535 pisze: ↑03-09-2021, 14:11
Wracając jednak do tematu. Przemierzając nieistniejące krainy po raz kolejny doszliśmy z małżonką...do wniosku, że zestawiając w ślepym teście budownictwo jednorodzinne, właściwie każdy wskazałby bantustan jako miejsce nieprawdopodobnego rozmachu i powszechnego rozbuchanego dobrobytu. Skromność budownictwa krajów nieistniejących jest ujmująca, powalająca i dająca wiele do myślenia na tematy znacznie ważniejsze, niż cena sera żółtego w opakowaniach zbiorczych. Już dawno zachorowałem na taki dom i prawdopodobnie jest to choroba śmiertelna.
Mój człowiek.
Anegdotycznie, pamiętam gdy na samiuteńkim początku mojej dyslokacji moj znajomy, notabene wlasnie natenczas wyprowadzający się z krainy powszechnego szariatu, zabrał mnie na wycieczkę by pokazać mi dlaczego się zabiera na stałe.
No więc pojechaliśmy w pobliże północnego archipelagu goteborskiego. Był listopad, chmury nisko przeganiane przez wiatr, żadnych liści na drzewach, szare skały i woda, bo tak się złożyło, że facet mieszkał na samiuteńkim wybrzeżu mogąc co rano wbijać do morskiej wody pomiędzy porannym sikiem a pierwszą grzanką.
Dojeżdżamy, wysiadamy z ciepłej fury i gość zabiera się do reklamy.
-patrz- mowi- jakie to szare, jakie nudne, żadnych jasnych kolorów, portyków, kolumien, ogrodzenia...Wszyscy mogą Ci do okna zajrzeć... Jak tu zyć w takim miejscu? Nie da się, powiadam Ci, nie da się, takie to ponure i toporne budownictwo.
A ja własnie obserwowałem jak w jednym z domów na które wskazał mój znajomy, przy potęznym, zajmującym niemal całą scianę oknie siedział sobie na fotelu tubylec dzieląc uwagę na obserwację morza i czytanie książki. Otoczony ciepłym światłem, w szarym, idealnie zgranym z krajobrazem drewnianym budynku bez fajerwerków za to z duzymi oknami pozbawionymi zasłon. Dom miał olbrzymią drewnianą werandę i kompletnie przeszklone atrium skierowane na poludniowo-zachodnią stronę. Postawiony był na niewielkim przewyższeniu górującym nad okoliczną drogą. Poza tym żadnych zbędnych upiększeń. Nic, nada, zero.
Zatkało mnie. Nie byłem w stanie wydusić słowa, bo mój polski, przaśny mózg był zajęty rozważaniem koncepcji świętego spokoju i jedności z naturą i uparcie sygnalizował mi, że właśnie połączył te dwa hasła z obrazem jaki rozpościerał się przede mną i że mam ten widok chłonąć.
Od tego momentu podobnie jak kolega 535 jestem nieuleczalnie chory na prostotę i symbiozę natury i architektury w jej skandynawskiej formie.