Jak to jest, że jak jeden dzban wyleci, pojawia się następny a drugi się aktywuje? Jakaś sztafeta, czy co?
Ok, ma to aspekt oczywiście też humorystyczny, jak te story z podsłuchującym telefonem, ale ile można? A aktywacja protokołu "salutu rz." to akurat kiepska i niespecjalnie śmieszna sprawa.
GRUBE ROZKMINY
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
- Ascetic
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15912
- Rejestracja: 10-01-2015, 15:54
Re: GRUBE ROZKMINY
Poro
- ŚWIAT BEZ KOŃCA
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11732
- Rejestracja: 27-08-2018, 10:24
Re: GRUBE ROZKMINY
W Neon Genesis Evangelion jest na końcu taka scena, a raczej cały epizod, w którym głównemu bohaterowi zostaje pokazana rzeczywistość od największego stopnia ogólności. Najpierw jest punkt pośrodku niczego. Jego wolność jest absolutna. Może zdążać, dokąd chce, tylko że nie ma dokąd zdążać, ponieważ nie ma nic innego.
Tworzy więc linię, która stanowi linię , po której może chodzić. I faktycznie, ma teraz jakiś punkt odniesienia, ale porzuca jakąś część wolności - nie może już latać.
Stworzenie każdego kolejnego punktu rzeczywistości jest błogosławieństwem różnorodności rzeczywistości, ale też ograniczeniem.
Teraz wyobraźmy sobie, że gdy się rodzimy, jesteśmy czystą kartą w sensie zależności społecznych. Dziecko nie wie nawet, jak się uśmiechać. Nawet ten, wydawałoby się, bardzo podstawowy i wrodzony odruch wcale nie jest wrodzony - jest wyuczony na podstawie obserwacji matki.
To jest, być może, pierwsza linia, po której porusza się człowiek. Jesteś zadowolony - uśmiechasz się. Jest to narzędzie samoekspresji, ale też ograniczenie jej do środka uznawanego powszechnie przez wszystkich ludzi i przez nich rozpoznawalnego.
Z czasem linii przybywa. O ile matka naucza uśmiechu nieświadomie - lub chociaż niekoniecznie świadomie - tak kolejne zasady i filtry zaczynają być coraz bardziej konkretne. Nie płacz głośno - narusza to strefę innych ludzi. Nie baw się jedzeniem - jest ono potrzebne, by cię wyżywić, nie do zabawy - zasada z czasów, gdy jedzenie było ograniczonym zasobem, nie tak jak dziś jest go wszędzie pełno. Nie pierdź głośno w towarzystwie, a najlepiej w ogóle nie pierdź w towarzystwie - brzydko pachnie.
To są zasady dziecięce. Potem dziecko rośnie i cały czas uczy się zasad wytworzonych przez innych ludzi. Do kościoła ubieraj się skromnie. Na studniówkę ubierz żakiet. Drogie auto jest oznaką sukcesu zwiększającego szansę na seks. Nie należy żartować z tego, tamtego i owego, bo kogoś można obrazić.
To wszystko są filtry, których potrzebujemy, by jakoś zgrać się z innymi ludźmi i odnieść sukces między ludźmi, który w dużej mierze decyduje o tym, czy będziemy szczęśliwi. Przez całe życie ich przybywa. Każda nowa sytuacja uczy nas, jak się zachowywać. Każdy nowy kontekst to nowe zasady i filtry. Każda nowa zasada i filtr to ścianka w labiryncie, która ogranicza nasze ruchy i mówi, dokąd należy iść, by trafić do wyjścia z nieznanych wcześniej sytuacji.
Zaczęliśmy od bezbrzeżnego oceanu, w którym byliśmy tylko sobą. Z czasem nasze ja ogranicza się coraz bardziej, aż uformuje coś, co od biedy można nazwać osobą społeczną.
Wszystko to w celu wbicia nas w jakiś wspólny mianownik który sprawi, że się nie pozabijamy. Wszystko to w celu upewnienia się, że indywidualizm nie jest ceniony wysoko. Wysoko ceniona jest znajomość zasad, wpasowywanie się w nie i - w formie końcowej - wywieranie presji na innych, by się wcisnęli w ciasny gorset zasad, a w przeciwnym razie prześladowanie ich, aż się ugną, uciekną lub coś gorszego.
