24-03-2024, 11:49
Ostatnio wprowadziłem kilka zwyczajów, które robią mi więcej, niż dobrze, a wszystkie polegają na opóźnianiu nagrody.
1. Głodówka 24h raz w tygodniu (czasem trochę krócej, ale to już zależy, jak się ułoży plan dnia) - o tym było dużo w innym temacie, więc nie ma co rozwijać.
2. Odcięcie od internetu na ok. 24h raz w tygodniu. Niesamowicie czyści banię. Komputer chowam do szuflady, w telefonie wyłączam neta z wifi i danych mobilnych. Czasem jest trudno, bo nasze życie jest ogólnie przesiąknięte netem, ale na razie spróbowałem 2x i bardzo mi się podoba. Zupełnie inne skupienie do czytania i słuchania muzyki, poza tym myślę o rzeczach, które gdzieś odkładał mi się z tyłu głowy miesiącami, a nawet latami, i nie dochodziły jakoś do świadomości, chociaż w podświadomości robiły złą robotę. Jak ostatni raz się odciąłem, to sam z siebie posprzątałem naszą największą szafę, ot tak, po prostu, bo gdy jest internet, to się jej w ogóle nie zauważa. Nie mówiąc o tym, że po raz pierwszy od dawna zacząłem brnąć przez te stosy kaset, które się nazbierały, by ocenić, czy mają w ogóle rację bytu.
3. Zakupy raz w tygodniu - ale mam tu na myśli tak zupełnie, że raz kupuję żarcie na cały tydzień i przez cały tydzień nic zupełnie. Wspaniale ogranicza spontaniczne zakupy, kupowanie śmieciowego żarcia, a do tego można sobie policzyć, ile tak naprawdę wydaje się na jedzenie, choćby z ciekawości.
4. Różnorodność jedzenia - oprócz tego ,,zwykłego" jedzenia odwiedzam też kuchnie świata, gdzie kupuję garść rzeczy, których wcześniej nie jadłem, albo jadłem dawno, albo po prostu bardzo lubię, ale niespecjalnie są związane z polską kuchnią, typu jakieś mango w puszce (zwykłego nigdy mi się nie chce ogarniać, zwłaszcza, że często są niedojrzałe), jakieś desery z Indonezji, ryż klejący, woda różana i inne rzeczy, od których Mariuszowi Wędliniarzowi piana by wypłynęła na pysk, co te miastowe jedzą. Dzięki temu każdy posiłek staje się małą bombą dopaminową, bo faktycznie interesuje mnie, co tam dzisiaj trafi się po głównym posiłku.
5. Zakupy poza-żywnościowe raz w miesiącu. Zamiast kupować spontanicznie, odkładam to na dzień wypłaty - ciuchy, książki, muzyka, komiksy i cokolwiek innego. Wtedy dostaję 10 paczek i to też jest fajne - opóźniona przyjemność jest większa. A poza tym mam czas się zastanowić, czy faktycznie czegoś potrzebuję, i z niektórych rzeczy rezygnuję.
I am Jerusalem.