... od ładnych kilku dni nie słucham praktycznie nic innego, no bo mi się po prostu najzwyczajniej w świecie nie chce, a nie chce mi się, gdyż jak przypierdoliłem sobie "Conqueror" JESU tak już mnie pozamiatało po raz kolejny i siedzę nad "wypocinami" Justina K. Broadrick`a i Diarmuida Daltona chyląc czoła przed tym co robią i przesłuchuję odświeżając sobie przy okazji wszystkie materiały JESU.
... ale by nie było tak kolorowo i entuzjastycznie, w sumie "Conqueror" to jedyny album JESU, który podszedł mi idealnie, album w którym nic bym nie zmienił, jest spokojnie, transowo, ciężko, można odlecieć. Niestety tak jak idealnie jest na dwójce, już nie jest wg mnie tak samo na debiucie "Jesu" i trójce "Infinity". Co dziwne, praktycznie wszystkie Ep`ki w JESU są wg mnie świetne, czy to choćby ostatni "Opiate Sun", czy "Lifeline" czy choćby "Silver".
Jak tak spoglądam na metal archives, to widzę nie wiedzieć czemu ominęła mnie tylko Epka "Heart Ache" (ale w sumie nic straconego

no i zajebiście się cieszę, że w tym roku zagoszczą na Asymmetry Festival II!!
słuchacie, lubicie, lejecie ciepłym moczem na Broadrick`owy JESU?