28-02-2019, 13:40
Sląsk, jaki zna chociażby Ascetic, ten bardziej reprezentacyjny, ze lśniącymi wieżowcami, zrewitalizowanym historycznym Nikiszowcem, nowoczesnymi hotelami czy modnymi klubami to jego nowe, nieco odmienne oblicze. Ten prawdziwy, osmolony, pokryty sadzą, poprzecinany jak brzytwą śladami niszczycielskiej działalności człowieka, to drugie, mniej znane dla przyjezdnych, być może mniej przyjemne, ale bardziej prawdziwe oblicze.
Kolonie robotnicze, które powstawały przy większych zakładach jak kopalnie, huty czy koksownie, już bardzo rzadko można zobaczyć w ich pierwotnej formie. Stare budynki, które jak już wspomniałem potrafią zachwycić architekturą, niszczeją, pokrywane napisami zwaśnionych klubów piłkarskich. Mieszkańcy, pogrążeni często w życiowej pustce, nękani nałogami, nie potrafiący odnaleźć się w nowej rzeczywistości zamykają się na ludzi z zewnątrz tworząc swoje małe społeczności. Społeczności, które problemy rozwiązują między sobą siłowo, bez udziału policji, z którą nikt za bardzo nie chce rozmawiać. Ile takich miejsc jest tutaj! Lipiny, Chropaczów, Slydź, Kafałs, Rasik, Ryjndorf, Szwarcwald, Kolanijo, Werdon.... Każde z tych miejsc ma swoją historię. Na Kafałzie znajduje się najstarszy w Europie dom handlowy, od którego cała kolonia wzięła swoją nazwę. Na Kolaniji swego czasu policja znalazła biedaszyby, doskonale przygotowane, zabezpieczone, gotowe do pracy. Zdawałoby się relikt zamierzchłej przeszłosci....
Historia na tym terenie odcisnęła swoje ogromne piętno. Obozy koncentracyjne, miejsca potyczek podczas powstań śląskich, miejsca kaźni polaków po wkroczeniu Wehrmachtu. Tragedia rodzin, których synowie zostali siłą wcieleni do tych formacji podczas wojny, i strach przed odkryciem tego faktu po jej zakończeniu. Zmiana imion tym wszystkim, których imiona brzmiały zbyt niemiecko, zbyt obco w nowej, komunistycznej Polsce. Imiona miały być bardziej słowiańskie, naleciałości językowe były tępione, gwara marginalizowana. W Radzionkowie można obejrzeć dworzec, który służył jako miejsce wywózki Ślązaków. To takie małe muzeum deportacji, w lecie można wejść nawet do środka jednego z wagonów w którym wywożono ludzi...
Oprócz skomplikowanej sytuacji polityczno narodowościowej, to właśnie na Śląsku można zobaczyć jak chyba nigdzie indziej historię niszczycielskiej działalności człowieka. Takie smutne epitafium cywilizacji, opuszczone, zapomniane miejsca, które straszą swoim wyglądem. Stare koksownie, wieże ciśnień, hałdy na których można pewnie znaleźć połowę tablicy mendelejewa, usypane byle gdzie, czasem kilka kroków za domami, bo kto w tamtych czasach przejmował się ekologią. Stare trakty kolejowe którymi jeździła kolej z węglem. Jest u nas pewien ciekawy park - lat temu z piętnaście można było zbaczając nieco z głownej ścieżki przedrzeć się przez zarośniętą ścieżkę i odkryć "wrota do Narnii". Dochodziło się do starego, rozwalonego betonowego płotu i wchodziło się na olbrzymi teren huty. Teren, o którym sama huta już wtedy zapomniała. Matka natura upomniała się o swoje więc zaczęła zabierać to, co siłą wyrwał jej człowiek. Bujna roślinność jednak gdzieniegdzie nie pochłonęła do końca starych hal, z murów których wyrwano już wszystkie elementy które nadawały się na złom. Ostrzegawcze napisy "grozi zawaleniem" nie odstraszały amatorów wszelakich trunków spożywanych pod chmurką, a i ślady miłosnych uniesień też można było zauważyć. W tej dziczy, idąc torowiskiem, można było zauważyć wrośnięty w ziemię cały skład kolejowy, a nie był to jedyny taki okaz zostawiony gdzieś na bocznym torze który miałem okazję zobaczyć. Teraz teren uprzątnięto, ogrodzono, zamknięto.
Sląsk jest też nazywany " Śląską Wenecją", i jak nawet jest to określenie na wyrost, to faktycznie stawów jest tu sporo. Swojskie nazwy takie jak Glombik, Martinszacht, Gliniok czy Smrodlok wskazują na ciekawe miejsce ich powstania. Edward swego czasu był wzmiankowany nawet w teleexpresie, bowiem wszystko co w nim żyło, wypłynęło pewnego dnia brzuchem do góry. Cały staw został zatruty cyjankiem. Nie mam pojęcia czy jest już na nowo zarybiony, chociaż amatorów wędkarstwa to tu nie brakuje.
Często jeżdzę rowerem przez te industrialne nieużytki. To prawdziwa twarz Śląska, twarz pokryta zmarszczkami po ciężkiej pracy, umorusana pyłem węglowym, przeorana bliznami. Czasem, przy odpowiedniej pogodzie, koksownia na Biskupicach wygląda jak Mordor. Tereny które pozostawiono by niszczały i dziczały wyglądają jakby człowiek zniknął z naszej planety. A kolonie robotnicze, zwłaszcza jak się w nie wjedzie nieco głębiej, pokazują też nieco bardziej smutną, czasem pozbawioną nadziei twarz. To Śląsk którego nie można zobaczyć przez szybę samochodu, to Śląsk który jednak warto doświadczyć, posmakować, spróbować zrozumieć nie tak łatwą historię tych terenów.