tak sobie własnie słucham i taki jakis dół mnie złapał, to chyba przez ta wszedobylska melancholie... nigdy nie grali zbytnio wesołej muzyki, ale na dwoch ostatnich płytach jakby przeczuwali zblizającą sie tragedię... szkoda w chuj, ze zdecydowali sie na zawieszenie działalności, ale w sumie bez mieszka, nie byłoby to samo... piekne blasty, piekne dwa wokale, niby wszystko takie proste, ale ma to w sobie tyle energii, jakiej niektorzy nie osiagna chocby zebrali wszystie swoje albumy do kupy, dla mnie to taki grindowy motorhead... nie wiem ktora plyte kocham najbardziej, jak mialbym wybierac to miedzy human 2.0, a helvete ( chyba najbardziej smutną plytą szwedów ), moze nie wdarli sie do panteonu najwiekszych, ale u mnie pozostaną na zawsze jako jedni z tych najbardziej charakterystycznych napierdalaczy, ktorzy nie szli na kompromisy i nagrywali taką muzę bo ja po prostu kochali i sprawiało im to przyjemnosc, a to na prawde da sie wyczuć sluchajac ich albumów...
a teraz zapuscilem shift i w sumie tez jest wykurwista na maxa

))
nie stawiam ocen, to co człowiek czuje sluchając muzyki nie da sie wyrazić w liczbach, procentach itp... kazda plyta jak dla mnie wyjątkowa i tyle
aha no i nie wiem czemu, ale ten wszedobylski nasumowy smutek kojarzy mi sie troszke z the haunted, albo vice versa

...