Świat Bez Końca

Chcesz zaprezentowac zespół, strone... to właśnie tutaj

Moderatorzy: Heretyk, Nasum, Sybir, Gore_Obsessed, ultravox

Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15170
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: Świat Bez Końca

25-08-2015, 18:11

Lub Zemsta ma smak czerwieni.
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

25-08-2015, 18:48

Nie będę porównywać oczywiście, bo ani to moja stylistyka, ani gatunek który lubię...

Kolejna porcja:

Ramadan.

Czas, w którym za dnia każdy chodzi głodny, a po zmroku każdy jest najedzony.

Czas nie sprzyja poszczącym - dni są długie i gorące, a oni nie mogą wypić nawet kropli wody. Gdyby jedli publicznie, niewykluczone byłoby zainteresowanie policji i więzienie. Mimo, że Maroko jest krajem relatywnej wolności religijnej, to nawet obcokrajowiec jedzący lub palący w przestrzeni publicznej może liczyć na krzywe spojrzenia, a czasem i twarde prośby o nierobienie tego - ponieważ jest Ramadan - i tłumaczenie, że nie jesteś muzułmaninem, na nic się nie zdaje.

Grupa studentów poprosiła mnie o kupienie im butelki alkoholu. Nie widziałem nic przeciwko - nie lubię przymusowego religijnego ostracyzmu. Im nie wolno, bo jest Ramadan. Jak się okazało, w sklepie odmówiono również mi, mimo, że jestem obcokrajowcem.

Zasłaniają się szacunkiem dla ich religii. Jest jednak różnica między szacunkiem a narzucaniem się. Szanuję wasze zwyczaje, dlatego nie namawiam nikogo do jedzenia, alkoholu czy tytoniu. Ale dlaczego wy zabraniacie tego samego mi?

Założenie jest ładne - na świecie są biedni, więc pościmy, by wiedzieć, jak się czują. Nie widzę jednak logiki w tym, że zmuszamy do tego wszystkich naokoło. Świat nie jest pełen po brzegi biedaków. Są bogaci i biedni, więc by poczuć się prawdziwie biednie, należałoby chyba raczej pozwolić innym jeść i cieszyć się życiem. Ale to nie mój interes.

Po zmroku natomiast życie się odmienia. Ale to inna historia, na następny wpis.

Ramadan, część druga.

Za dnia większość muzułmanów obchodzących Ramadan jest nieznośna. Jeden z nich nawet splunął za mnie za to, że paliłem papierosa, inny groził policja (ale jak go wyśmiałem to sobie poszedł). Jakby to powiedział Mr. Garrison, siedzą w małym namiocie na środku pustyni, ani piwa, ani zapalić, ani kobiety, nic dziwnego że są wkurzeni 24/7. No, ale ja nie o tym.

Po zajściu słońca dzieje się z nimi jednak coś dziwnego. Stają się przyjaźni, mili, zapraszają do posiłku, częstują napitkiem i papierosami. Nie było chyba ani jednego wieczoru w Maroko, który spędziłbym głodny, albo jadł samotnie. W okolicach zachodu kręciłem się z reguły po medinie, by za jedno pozdrowienie "Bismillah" zostać zaproszonym do towarzystwa. Je się w kręgu, zazwyczaj rękami, zupę wypija się z garnka (przynajmniej ja sztućców nie widziałem).

Jeden taki wieczór spędzałem w Rabacie. Pod dworcem siedziało trzech mężczyzn sprzedających wodę, jogurty, papierosy. W krajach trzeciego świata każdy ma swój malutki biznesik. Widząc, że kręcę się bez celu, zaprosili do wieczerzy.

Jedliśmy to, co zazwyczaj jedzą biedacy. Naleśniki z warzywami, kuskus, potrawki, kaszę. Z jednej z potrawek mój towarzysz wyciągnął kawałek mięsa.

O niech mnie szlag... To racica.

No cóż... Nie przemogłem się.

Jeden z towarzyszy podsuwał mi potem raciczkę, mówiąc "ko ko ko", na co odparłem zmęczony "it's not ko ko ko". Zanim sobie uświadomiłem, jak głupio to brzmiało, pozostali skręcali się już ze śmiechu.

