt na ówczesnej scenie nie miał wątpliwości z czym ma do czynienia. W 1992 roku zmieniliśmy tylko nazwę, a jedynym powodem podjęcia tej decyzji była holenderski Thanatos, który był bardziej znany, wiec uznaliśmy, że nie ma sensu dłużej upierać się przy tej nazwie. Tyle w temacie.
TOR: Od 1996 do 2006 grałeś w power metalowym Lafayn. Skąd pomysł akurat na
taki skok w bok z death metalowej ścieżki? Jest jeszcze plan wznowienia tego
zespołu?
JM: Nie wiem czy Lafayn to taki stricte power metalowy zespół. Myślę, że nasza muzyka była swego rodzaju konglomeratem heavy, hard rocka, power metalu, rocka.... No ale mniejsza o to. Któregoś razu moi bardzo dobrzy ziomkowie zakołatali w me drzwi i zaproponowali mi wspólne granie bo akurat im się skład posypał. Nie mieli tez perkusisty, więc razem z Małym dołączyliśmy do tego
zespołu i zupełnie na poważnie zaangażowaliśmy cały nasz potencjał w ten zespół. Czerpaliśmy z tego mnóstwo frajdy. Dlaczego w to weszliśmy? Tak jak już
wcześniej sygnalizowałem, lubię różną muzykę i czuje się swobodnie na wielu płaszczyznach. Styl Lafayn został wykreowany przez mój sposób gry na gitarze, bębnienie Małego i mocny głos wokalisty Krzyśka. Bardzo lubię takie bandy jak Sentenced, wczesny HIM, wczesny Iced Earth, Qeennsryche… i gdzieś w te rejony próbowaliśmy rzucić naszym kamieniem. Wyszło z tego to co wyszło. Na pewno było to prawdziwe i szczere i bardzo lubię wszystko co zrobiliśmy pod nazwa Lafayn. W 2006 roku nie byłem w stanie trzymać obu srok za jeden ogon, trochę tez
gdzieś to wszystko zupełnie spadło i rozwiązanie zespołu w tamtym czasie wydało
się nam jedynym słusznym rozwiązaniem. W najbliższym czasie nie ma szans na
reaktywowanie tego zespołu, ale w życiu bywa równie, więc nie wiem co pokaże przyszłość.
TOR: Jak mniemam najważniejsza w twojej karierze muzycznej jest Trauma. Narodziła się w 1992 roku. Skąd akurat taka nazwa tego zespołu? Kto był inicjatorem? Czy od początku wiedzieliście, że death metal jest szlakiem którym należy podążać?
JM: No tak Trauma jest moim jedynym zespołem od wielu lat i siła rzeczy cała moja
uwaga skupia się na tym zespole. Nazwa wzięła się od utworu Pestilence z genialnej płyty „Consuming Impulse”. Kiedy szukaliśmy nowej nazwy dla zespołu, przez krótki czas używaliśmy szyldu Detox Mansion ale kiedy nasz ex-basista i wokalista zanucił na jednej z prób tytuł Trauma wiedziałem, że na stałe zostaniemy już pręży tej nazwie. Oczywiście nie wiedziałem wówczas o Traumie Cliff’a Burton’a z Metallica, bo może nie wpadlibyśmy z deszczu pod rynnę.
TOR: Czynnik ludzki w zespołach to podstawa. Kto w Traumie, a wcześniej Thanatos i Lafayn odpowiadał za kompozycje, teksty? Jaki macie podział obowiązków?
JM: W Thanatos pisaliśmy muzykę we trzech, teksty we dwóch. W Traumie muzykę od lat piszę samodzielnie, z tekstami bywało różnie ale w ostatnich latach w całości jest to działka wokalisty.
TOR: Promocję i sprawy organizacyjne, social media powierzacie osobom trzecim czy nad wszystkim czuwasz osobiście?
JM: Zajmuje się tym samodzielnie.
