
Podchodziłem do tego krążka z lekkimi obawami, nie wiedziałem czego się spodziewać, czy będzie to lukier który mu zrekompensuje rozstanie z DB, czy może zaangażowany artystycznie album. Odpaliłem po raz pierwszy, usiadłem, zapaliłem cygaro, nalałem szklankę wina, zakręciłem palcami brodę, pomarszczyłem brwi, rozszerzyłem źrenice i mnie wgniotło. Ten album to wszystko co najlepsze w stylu znanym z płyt Arcturus wymieszane z nordyckim folkiem + rockowo-grungowymi patentami. Jeśli ktoś miał jeszcze okazję się delektować, proszę o opinie.. Dla mnie jedna z płyt roku, 6/6.