Może Cię zaskoczę, Marysiu, ale znam toptalnego fanatyka Annihilator. Sam go zresztą zaraziłem bakcylem, pożyczając mu 'jedyneczkę'

Ok, jedziemy z koksem, żeby było po kolei...
Alice in Hell - znakomity krążek, przy tytułowym i W.T.Y.D. robię pod siebie! A Randy'ego uważam za najlepsze co wokalnie przydarzyło się Watersowi!
Never, Neverland - równie dobry, choc może bardziej rozdmuchany, pompatyczny. Potencjał nadal był i dziś przyjemnie słucha mi się tego ze starego kaseciaka.
Set the World on Fire - tak, jak napisałeś, zrobiło się hard rockowo. nie było źle, ale zmiana stylu wyczuwalna i nie do końca trafiona. z wczesnych płytek ta przypadła mi najmniej do gustu.
King Of The Kill - bez bicia przyznam się, że kilka numerów z tego albumu wywołuje u mnie gęsią skórkę. The Box z tym swoim transowym riffem, jebnięty Speed, Fiasco czy tytułowy naprawdę bujają. a In the Blood zajebiście śpiewa się przy goleniu
Refresh the Demon - w tym miejscu zaczęła się równia pochyłą. Waters zżarł swój ogon dosłownie kopiując pomysł z KotK.
Remains - no comments...
Criteria For A Black Widow - znakomity powrót do formy. Drapieżne wokale (nareszcie!), świetne riffy, mocne brzmienie, czyli to, czego nie było w Annihilator od 1990 roku. Bardzo lubię!
Carnival Diablos - przede wszystkim za długa płyta. Nie wiem czemu, ale jakoś miałem początrkowo problemy z przebrnięciem przez nią w całości. ale jak juz się udało, to stwierdziłem, że jest niezła.
Waking the Fury - kilka naprawdę mocnych numerów, ale skłonności Watersda do skręcania w 4 kierunkach na raz dały się we znaki i, jak napisał Maria, brakuje tutaj spójności. mogło być zdecydowanie lepiej!
All for You - nie znam, kumpel się podnieca, ale większości obiektywnych opinii równa ten krążek z błotem. Osobiście się nie wypowiadam...
Schizos Deluxe - zaskoczenie, niezłe riffowanie, choć w kilku momentach słychać, że jeszcze trochę patentów robione pod Paddena, który na AfY chciał podobnmo uchodzić za hardcore;owca. Schizos jest naprawdę dobrym krążkiem, troszkę słabszym od Critteria, na pewno bardziej melodyjnym i nie tak drapieżnym, ale słychać, że to Annihilator, więc mam nadzieję, że Waters w końcu trafi do Polski. Ostatnio stałem tylko pod wrocławskim Kolorem z kolesiami, którzy przyjechali na odwołany koncert aż z Pomorza
Brakuje mi tylko jeszcze tutaj koncertówek chłopaków. Osobiście zaczynałem od I am in Command

mam do tej płytki ogromny sentyment. Live Annihilation nie słyszałem, a świeżego DVD w dobrej cenie na razie nei uświadczysz...