TOR: Lubisz życie w trasie koncertowej? Grałeś koncerty poza Polską? Byliśmy z TRAUMA na kilku trasach koncertowych w kraju ale również mieliśmy okazje zagrać prawdziwy tour poza Polską. Być muzykiem codziennie jest wielką
lekcją nie tylko samego grania ale i pokory. Na małej przestrzeni w napięciu czasem
bywają zgrzyty w kapeli bo musisz patrzeć na te same facjaty czy masz na to ochotę, czy nie i to przez dłuższy czas haha. No ale taka jest specyfika codziennego koncertowania i tez trzeba się nauczyć jak sobie z tym radzić. Wspólny kompromis staje się niezwykle ważną cechą w takich sytuacjach. Ludzie się docierają jak w małżeństwie lub się rozstają. Życie w trasie z jednej strony może być fascynujące
ale też potrafi być niezwykle męczące. Zależy kto co lubi.
TOR: Do jakich miejsc lubisz wracać z zespołem i gdzie chciałbyś zagrać w
przyszłości?
JM: Lubimy odkrywać nowe miejsca i pojawiać się z Trauma tam gdzie nas jeszcze nie
było ale sporo jest miast gdzie lubimy wracać i na pewno jednym z nich jest Szczecin. Zagramy wszędzie, gdzie ludzie będą głodni naszej muzyki, więc nie będę tu wymieniał…
TOR: W Szczecinie miałeś okazję grać. Ile razy byłeś z zespołem u nas i jakbyś ocenił nasze miasto, warunki koncertowe i lokalną scenę metalową?
JM: W Szczecinie graliśmy wielokrotnie ale nie jestem w stanie powiedzieć Ci dokładnie
ich było bo na przestrzeni tych wszystkich lat nazbierało by się tego trochę. Bardzo
lubię Twoje miasto, macie dobre kluby i warunki do grania, świetne zespoły i
atmosferę na lokalnej scenie. Znam osobiście sporo ludzi w Twoim mieście, a nawet przez kilka lat śpiewał u nas Kopeć, rodowity Szczecinianin, więc sentyment pozostał również z tego powodu. Cenię oddanie maniax, którzy przychodzą na koncerty ale też gromadnie jeżdżą w zorganizowanych grupach na festiwale w całym kraju i za granice. Super.
TOR: W Elblągu i okolicach oprócz Traumy są jeszcze jakieś zespoły metalowe które
możesz nam polecić?
JM: Przed laty grało u nas nawet kilka dziarskich metalowych swoi ale jak jest obecnie to nie wiem. Zastałem się mocno w TRAUMAtycznej gawrze i raczej rzadko
wyściubiam nos za drzwi. Na pewno ktoś tu gra metal ale nie przytoczę Ci żadnej
nazwy.
TOR: Trasa koncertowa to podróże. Prywatnie interesują cię jakieś kraje? Co byś chciał zwiedzić?
JM: Chciałbym pojechać do Japonii.
TOR: Będąc w trasie koncertowej lubisz po koncercie poimprezować z fanami? Jak
oceniasz interakcję z publicznością współcześnie porównując z poprzednim
stuleciem?
JM: Niegdyś alkoholowo integrowałem się z fanami nader często. Dziś rzadziej gramy, a
i wątroba już nie ta haha Publika zawsze jest ok. Dziś widzę więcej smartphon'ów patrząc ze sceny, ale takie mamy czasy i wcale nie oznacza to, że mniej interesuje ich to co się dzieje na scenie niż to co za chwile umieszczą na swoich socjalach. Świat się zmienia na naszych oczach i trzeba to zaakceptować. Mimo wszystko więcej dziś ludzi podchodzi do mnie i zagaduje. Bardzo lubię te spotkania z fanami po koncercie i rozmowy z nimi w trakcie trwania imprezy. Urzeka mnie jak weterani ciągną ze sobą swoje dzieci a i nierzadko nawet wnuki. To jest piękny widok bo czym skorupka za młodu, tym….
TOR: Czy w metalu twoim zdaniem jest miejsce dla odległych kultur? Spotkałeś się ze zjawiskiem rasizmu, szowinizmu albo jakichś innych uprzedzeń na tle etnicznym?
JM: Nie jestem zwolennikiem żadnych ograniczeń w sztuce, a muzyka bezwzględnie nią jest. Jeśli ktoś ma ochotę grać metal, nic mi do tego, wolny wybór… nawet jeśli ma różową dupę i zielony ryj.
