Wczoraj odebrałem z poczty "Bleeding the priest". Co prawda znałem ten materiał wcześniej, ale obdukcja z prawdziwego zde/arzenia obejmuje obrażenia powstałe w ciągu ostatniej doby, kiedy sympatyczna pani z pocztowego okienka wręczyła mi przesiąkniętą naturalnymi zwierzęcymi lubrykantami żółtobrązową kopertę, w której to znajdował się lśniący, srebrny dysk z dziurką po środku. Rzeczony, po umiejscowieniu w mym kozackim odtwarzaczu marki Philips, począł prokurować potok cuchnących lepką mazią dźwięków, których zbity w absurdalną kako(!)fonię strumień (coś jak potok, tylko mniej potocznie) o palpitacje serca przyprawiłby nawet kogoś bez serca.

W swojej klasie (uwaga! wreszcie coś o muzyce!) plugawego do przesady, surowego do bólu, słusznie podziemnego i pociesznie diabelskiego black/thrash/death Metalu w najlepszej tradycji debiutu SARCOFAGO bezkonkurencyjni. Kup, odpal i zdychaj. Nie czmychaj! Zapraszam.
