''Wewnątrzwątrobowy rak dróg żółciowych może być także związany z przewlekłym wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego, przewlekłym zapaleniem pęcherzyka żółciowego oraz alkoholowym i stłuszczeniowym uszkodzeniem wątroby, oraz zakażeniem wirusem HCV''
Nie mam wątpliwości że sobie przeorał wątrobe i powstał z tego złośliwy skurwiel
Re: ENTOMBED
: 08-03-2021, 18:08
autor: Olo
mimo wszystko znalazłbym trochę ochlejmord, których to skurwysyństwo nie tknęło, a zamieniłbym ich za LG
Re: ENTOMBED
: 08-03-2021, 19:19
autor: Nasum
Z racji tego, że ten rodzaj raka jest niezwykle rzadki, to można mówić o loterii. Smutna sprawa patrzeć jak odchodzą idole twojej młodości... patrząc na nich w latach 90-tych, i nie tylko na nich, na wszystkich członków tych deathowych załóg, jakoś nie przychodziło człowiekowi do głowy, że mogą przestać grać, a co dopiero zejść z tego świata. Wszystko kiedyś ma swój koniec....
Re: ENTOMBED
: 08-03-2021, 20:26
autor: SODOMOUSE
zdjęcie legenda, które zawsze będzie jednoznaczne. Entombed.
i Nihilist 1989
Re: ENTOMBED
: 08-03-2021, 20:36
autor: Żułek
zapomniłeś o Morbid
Comecon
i Firespawn
Re: ENTOMBED
: 08-03-2021, 20:43
autor: SODOMOUSE
nie chodzi mi o udział LG w innych projektach, to wątek Entombed. Entombed to pre-Nihilist. A nie Morbid, Comecon etc.
Z racji tego, że ten rodzaj raka jest niezwykle rzadki, to można mówić o loterii. Smutna sprawa patrzeć jak odchodzą idole twojej młodości... patrząc na nich w latach 90-tych, i nie tylko na nich, na wszystkich członków tych deathowych załóg, jakoś nie przychodziło człowiekowi do głowy, że mogą przestać grać, a co dopiero zejść z tego świata. Wszystko kiedyś ma swój koniec....
Dokładnie o tym samym pomyślałem. Wieszało się plakaty, zbierało wycinki z gazet ... Wydawało się, że czasy gdy mieliby odejść są tak odległe. A jednak, trzeba się przyzwyczajać do myśli, że Kosiarz będzie powoli acz systematycznie zbierał swoje żniwo. Najpierw Brett Hoffmann, teraz L-G. Kultowe gardła milkną na zawsze. Starzejemy się panowie. Sad but true...
Z racji tego, że ten rodzaj raka jest niezwykle rzadki, to można mówić o loterii. Smutna sprawa patrzeć jak odchodzą idole twojej młodości... patrząc na nich w latach 90-tych, i nie tylko na nich, na wszystkich członków tych deathowych załóg, jakoś nie przychodziło człowiekowi do głowy, że mogą przestać grać, a co dopiero zejść z tego świata. Wszystko kiedyś ma swój koniec....
Dokładnie o tym samym pomyślałem. Wieszało się plakaty, zbierało wycinki z gazet ... Wydawało się, że czasy gdy mieliby odejść są tak odległe. A jednak, trzeba się przyzwyczajać do myśli, że Kosiarz będzie powoli acz systematycznie zbierał swoje żniwo. Najpierw Brett Hoffmann, teraz L-G. Kultowe gardła milkną na zawsze. Starzejemy się panowie. Sad but true...
Kiedy przeglądam stare zdjęcia aż trudno sobie uświadomić, że nagrywając "Left hand path" byli w sumie niewiele starsi od tych którzy wtedy ich słuchali. Starsi o kilka lat, a mimo tego, jakimś niewytłumaczalnym zbiegiem okoliczności i swoim talentem, stali się sławni. Słuchałem ich płyt, czytałem wywiady w Metal Hammerze i wydawało się, że w zasadzie oni są niczym metalowi herosi, niezniszczalni, wiecznie młodzi, wiecznie żywi. Że będą łoić ten death metal aż po późną starość, która wydawała się czymś tak abstrakcyjnym i odległym, że nikt nie zaprzątał sobie tym głowy. Po postu, byli, grali, nagrywali kolejne albumy które wbiły się w głowę, których dźwięki zatrzymały tamte czasy, w tych utworach jest zaklęta moja młodość, tych wspomnień nikt już nigdy mi nie odbierze. Kiedy czytało się o problemach z narkotykami Dave'a Mustaine'a to trudno było sobie wyobrazić jaki to syf.... Wydawało się, że to jak papierosy, jak wąchanie kleju....Tylko jakaś nieprzewidywalna tragedia zabierała któregoś z nich jak wypadek autokaru Cliffa Burtona. Stare kapele typu Rolling Stones czy Motley Crue pili, pieprzyli i ćpali jakby mieli żyć wiecznie, oni wydawali się jacyś tacy przepici, styrani życiem, ale ci młodzieniaszkowie którzy zrewolucjonizowali muzykę w latach dziewięćdziesiątych wydawali się być inni... Oszałamiająca sława im nie groziła, poza tym, jak już wspomniałem, byli niemal rówieśnikami... Niemal... a kto w młodych latach uświadamiał sobie kruchość życia. I nagle nasi idole odchodzą. Nie ma ich. Ci giganci okazali się takimi samymi śmiertelnikami, nic ich nie chroni, płyty na których grali pozostały, ich zdjęcia umieszczone na tylnej okładce coraz bardziej blakną, żółkną, coraz częściej o coraz większej liczbie muzyków mówimy w czasie przeszłym. Starzejemy się.... nie zauważamy tego, ale czas nie stoi w miejscu.... Sad but true...