Taki system zapewnia nieszczęście i szczęście praktycznie nam wszystkim i u podstaw sprowadza się do starej ewolucyjnej zasady walki o surowce. Dzisiaj surowce się zmieniły i czasem trudniej je wskazać, wytknąć, czego jest nam brak. Często jest to ludzka uwaga, ale o tym kiedy indziej. Ważne jest tylko to, że pomimo dostępu do jedzenia, ciepła, dachu, walka o jakieś surowce wciąż trwa, a razem z nią gnojenie odmienności w celu umocnienia własnej pozycji.
Internet wydaje się czasem straszny, bo nie filtrujemy się w nim tak bardzo jak w fizycznych spotkaniach.
Tworzy więc linię, która stanowi linię , po której może chodzić. I faktycznie, ma teraz jakiś punkt odniesienia, ale porzuca jakąś część wolności - nie może już latać.
Stworzenie każdego kolejnego punktu rzeczywistości jest błogosławieństwem różnorodności rzeczywistości, ale też ograniczeniem.
Teraz wyobraźmy sobie, że gdy się rodzimy, jesteśmy czystą kartą w sensie zależności społecznych. Dziecko nie wie nawet, jak się uśmiechać. Nawet ten, wydawałoby się, bardzo podstawowy i wrodzony odruch wcale nie jest wrodzony - jest wyuczony na podstawie obserwacji matki.
To jest, być może, pierwsza linia, po której porusza się człowiek. Jesteś zadowolony - uśmiechasz się. Jest to narzędzie samoekspresji, ale też ograniczenie jej do środka uznawanego powszechnie przez wszystkich ludzi i przez nich rozpoznawalnego.
Z czasem linii przybywa. O ile matka naucza uśmiechu nieświadomie - lub chociaż niekoniecznie świadomie - tak kolejne zasady i filtry zaczynają być coraz bardziej konkretne. Nie płacz głośno - narusza to strefę innych ludzi. Nie baw się jedzeniem - jest ono potrzebne, by cię wyżywić, nie do zabawy - zasada z czasów, gdy jedzenie było ograniczonym zasobem, nie tak jak dziś jest go wszędzie pełno. Nie pierdź głośno w towarzystwie, a najlepiej w ogóle nie pierdź w towarzystwie - brzydko pachnie.
To są zasady dziecięce. Potem dziecko rośnie i cały czas uczy się zasad wytworzonych przez innych ludzi. Do kościoła ubieraj się skromnie. Na studniówkę ubierz żakiet. Drogie auto jest oznaką sukcesu zwiększającego szansę na seks. Nie należy żartować z tego, tamtego i owego, bo kogoś można obrazić.
To wszystko są filtry, których potrzebujemy, by jakoś zgrać się z innymi ludźmi i odnieść sukces między ludźmi, który w dużej mierze decyduje o tym, czy będziemy szczęśliwi. Przez całe życie ich przybywa. Każda nowa sytuacja uczy nas, jak się zachowywać. Każdy nowy kontekst to nowe zasady i filtry. Każda nowa zasada i filtr to ścianka w labiryncie, która ogranicza nasze ruchy i mówi, dokąd należy iść, by trafić do wyjścia z nieznanych wcześniej sytuacji.
Zaczęliśmy od bezbrzeżnego oceanu, w którym byliśmy tylko sobą. Z czasem nasze ja ogranicza się coraz bardziej, aż uformuje coś, co od biedy można nazwać osobą społeczną.
Wszystko to w celu wbicia nas w jakiś wspólny mianownik który sprawi, że się nie pozabijamy. Wszystko to w celu upewnienia się, że indywidualizm nie jest ceniony wysoko. Wysoko ceniona jest znajomość zasad, wpasowywanie się w nie i - w formie końcowej - wywieranie presji na innych, by się wcisnęli w ciasny gorset zasad, a w przeciwnym razie prześladowanie ich, aż się ugną, uciekną lub coś gorszego.
Taki system zapewnia nieszczęście i szczęście praktycznie nam wszystkim i u podstaw sprowadza się do starej ewolucyjnej zasady walki o surowce. Dzisiaj surowce się zmieniły i czasem trudniej je wskazać, wytknąć, czego jest nam brak. Często jest to ludzka uwaga, ale o tym kiedy indziej. Ważne jest tylko to, że pomimo dostępu do jedzenia, ciepła, dachu, walka o jakieś surowce wciąż trwa, a razem z nią gnojenie odmienności w celu umocnienia własnej pozycji.
Internet wydaje się czasem straszny, bo nie filtrujemy się w nim tak bardzo jak w fizycznych spotkaniach.
If you do everything right, there will be no struggle.
If you struggle, you're not doing something right.
If you struggle, you're not doing something right.