Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
Arcturus miał swoje miejsce i czas. Dziś powinien być jedynie wspomnieniem lat 90.
Genialne 'The Sham Mirrors' to 2002.
Zawsze uważałem, że wokal to też pewne umiejętności, które się ćwiczy.
Z wiekiem można śpiewać gorzej, ale jeszcze nie jest bardzo stary, więc bajki o braku siły zostawmy innym, skoro nie ma motywacji do pracy nad sobą to niech przestanie śpiewać.
Cała EPka Ihsahna. Metalu nie ma tam ani przez sekundę (ani nawet krzyku), jest za to pop - nie bójmy się tego słowa w kontekście tego materiału. Szczerze powiedziawszy mi refreny do pośpiewania i cover A-ha nie przeszkadzają i podoba się ta odsłona.
Proszę nie obrażać norweskiego maestro przez jakieś porównania do dziadygi Nergala!!! Można nie lubić Ihsahna, można nazywać go artystą pretensjonalnym, szkalować, ale Nerguś to nawet pomimo wad Ihsahna odstaje na każdej płaszczyźnie
Często jest tak...że nie, a potem coraz częściej jest tak...że nie, a potem zwykle jest tak...że nie. I potem zostaje już samo nie.
A daj panie spokój. Sam początek głównego riffu aż mi zapachniał prometeuszem (którego nie słyszałem od lat), ale potem ta woń zamieniła się w smród gówna.
Następnie wróciłem do prometeusza i stwierdziłem, ze byłem głuchy (albo pamięć szwankuje), bo z prometeuszem to nie ma zupełnie nic wspólnego.
Cała EPka Ihsahna. Metalu nie ma tam ani przez sekundę (ani nawet krzyku), jest za to pop - nie bójmy się tego słowa w kontekście tego materiału. Szczerze powiedziawszy mi refreny do pośpiewania i cover A-ha nie przeszkadzają i podoba się ta odsłona.
Proszę nie obrażać norweskiego maestro przez jakieś porównania do dziadygi Nergala!!! Można nie lubić Ihsahna, można nazywać go artystą pretensjonalnym, szkalować, ale Nerguś to nawet pomimo wad Ihsahna odstaje na każdej płaszczyźnie
Odpaliłem te Ibaraki - Rashomon (projekt Matta Heafiego z Trivium), gdzie palce w jednym utworze maczał Ihsahn i... generalnie całość brzmi jakby wyszła spod ręki Norwega, włącznie z wokalami. Czy to dobrze, czy źle? To już sprawa indywidualna. Ale te podobieństwo wręcz mnie rozbraja - nie sądziłem, że w 2022 mainstreamowego artystę (Trivium nie moja bajka kompletnie, ale chyba są znani) może cytować coś takiego.
Album nie jest rewelacyjny - raczej taki sobie. Bardziej słuchałem w kategorii ciekawostki - i w takich kategoriach jest ok.
Często jest tak...że nie, a potem coraz częściej jest tak...że nie, a potem zwykle jest tak...że nie. I potem zostaje już samo nie.
Powiało ciut duchem Emperor z czasów Prometheus. Zapewne, gdyby ten zespół nadal istniał, to mniej więcej tak by brzmiał. Fajnie, że Ihsahn znów postanowił nagrać agresywny kawałek, poprzedno raczej w kierunku pop/rock/prog szedł.
Często jest tak...że nie, a potem coraz częściej jest tak...że nie, a potem zwykle jest tak...że nie. I potem zostaje już samo nie.
Kurwa, ale kupa, w odsłuchu nie pomogło nawet założenie swetra z golfem.
Pretensjonalne, przepitolone okropieństwo.
No gówno, no...
do tego bezwąsy Mejza jako bohater clipa, no prośba do chuja!
Całkiem obiecujący kawałek, zwłaszcza po tylu rozwodnionych, nudnych do porzygu, progresywnych klockach.
Dyskografia Ihsahna wcale nie jest ta jednorodna jak się powszechnie uważa. Do Eremity rzeczywiście jest napinka, progresywność za wszelką cenę. Potem jest Das Seelenbrechen - album eksperymentalny, sporo tam elektroniki i wpływów Diamandy Galas. Potem Arktis i Amr - bardzo przebojowe krążki. Niby progresywne, ale ocierające się rozwiązaniami o patenty z rocka 70s, czy nawet lekkie popowe wtręty. Potem było kilka EPek, gdzie piosenkowa formuła była jeszcze bardziej eksplorowana. Moim zdaniem Das Seelenbrechen i Arktis to jego solowy prime (niepopularna opinia, bo większośc osób woli progresywną napinkę z pierwszych albumów).
Często jest tak...że nie, a potem coraz częściej jest tak...że nie, a potem zwykle jest tak...że nie. I potem zostaje już samo nie.
^faktycznie po pierwszych dwóch albumach resztę znam raczej z kawałków promocyjnych, które mi nie podchodziły. Ten powyżej to chyba pierwszy, który zachęca mnie do zaznajomienia się z całym albumem.
Całkiem obiecujący kawałek, zwłaszcza po tylu rozwodnionych, nudnych do porzygu, progresywnych klockach.
Potem Arktis i Amr - bardzo przebojowe krążki. Niby progresywne, ale ocierające się rozwiązaniami o patenty z rocka 70s, czy nawet lekkie popowe wtręty.
Riff w Until I Too Dissolve kasuje pół tej całej sceny retro heavy.