06-12-2016, 15:21
Nagrobek: z martialem/industrialem/neofolkiem różnie bywa. W przypadku Death In June, z tych, których cały sztafaż interesuje, jedni cieszą się, że można nosić Totenkopfa na legalu i jeszcze, jeżeli ktoś wyraża wątpliwości, wyzywać go od homofobów, drudzy dla uniknięcia dysonansu poznawczego wmówili sobie, że Dogulas od 35 lat uprawia zaawansowany trolling, ale inni produkują srogie rozmkiny, wykazujące ponad wszelką wątpliwość, że to wszystko czysty faszyzm, no i część koncertów odbywała się w niejawnych lokalizacjach. Obecne wcielenie Der Blutharsch za winy przypisywane poprzedniemu nie mogło przed paru miesiącami zagrać koncertu w Krakowie. Z Mardukiem jest dość podobnie — Rubikonów nie przekroczyli, markę wyrobili sobie jako zespół satanistyczny, ale od „PDM” potrafią jechać po bandzie na całego i trzeba mocno sobie wmawiać, że monotematyczne eksploatowanie motywów akurat dotyczących III Rzeszy jest czysto przypadkowe, żeby w to uwierzyć (dorzućmy jeszcze historie o dziadku Morgana i „tożsamościowego” Death Wolfa). Oczywiście, abstrahując od wszystkiego, Antifie sierp i młot i/lub trzy strzały w dupę jako lekarstwo na bóle tego organu.
WaszJudasz: ano nie mówił, ale Rob pewnie myślał, że jak już pokona tego Yeti w lesie, będzie dalej tylko z górki. A tu zonk.