
No proszę. Dopiero co spiłowałem do dziąseł zęby przy ostatniej doskonałej płycie Raw Noise, a wczoraj dowiedziałem się, że niemal ten sam skład w 2010 wydał jeszcze jedną płytę. W składzie nieśmiertelny duet twin krastów - Dean Jones i Phil Vane, generalnie na pokładzie Death Dealers mamy prawie cały skład Extreme Noise Terror. Słowem szykuje się uczciwy łomot. Czy w ogóle da się grać w bardziej tradycyjny sposób niż np. wspomniane Raw Noise, wydane kilka miesięcy wcześniej??? Owszem, da się. Na debiutanckim krążku DEATH DEALERS jest bowiem sporo archaicznych pasaży żywcem wyciągniętych z pierwszej fali hard core. Brzmi to doskonale.
Jeden, w porywach do dwóch riffów na utwór, zero melodii (proste nie? tak się przecież gra!), brutalny, surowy i zimny wpierdol, najlepsze gardło w branży (Dean Jones). Możesz słuchać tej muzyki od samego jej początku, ale jeśli w połowie lat 80. jej nie nagrywałeś to nie masz najmniejszych szans stworzyć takiej płyty jak Files of Atrocity. Tu po pierwszych kilku dźwiękach słychać, że to stare wygi. Dla tych ludzi czas się zatrzymał ćwierć wieku temu, zero udawanej napinki, tylko piękna, naturalna i szczera muzyka prosto z serducha dla maniaków prawdziwego krasta. Bez niepotrzebnych naleciałości. To jakiś fenomen, że po tylu latach ci goście grają wciąż z tą samą pianą na pysku.
Jestem oczarowany, zachwycony, zakochany!
Taki crust punk nagrywać mogą TYLKO jego współtwórcy. Ścisła czołówka zeszłego roku. Płyta genialna, jeszcze lepsza niż Raw Noise.
Extreme Noise Terror, Disgust, Disrupt, Doom, Siege, Discharge, Septic Death - anyone?
IN CRUST WE TRUST!!!
Można się zaopatrzyć w SMG ;)
krótka piłka - komu w ryj?