hehehe
no to teraz to mnie wzruszyłeś
odkąd, jeszcze w latach 80

, usłyszałem Streetcleaner, odtąd KOCHAM ABSOLUTNIE BEZGRANICZNIE większosc rzeczy, które nagrywa / nagrywał Broadrick
co do samego Godflesh, to oczywiście rzeczony już Streetcleaner, to dla mnie muzyczny absolut, jeden z TYCH albumów, myślę, że spokojnie mój Top 10 wszechczasów. płyta, która zrobiła mi kuku i zmieniła moje spojrzenie na muzykę... i w ogóle na świat. w dalszej kolejności Songs Of Love & Hate i Slavestate, nieco dalej Godflesh, Selfless i Mercilles, jeszcze dalej Pure i Us & Them no i najdalej Hymns (poza GENIALNYM ostatnim numerem oczywiście). no i oczywiście wszystkie single, mini i inne cuda w rodzaju CW, Messiah czy L&H in Dub też kocham bezgranicznie...
oczywiście jest jeszcze piękny album FALL OF BECOUSE - prawie połowa numerów z Streetcleaner w pierwotnych wersjach, nagranych dwa lata wcześniej... na CD dodatkowo bonus live, gdzie spotyka się cały oryginalny skład Napalm Death
GOD - to miazga największa, zaraz za Streetcleaner. szczególnie Anatomy of Addiction i Possession.
ICE - to samo - obie płyty GENIALNE.
TECHNO ANIMAL - też nie mam słów
CURSE OF THE GOLDEN VAMPIRE - o dziwo wolę debiut, ale dwójka też zahacza o absolut
The Sidewinder - gites, ale bez srania w gacie...
FINAL - ostatnio się chyba zupełnie już przekonałem. prawie Lull
JESU - pierwszy mini świetny, płyta nei do końca mi podeszła, drugi mini rewlacja.
itd
