"Cause For Conflict" to jeden z najlepszych albumów KREATOR i spokojnie można go postawić na tej samej półce co rzeczy z lat 80-tych tego zespołu (na pewno jest lepszy od "Coma of Souls"). Na industrialu się nie znam za bardzo, ale jeśli miałbym się doszukiwać tam wpływów takiej muzyki to chyba tylko w brzmieniu, doskonale zresztą pasującym. Wydaje mi się, że sporo jest tam elementów hardcore punku i nawet lekkie nutki grindu tu i ówdzie, ale nie ma to żadnego znaczenia - znaczenie ma to, że np. "Prevail", "Catholic Despot", "Men Without God" mają takiego powera, że łeb urywa. no i riffy, riffy, RIFFY! i perkusja!
Drone pisze:Sedno sprawy, choć zakradł się jeden błąd. Osiągnęli to na "Better Off Dead", które dorównuje niemal boskiemu "Renewal".
tu mnie zaskoczyłeś. szkoda, że dobre momenty są przeplatane tam jakąś radosno-piwną-heavy metalową Bawarią. prędzej bym się spodziewał zobaczyć "Tapping the Vein" w tym towarzystwie, choć tam też coś mi zgrzyta.
Drone pisze:"Persecution Mania" ma doskonały klimat, ale niestety jest całościowo nudna i nie trzyma napięcia. Znacznie słabsza od "Agent Orange".
Uuuuuuuu.... serio? w moim odczuciu "Agent Orange" to taki odpowiednik "Coma of Souls". właściwie to bardzo fajny album, z wieloma naprawdę doskonałymi riffami, ale jakoś nigdy specjalnie nie chciało mi się go słuchać. coś tam siedzi - nie wiem co - ale obecne jest w brzmieniu i muzyce, jakaś taka... pstrokatość!
Maria Konopnicka pisze:Właśnie ten twardy akcent nadaje "Persecution Mania" totalitarnego wymiaru. Ta płyta jest jak bezkresna pustynia, w którą atomowy wybuch przekształcił żyzną glebę.
Persecution Mania to płyta dużo lepsza niż cokolwiek co nagrał Kreator.
bardzo lubię ten album, ale w życiu nie posunąłbym się do takiego stwierdzenia :)
upodobania się zmieniają z czasem - SODOM poszło u mnie w dół, a z kolei debiut SEPULTURY urósł w moich uszach niemal do rangi płyty-absolutu i chyba cenię go sobie wyżej niż dowolną płytę SLAYER, o SODOM nawet nie wspominając :D właściwie to zawsze go uwielbiałem, ale dopiero teraz na tle reszty błyszczy pełnym blaskiem.
PtK - mimo ośmiu lat, które upłynęły od mojego przedostatniego odsłuchu, wciąż zasiada na tronie. Zabawne jest to, że o ile zdążyłem niemal zapomnieć tytuły kawałków, to po jednym przesłuchu, który odbył się miesiąc temu wciąż chodzą mi po głowie te riffy. Ależ ja katowałem ten album kiedyś!