Zaprawdę, Allah ma poczucie humoru.


Ramadan, część trzecia i ostatnia.

Po zmroku nikt nie chodzi głodny.

Mimo, że Maroko to miejscami prawdziwie trzeci świat, szacunek do jedzenia jest... Ograniczony.

Ledwie zajdzie słońce, ludzie rzucają się na jedzenie tak, jakby nigdy wcześniej go nie widzieli. Jedzą rękami dosłownie wszystko - mięso, potrawkę, tadżyk, kaszę w gęstym sosie. To, co zostaje, trafia do kosza tylko, jeśli jest oddalony nie bardziej niż o metr. Jeśli dalej - wszystko, łącznie z koścmi, trafia na ziemię. Zbierze to za chwilę pracownik socjalny, który podniesie tłuste kości gołymi rękami.

Jeśli nie, za minutę zbiegną się koty i zjedzą, ile zechcą. Jeśli coś zostawią, być może napatoczy się głodny pies - chociaż psów w Maroko nie ma wiele. Nie można trzymać ich w domu, ponieważ Allah powiedział, że śliniące się bestie są nieczyste. Są przywilejem pasterzy i stróżów.

Na koniec ze ścian wyjdą karaluchy, które zainteresują się tymi ostatecznymi resztkami, na których ucztowały psy.

I w ten sposób Allah karmi wszystkie swoje stworzenia.

Czyż Bóg Wschodu nie jest miłosierny?
Tarpaulin
w mackach Zła
Posty: 694
Rejestracja: 15-04-2009, 16:00

Re: Świat Bez Końca

25-08-2015, 21:05

Świetne są te miniaturki. Podoba mi się ich ascetyczny styl :)
Awatar użytkownika
manieczki
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 12171
Rejestracja: 25-07-2010, 03:07

Re: Świat Bez Końca

25-08-2015, 21:15

Karkasonne pisze:
manieczki pisze:
Karkasonne pisze:a stamtad jak mi nie zajebalo w twarz stechla sperma, to dziw ze facjata sie nie stopila.
skad wiesz jak pachnie stechla sperma? Aha, czyli musiales juz wczesniej poznac ten zapach ok ok wszystko rozumiem :)
Troche tak jakby spytac skad wiem jak smierdzi gowno. Tylko ty siedzisz o tej godzinie, co smyku?
No sorry troche z dupy porownanie. Jak gowno smierdzi to wiem, ale jak smierdzi stechle gowno to juz nie za bardzo...
http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl" onclick="window.open(this.href);return false;
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

25-08-2015, 21:17

Wiecie, ja się bardzo cieszę, ale... Nie wierzę, czy naprawdę jestem na masterfulu? Czy nikt nie uważa tego za pierdolone gówno? Odbanujcie już tamtą zgraję Plastków bo dziwnie się tu zaczyna robić. A tak to przynajmniej jedna osoba napisałaby że moja matka się puszcza a ja jestem człowiekiem-smarkiem i wiedziałbym przynajmniej że to nie jest masowa wkrętka.
manieczki pisze: No sorry troche z dupy porownanie. Jak gowno smierdzi to wiem, ale jak smierdzi stechle gowno to juz nie za bardzo...
No z dupy, a wiesz czemu? BO GÓWNO JEST Z DUPY. HE HE HE
Awatar użytkownika
uglak
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 9691
Rejestracja: 15-06-2012, 12:03
Lokalizacja: ארץ ישראל

Re: Świat Bez Końca

26-08-2015, 10:53

Karkasonne pisze:Wiecie, ja się bardzo cieszę, ale... Nie wierzę, czy naprawdę jestem na masterfulu? Czy nikt nie uważa tego za pierdolone gówno? Odbanujcie już tamtą zgraję Plastków bo dziwnie się tu zaczyna robić. A tak to przynajmniej jedna osoba napisałaby że moja matka się puszcza a ja jestem człowiekiem-smarkiem i wiedziałbym przynajmniej że to nie jest masowa wkrętka
zmien nazwe tematu na cos zwiazanego z black metalem to poczujesz sie jak w domu ;-)
Guilty of being right
Awatar użytkownika
pr0metheus
zahartowany metalizator
Posty: 6527
Rejestracja: 08-04-2005, 16:54
Lokalizacja: pisze neonem