TOR: Subkultura metalowa zdaje się być zdominowana przez mężczyzn ale kobiety
również mają w nich miejsce. Z perspektywy czasu myślisz, że trend feminizacji
subkultury metalowej ma się dobrze?
JM: Lubię kiedy ludzie z pasja podchodzą do muzyki i nie ma dla mnie znaczenia czy
noszą spodnie czy spódnice.
TOR: Przed trzydziestu laty w death metalu wszyscy byli młodzi. Czy obecna scena w Polsce należy jeszcze do ludzi młodych czy jednak przewaga jest odbiorców po 40, albo
wręcz po 50 roku życia których dorastanie przypadło na PRL i transformację
gospodarczą?
JM: Nie prowadzę takich obserwacji, więc nie mam zielonego pojęcia jak to wyglada. Myślę, że bardzo dużo jest ludzi młodych na scenie, którzy angażują się w nią i to mnie bardzo cieszy ale widzę tez, że wciąż sporo kapel z oldboy’ami na pokładzie gra i ma się dobrze. Sporo ludzi odchowało dzieci i znów wraca na scenę. Wciąż jest zapotrzebowanie na muzykę metalowa na całym świecie i to jest super.
TOR: Jakbyś określił realia współczesnej sceny metalowej organizacyjnie i finansowo? Czy jej apogeum jest już za nami? Mamy godną reprezentację wśród młodych twórców? Czy mainstream metalowy nie zjada własnego ogona w kwestii poprawności politycznej i produkowania miałkiej muzyki dla korponiewolników?
JM: Sorry ale nie wiem jak wyglądają realia w metalowym mainstreamie, bo nie widziałem z bliska oceanu rekinów muzycznego showbiznesu i szczerze mówiąc mało mnie ten akwen obchodzi. Świat zawsze będzie pełen muzyki jak to nazwałeś miałkiej, ponieważ większość ludzkiej populacji tego najzwyczajniej oczekuje. Nie dla wszystkich muzyka jest pępkiem świata i trzeba mieć tego świadomość, bo trudno takiej grupie ludzi serwować wyrafinowane aranżacje i dziwaczne harmonie w melodiach. Masz przykład uwielbianego w naszym kraju disco polo, którego gwiazdy wypełniają stadiony. O jakość sceny metalowej od tej strony merytorycznej się nie obawiam. Bo młodzi ludzie wnoszą świeży powiew w czasem zbyt skostniałe struktury. Właściwie na każdej niemal odmianie metalu słyszę wspaniałych młodych wykonawców. Pojawiają się oczywiście nowe nurtu które nie zawsze rozumiem i czuje ale to normalne.
TOR: Jak myślisz, jaki jest przeciętny słuchacz Traumy? Jakbyś scharakteryzował odbiorców twórczości?
JM: No to teraz mnie zaskoczyłeś. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem i szczerze nie mam bladego pojęcia ale możliwe, ze jest to zbieracz złomu.
TOR: Masz jakieś plany na najbliższą przyszłość swoją oraz Traumy? Pracujecie nad nowym materiałem? Szykuje się trasa koncertowa?
JM: Cały obecny czas podporządkowany jest powstawaniu nowego materiału Traumy i od jakiegoś czasu to jest nasz priorytet. Zagramy jesienią kilka pojedynczych sztuk ale na pewno nie będzie to forma regularnej trasy. Po drodze szykujemy jeszcze kilka niespodzianek ale póki co nie mogę puścić pary z gęby. Dzięki za wywiad i pozdrawiam.
TOR: Dzięki za obszerny wywiad dla Time Of Revenge.
Mocarne knury w butach biegają po lesie z połówkami melona na głowach wykrzykując pod adresem maciory jestem chomikiem z azbestu.
memberlist.php?mode=&sk=d&sd=d#memberlist
memberlist.php?mode=&sk=d&sd=d#memberlist
-
Nasum
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 16153
- Rejestracja: 21-01-2011, 11:12
Re: TRAUMA
Najlepsze jest pierwsze pytanie, a raczej odpowiedź na nie... sporo w tym prawdy, porównanie tych dwóch światów...

