Widzę, że w tzw. międzyczasie wywołał się niezły flejm ;)
Skaut pisze:Przełóż sobie to na grunt muzyczny i powiedz mi dlaczego dla przykładu mamy się zachwycać ambientem Briana Eno, skoro to raptem kilka "sygnałów" na krzyż przez praktycznie cały krążek? Gdyby nie kontekst muzyka w ogóle by się nie rozwijała, nie kontrastowała z innymi gatunkami, nie szukała nowych dróg, inspiracji itepe. Podobnie masz z tym wyżej.
Ech... potrzebowałeś kontekstu, żeby się zachwycić płytami Eno? Bo ja nie. Albo czy najpierw czytałeś o nich, a dopiero później posłuchałeś Earth czy Sunn O))), bo bez tego nie poczułbyś nic ciekawego - dla siebie - w ich muzyce? Ja nie mówię tutaj o wpływach, popychaniu sztuki do przodu etc. Ja mówię o odbieraniu sztuki. Tylko tyle i aż tyle. Bo jak pierwszy raz usłyszałem Scum a niedługo później Altars of Madness, to wrażenie jakie wywarły na mnie te krążki właściwe do dzisiaj pozostaje niezmienione. Totalne olśnienie. I naprawdę nie potrzebowałem wiedzy na temat ich kontekstu, żeby móc się nimi zachwycić.
longinus696 pisze:A powiedz mi, jakie dzieło "mówi samo przez się"? Bo ja jakoś nie potrafię sobie takiego dzieła wyobrazić. Po prostu dzieła, które Twoim zdaniem "mówią same przez się", to dzieła, które z jakiegoś powodu jesteś w stanie odczytać, bo są bliskie Twojej mentalności - dlatego je rozumiesz. Chociaż wchodzi w grę i taka sytuacja, że tych dzieł nie rozumiesz, a jedynie wydaje Ci się, że je rozumiesz, tylko dlatego, że potrafisz dostrzec w nich jakąś znaną z życia sytuację i odczuć wyrażone przez artystę emocje. A przecież to jeszcze nie gwarantuje zrozumienia tych dzieł.
No nie wiem, chociażby Straż Nocna. Mnie urzekł ten obraz. Tutaj nie trzeba nic dodawać, jest po prostu uchwycenie jakiegoś urywku rzeczywistości, do tego podany w taki a nie inny, cholernie dla mnie korzystny, sposób. Oczywistym jest, że im więcej wiem na temat dzieła, okoliczności jego powstania, samego autora itd. tym więcej mogę z niego - dla siebie - wyciągnąć, co nie zmienia jednak faktu, że absolutną podstawą odbierania sztuki jest jakieś wrażenie, coś co sprawiło, że Cię dany obraz (utwór, cokolwiek nie to jest istotne) do siebie przyciągnął. Albo od siebie odrzucił i sprawił, że zainteresowałeś się czymś innym.
longinus696 pisze:A nie sądzisz, że głupsze jest podejście typu "nie rozumiem i nie chcę rozumieć, bo się uparłem"? Poza tym skąd wiesz, że nie niesie treści z która mógłbyś się identyfikować, skoro tej treści nie znasz?
Niekoniecznie nie chcę. Dla mnie to nie jest warunek do obcowania ze sztuką. Nie wiem też, czemu miałbym nie znać treści. Kto powiedział, że dzieło można odbierać tylko jednotorowo i w sposób z góry ustalony? A jak jakieś dzieło będzie dla mnie znaczyło coś innego to co? Jestem ignorantem, czy chamem? Sztuka to nie równania matematyczne, żeby je rozumieć. A takie podejście jakie Ty prezentujesz trochę mi snobizmem i dziwnym pojmowaniem elitaryzmu zajeżdża. "No bo motłoch nie zrozumie".
longinus696 pisze:Akurat Gombrowicz gówno się znał na malarstwie i podejście miał kompletnego ignoranta, więc całkiem nieźle trafiłeś.
Błagam Cię. Sprawiasz wrażenie zbyt rozgarniętego gościa, żeby nie zrozumieć o co mi chodziło z Ferdydurke.
longinus696 pisze: Uważasz, że gdybyś odwalił ten numer z fiflarem w galerii, to potraktowano by Cię poważnie? Uważasz, że - cytując dalszą część Twojego posta - "zjebane miłośniki sztuki" zachwycałyby się Twoim gestem? Sądzisz, że łyknęliby tę przynętę? Powiedz.
A jakby już ktoś Cię potraktował poważnie przy np. obieraniu ziemniaków jako alegorii kruchości życia, to to już by była sztuka?
longinus696 pisze: Skoro nawet dziecko może namalować paski, wystawić świnię i obierać ziemniaki, to dlaczego w galeriach sztuki praktycznie nie wystawia się prac dzieci? Dlaczego nie widzę przedszkolaków szatkujących kalafiora na żywo w każdym budynku muzealnym? Zadałeś sobie to pytanie? No i co to znaczy "dorobić ideologię"?
Nie? Znalezione w google. Znaczy raczej nietrudno to znaleźć.
Morph pisze:Heh, do dzisiaj pamiętam jeden film który widziałem w kopenhaskim Statens Museum for Kunst. Grupka ludzi siedzących przy stole na którym znajdowała się kupa ciasta na naleśniki/pierogi/chujwieco. Każdy z nich miał na czole przyklejonego naleśnika i rytmicznie napierdalał w ten stół. Do dzisiaj nie wiem o co im chodziło, ale podobało mi się 100x bardziej niż pierdziesiąte dzieło Rębrata czy innego Michalandżela.
No i bardzo dobrze. Cokolwiek Cię cieszy, chociaż nie podejrzewam, żebym ja się czymś takim mógł zachwycić. Przecież nigdzie nie jest powiedziane, że wszyscy mają myśleć tak samo :D
I tak na sam koniec dodam jeszcze, że najtrafniej wytłuścił cały problem Triceps. Siedzi sobie banda frustratów (którzy zapewne mają nierzadko dużo wiedzę o swojej dziedzinie), którzy ustalają i mówią innym co jest sztuką i - co gorsza - jak mają ją rozumieć. Bo jak nie rozumiesz czegoś jak oni, to jesteś ignorant, nie ogarniasz kontekstu i w ogóle idź zbierać szczypiorek. I później próbują mi wmówić, że sranie do pojemników do sztuka. Przepraszam, nie kupuję tego. To jest robienie ludzi z idiotów i tworzenie do tego mniej lub bardziej skomplikowanej nadbudowy.
The madness and the damage done.