Re: Świat Bez Końca

26-08-2015, 11:41

Karkasonne pisze:
manieczki pisze: No sorry troche z dupy porownanie. Jak gowno smierdzi to wiem, ale jak smierdzi stechle gowno to juz nie za bardzo...
No z dupy, a wiesz czemu? BO GÓWNO JEST Z DUPY. HE HE HE
No wreszcie dyskusja na poziomie. Historie z piciem moczu złożyły mnie w pół. Jak będę miał czas to napisze miniaturę o kasztanach z czasów studenckich
niech to miejsce niebawem zniknie
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

26-08-2015, 14:15

Dobra, teraz z grubej rury. Dla mnie to było generalnie strasznie śmieszne, no ale skoro już pokazali mnie w ogólnopolskiej tv, to trzeba korzystać;)

http://www.tvp.info/21073910/19082015-1630
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

27-08-2015, 05:22

Przedpremierowo, jutro dopiero wrzucę na fejsa. Będzie... Inaczej.

Dzikie Sny, część pierwsza.

Tego dnia dotarłem do Genui i jeśli wiedziałem wtedy jedną rzecz na świecie to to, że nie stać mnie na hostel w tym mieście.

Ach, więc to pierwsza noc, kiedy mój namiot w końcu się przyda! Co za radość, co za mir! Czyżby?
W środku Genui znajduje się wzgórze. Już na zawsze pozostanie dla mnie najbardziej wyjątkowym wzgórzem na świecie, nawet, jeśli wybierając się tam zorganizowaną wycieczką, nie zobaczylibyście w nim niczego wyjątkowego. Do dwóch trzecich wysokości dojeżdża nawet autobus, którego kierowca przeżywa ciężkie ekwilibrystyczne chwile wjeżdżając wąskimi, wężowymi uliczkami w górę i w górę i w górę i trąbiąc przed każdym zakrętem. Witajcie we Włoszech.

Dalej musiałem iść na szczyt sam. Ścieżki zarośnięte dziką zielenią zasłaniały coś, co zapewne w czasach antycznego Rzymu było całkowicie nowymi schodami, a obecnie jest kupką kruszywa na którym nogi rozjeżdżają się na wszystkie strony.

Na szczyt doszedłem o resztkach sił, a to przecież nie koniec! Jeszcze nie wiadomo, gdzie spać! Poszukiwanie sensownego miejsca w którym nie stanę się kolejną atrakcją turystyczną chwilę trwało, ale udało się - schodząc kawałeczek w dół znalazłem wąską ścieżkę prowadzącą wzdłuż urwiska. Odłożyłem tam plecak i próbowałem poszukać jeszcze czegoś lepszego, ale już nawet bez niego zataczałem się wkoło i wkoło, świat wirował, a gwiazdy nad głową były złośliwie nieporuszone.

Rozłożyłem namiot na niemal gołych kamieniach i krzywym podłożu - nie oceniajcie mnie ostro, robiłem to pierwszy raz. Ledwo już idąc, wiedziałem, że powinienem jeszcze zrobić jeden obchód, ot, dla pewności. Poszedłem więc ścieżką dalej. I wtedy to zobaczyłem.

W zamroczonym korytarzu leśnej ścieżki migotały setki świateł. Świetliki są tam inne, nie świecą ciągle - ale bawią się, świecą, gasną na sekundę, świecą znowu. Nie wiem w jakie słowa ująć tę chwilę. Stałem zlany potem, na ugiętych nogach, w koszulce poszarpanej chaszczami, wdychając ciężkie powietrze przesiąknięte żywicą i patrzyłem na festiwal światła rozgrywający się tu i teraz, jakby ceremonia w ciemnym zakątku świata grana przez muzyków, którzy czekali aż przejadę szmat wyboistej drogi by zagrać ten jeden jedyny koncert - dla mnie.

Wróciłem do namiotu. Twarde podłoże nie dawało mi wypoczynku, krzywa ziemia nie dawała mi zasnąć. Zasnąłem jednak w końcu i nawiedził mnie piękny sen - o dziewczynie, którą kiedyś kochałem i chciałem zobaczyć, ale coś wtedy nie wyszło. We śnie jednak powiedziała, że chciała mnie zobaczyć, i przytuliła mnie.

