
Cryptworm po uprzedzającej pełniaka drobnicy dowalił w tym roku płytą o wymownym i zdradzającym intencje autorów tytule "Spewing Mephitic Putridity", po którym to można spodziewać się, że raczej nie będzie to bałkański neofolk. No i nie jest, zresztą osoba gitarzysto-basisto-wokalisty znanego chociażby z Rothadas niczego takiego nie zapowiada, choć w ciemno po próbkach strzelałbym, że to zespół założony przez krąg towarzyski z okolic Cerebral Rot/Caustic Wound/Fetid. No, jednak nie.
Ale do rzeczy. Cryptworm na 33 minutach zawarł muzykę może nieprzesadnie odkrywczą, ale dobrze mieszającą proporcje - to jest motoryka spod znaku takiego Undergang (czy może szerzej deathgrindu), nieco bujających zwolnień (acz bez przesady) i element, który dla mnie najbardziej podbija wartość całości, to znaczy patenty zaciągnięte z Demilicha, ale takiego Demilicha, któremu przed chwilą ktoś zrobił lobotomię tępym kamieniem. Prosty ze mnie chłop, słucham sobie tego motorycznego grania, cieszę się, że wokalista próbuje brzmieć, niżej od basu, a tu jeszcze demilichowate gitary miejscami. Ładne, znaczy się brzydkie, polecam.