Wróciłem do rzeczywistości w trybie przyspieszonym gdy wściekłe szczekanie owczarka niemieckiego sprawiło, że podpoduszkowy gaz łzawiący sam wskoczył do ręki jeszcze zanim się obudziłem.
Awatar użytkownika
maciek z klanu
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 12504
Rejestracja: 23-12-2008, 22:34

Re: Świat Bez Końca

27-08-2015, 08:07

uglak pisze:
Karkasonne pisze:Wiecie, ja się bardzo cieszę, ale... Nie wierzę, czy naprawdę jestem na masterfulu? Czy nikt nie uważa tego za pierdolone gówno? Odbanujcie już tamtą zgraję Plastków bo dziwnie się tu zaczyna robić. A tak to przynajmniej jedna osoba napisałaby że moja matka się puszcza a ja jestem człowiekiem-smarkiem i wiedziałbym przynajmniej że to nie jest masowa wkrętka
zmien nazwe tematu na cos zwiazanego z black metalem to poczujesz sie jak w domu ;-)

dokladnie najlepiej nazwa w stylu DSO vs Świat Bez Końca vs Cradle Of Filth
Adrian696 pisze:nie, BURZUM jest emo ;)
Jestem Maciek, szukam klanu.
Awatar użytkownika
manieczki
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 12171
Rejestracja: 25-07-2010, 03:07

Re: Świat Bez Końca

27-08-2015, 16:48

Karkasonne pisze:Przedpremierowo, jutro dopiero wrzucę na fejsa. Będzie... Inaczej.

Dzikie Sny, część pierwsza.

Tego dnia dotarłem do Genui i jeśli wiedziałem wtedy jedną rzecz na świecie to to, że nie stać mnie na hostel w tym mieście.

Ach, więc to pierwsza noc, kiedy mój namiot w końcu się przyda! Co za radość, co za mir! Czyżby?
W środku Genui znajduje się wzgórze. Już na zawsze pozostanie dla mnie najbardziej wyjątkowym wzgórzem na świecie, nawet, jeśli wybierając się tam zorganizowaną wycieczką, nie zobaczylibyście w nim niczego wyjątkowego. Do dwóch trzecich wysokości dojeżdża nawet autobus, którego kierowca przeżywa ciężkie ekwilibrystyczne chwile wjeżdżając wąskimi, wężowymi uliczkami w górę i w górę i w górę i trąbiąc przed każdym zakrętem. Witajcie we Włoszech.

Dalej musiałem iść na szczyt sam. Ścieżki zarośnięte dziką zielenią zasłaniały coś, co zapewne w czasach antycznego Rzymu było całkowicie nowymi schodami, a obecnie jest kupką kruszywa na którym nogi rozjeżdżają się na wszystkie strony.

Na szczyt doszedłem o resztkach sił, a to przecież nie koniec! Jeszcze nie wiadomo, gdzie spać! Poszukiwanie sensownego miejsca w którym nie stanę się kolejną atrakcją turystyczną chwilę trwało, ale udało się - schodząc kawałeczek w dół znalazłem wąską ścieżkę prowadzącą wzdłuż urwiska. Odłożyłem tam plecak i próbowałem poszukać jeszcze czegoś lepszego, ale już nawet bez niego zataczałem się wkoło i wkoło, świat wirował, a gwiazdy nad głową były złośliwie nieporuszone.

Rozłożyłem namiot na niemal gołych kamieniach i krzywym podłożu - nie oceniajcie mnie ostro, robiłem to pierwszy raz. Ledwo już idąc, wiedziałem, że powinienem jeszcze zrobić jeden obchód, ot, dla pewności. Poszedłem więc ścieżką dalej. I wtedy to zobaczyłem.

W zamroczonym korytarzu leśnej ścieżki migotały setki świateł. Świetliki są tam inne, nie świecą ciągle - ale bawią się, świecą, gasną na sekundę, świecą znowu. Nie wiem w jakie słowa ująć tę chwilę. Stałem zlany potem, na ugiętych nogach, w koszulce poszarpanej chaszczami, wdychając ciężkie powietrze przesiąknięte żywicą i patrzyłem na festiwal światła rozgrywający się tu i teraz, jakby ceremonia w ciemnym zakątku świata grana przez muzyków, którzy czekali aż przejadę szmat wyboistej drogi by zagrać ten jeden jedyny koncert - dla mnie.

Wróciłem do namiotu
. Twarde podłoże nie dawało mi wypoczynku, krzywa ziemia nie dawała mi zasnąć. Zasnąłem jednak w końcu i nawiedził mnie piękny sen - o dziewczynie, którą kiedyś kochałem i chciałem zobaczyć, ale coś wtedy nie wyszło. We śnie jednak powiedziała, że chciała mnie zobaczyć, i przytuliła mnie.

Wróciłem do rzeczywistości w trybie przyspieszonym gdy wściekłe szczekanie owczarka niemieckiego sprawiło, że podpoduszkowy gaz łzawiący sam wskoczył do ręki jeszcze zanim się obudziłem.
Przepraszam bardzo - czy dobrze kombinuje i tak naprawde jest tutaj ukryty przekaz erotyczny?!
edit: chuj mi w dupsko, zaczalem analizowac zanim doczytalem do konca :|
http://krucjatarozancowazaojczyzne.pl" onclick="window.open(this.href);return false;
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

27-08-2015, 17:34

tobie to coś powiedzieć.
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

06-09-2015, 19:28

Transport w Marakeszu, część pierwsza.
Po pierwszych dwóch złapanych samochodach mój limit szczęścia
autostopowego w Maroko ewidentnie rozbił się o betonową ścianę
rzeczywistości. Cały czas próbowałem, ale po dwóch godzinach
uśmiechania się do kierowców - udając, że strasznie mnie to raduje
- w czterdziestokilkostopniowych upałach nawet Terminatorowi
zagotowałby się olej. A ja nie jestem Terminatorem.
Musiałem szukać alternatyw.
W Maroko istnieją dwa rodzaje taksówek: grande taxi i petite taxi.
Grande taxi jest międzymiastowa (lub na większe odległości
wewnątrz miasta) i może zabrać sześciu pasażerów. Petite taxi
jeździ na krótkie dystanse i bierze do czterech osób. Oba środki
transportu są według europejskich norm śmiesznie tanie.
Tyle teorii, teraz trochę praktyki.
W każdej taksówce, niezależnie od rodzaju, będą próbowali cię
orżnąć tak ostro, jak to możliwe. Pierwsze pytanie - czy to
pierwszy twój raz w Maroko? A potem - kiedy przyjechałeś? Jeśli
pierwsza odpowiedź jest twierdząca, a druga brzmi: niedawno, to
cóż - popełniłeś błąd. Tak jak ja, więc to żaden wstyd.
Moje poszukiwania domu w Marakeszu, w którym spędziłem dwie noce,
spełzły na niczym i musiałem znaleźć rozwiązanie. Okazała się nim
grande taxi. Za 10 kilometrów zapłaciłem 10 dirhamów, czyli 4
złote.
Warunki odbiegają jednak od tych szeroko przyjętych. Obok fotela
kierowcy, na jednym fotelu, siedzą dwie osoby. Z tyłu jadą cztery.
Nigdy wcześniej i nigdy później nie byłem tak blisko arabskiej
kobiety, kiedy nasze ciała z braku innej możliwości mało
romantycznie się o siebie ocierały, a nasz pot łączył w jedną
strużkę. Ludzka ośmionoga. No, ale dojechałem.
Potem korzystałem z grande taxi wielokrotnie. Jednym razem
zapłaciłem 10 dirhamów za 40 kilometrów. Ciężko oddać do wrażenie,
gdy kompletnie zdezelowany samochód zatrzymuje się obok ciebie na
pustyni, a pan w turbanie z całkowicie zasłonięta twarz wyrzuca
twarde: Tagounite! Tak, chciałem jechać do Tagounite. Wóz nie miał
lusterek, całych siedzeń ani oczywiście pasów, za to miał
obowiązkową rozbitą szybę i zwisającego z sufitu misia, którego
uśmiech wydawał się błagać o cios łaski który zakończyłby jego
nędzną egzystencję.
Ale toczył się do przodu, czyż nie?

Transport w Maroko, część druga.
Pewnego wieczora w Marakeszu czekałem na autobus do swojego hosta. Było późno, więc nie byłem przekonany, czy jakaś kobyła ciągnie jeszcze ten autobus, bo niestety ale większość autobusów jest tam w takim stanie, że jak trzasnąć drzwiami to koła odpadają, kopnąć w zderzak to podłoga się urywa. Ale lepszego pomysłu nie miałem, bo na normalne taxi już zabrakło pieniędzy.
I wtedy zjawił się mój zbawca. Zajechał na czymś, co było chyba owocem miłości między motorynką a Komarem Sportem, i bez wahania spytał, czy potrzebuję transportu. Zmierzyłem go wzrokiem. Jedno lusterko (zbite). Z tyłu coś cieknie. Kask założony tył do przodu. Hamulec wyglądał na co najmniej podejrzany. Mój plecak wciąż ważył 25 kg i był obszerny.
- Ile do Massira 2?
- 20 dirhamów.
- Jak weźmiesz mój plecak?
Kilka ruchów, a plecak mniej więcej mojej wielkości siedział mu na kolanach.
Nigdy w życiu nie byłem tak religijny, jak podczas tych dwudziestu minut spędzonych na tylnym siedzeniu. Oczywiście nie miał drugiego kasku, więc naciągnąłem kapelusz mocno na głowę. Dobrze, że miał szerokie rondo, bo mogłem opuścić potem głowę by nie widzieć, co dzieje się przed nami (i tak nie miałem na to wpływu). Cisnął się między samochodami, hamował w ostatniej chwili, przejeżdżał na czerwonym po upewnieniu się, że policji nie ma w okolicy. To wszystko było absolutnie nieodpowiedzialne i idiotyczne. A jednak miało swój urok i przez pierwsze kilka minut nie mogłem uwierzyć w to, jak jechaliśmy na tym kawałku złomu nocą przez półpustynne miasto którego światła błyskały przed oczami i ginęły z tyłu w mroku. I śmiałem się, głośno się śmiałem, chociaż wątpię, by mój taksówkarz rozumiał dlaczego.

Transport w Maroko, część trzecia i ostatnia.
Przyszedł moment, kiedy musiałem łapać kogoś do Marakeszu w mieście, którego jedynie nazwa jest ładna - Casablance.
Poszedłem tak, jak mi mówiono i machałem dzielnie, chociaż żaden znak nie wskazywał Marakeszu. Oprócz mnie wielu innych machających, ale żaden nie wyglądał tak jak ja. Żadnych plecaków, toreb, ot - mężczyźni i kobiety wracający do domu skądśtam.
Chaos, który panował na drodze, był ciężki do opisania, ale spróbuję zrobić, co mogę. Czerwone światło jest tu jedynie wskazówką, by wypatrywać policji i ewentualnej kolizji. Ani jedno, ani drugie nie zawsze się udaje. Niewyobrażalna masa złomu toczyła się mniej więcej w kierunku autostrady na Rabat. Pojazdy bez drzwi, pojazdy bez świateł, pojazdy bez szyb oraz takie, które jakby rzucić w nie bananem, to dach zgniótłby pasażerów. Rzut kokosem sprawiłbym, że traktorowi odpadłaby brona.
Za dwuśladami i między nimi cisnęły się skutery i motocykle przewożące często ponadmiarową liczbę pasażerów i wszelkiego tałatajstwa. Jestem pewien, że wprawiłby w zdumienie policjanta na każdej europejskiej drodze, nawet w Kosowie. Gdzieś za nimi jechały małe ciężarówki Mitsubishi upstrzone kwiatkami, łapaczami snów i innymi bibelotami z ponadwymiarowymi ładunkami wydającymi się sięgać sufitu nieba. Przypominały mi historię z Ghany, gdzie tirowiec zapakował na naczepę 80 ton betonowych bloków.
Na samym końcu, po tej samej autostradzie, gdzieś pomiędzy pozostałymi członkami galerii osobliwości, dreptały małe wozy napędzane osłami, sztuk jeden. Wszyscy bez wyjątku trąbili w gigantycznej kakofonii pomieszania zmysłów.
Przypomniała mi się młoda dziewczyna w Tangierze, która z szerokim uśmiechem i błyskiem szaleństwa w oku spytała: "Jak się masz? Welcome to Morocco!".
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

06-09-2015, 21:43

I coś premierowego:

Dzikie Sny, część 2.
Było to w Faro, Portugalia. Jak co noc, gdy wszystkie dzieci poszły spać, psy utuliły się w budach, a ostatni krab zszedł do morza - również i ja począłem wracać do namiotu ukrytego na cyplu. Po drodze spotkałem jednak innego wagabundę, który rozstawiał swój płachciany domek na trawie.

Szkot, Angus, ile lat - nie mam pojęcia. Ale gdy spytałem go, od kiedy się tak włóczy, powiedział swoim twardym góralskim akcentem: "Zacząłem w dziewięćdziesiątym pierwszym..".

Wow.

A oto historia, którą mi opowiedział.

Włóczył się w Maroko i był niedaleko Sahary, gdy zagadał do niego Pan Marokańczyk, który zbierał chętnych na wycieczkę na pustynię. Angus nie miał widocznie nic lepszego do roboty i zgodził się. W tym miejscu muszę nadmienić, że twarz ma raczej nieprzekonującą do zostawiania drogich rzeczy w pobliżu i długie włosy.
Pojechali na wydmy i tam też mieli nocować - on, dwie Japonki i jeden Koreańczyk. Rozpalili ognisko pod gwiazdami i wtedy to chyba przewodnikowi zebrało się na wątpliwej jakości dowcip.

- No, to jesteście tutaj, na środku pustyni, i nikt nie wie że tu jesteście, hahaha...
Pozostali popatrzyli się po sobie bardzo niepewnie.
Wówczas Angus nachylił się do Pana Marokańczyka i powiedział patrząc mu prosto w oczy:
- Słuchaj, wypuszczono mnie właśnie z więzienia z Glasgow, gdzie odsiedziałem 17 lat za morderstwo. I nikt nie wie, że tu jestem.

Pan Marokańczyk poszedł do swojego namiotu na miękkich nogach i do rana z niego nie wyszedł.
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15170
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: Świat Bez Końca

07-09-2015, 00:04

Czyli morał z tego taki, że czasem warto pójść va banque i odgrywać kogoś, kim się nie jest. Z powyższego posta wynika, że facjata mu pomogła w tym przypadku. Zastanawiam siilu jest takich zbójów, co to wyglądają na napierdalaczy ,że nikt normalnie nie chce nawet do nich podchodzić, bo respekt nie pozwala, a oni w głębi duszy modlą się, by nie zostali zdemaskowani. I nie chodzi mi tutaj o sterydziarskich miłośników siłowni... ale to temat na inną rozmowę. Niemniej opowieść fajna.
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

07-09-2015, 14:35

To żadna nowość, że psychiką można rozłożyć niejednego koksa jeśli ma tylko tyle mózgu, by zrozumieć co się dzieje. Pewność siebie panie, pewność siebie.
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

10-09-2015, 22:15

Dłuższy wywiad powrotny dla Radia Rzeszów, a w nim:

- jak dołączyć do modłów w meczecie i przeżyć
- dlaczego Sknerus McKwacz jest moim idolem
- KORWIN

http://www.radio.rzeszow.pl/babskie-gad ... -podroznik
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

26-10-2015, 18:31

Dawno nic nie wrzucałem, a to jedna z moich ulubieńszych historii, mam nadzieję że i wy się pośmiejecie.

Gdy patrzę na mapę z zaznaczonymi trasami i myślę, czym mógłbym się podzielić, wzrok spoczywa na Budapeszcie. Spędziłem tam tydzień bez żadnego określonego celu, każdą noc spędzając pod innym dachem, nigdy nie wiedząc do końca, gdzie będę nocować.

Jeden wieczór był szczególny, ponieważ zepsuł mi się telefon, a ja wciąż nie miałem noclegu. Z braku lepszych pomysłów poszedłem tam gdzie zawsze - na Deak Tér. Deak Tér to miejsce, gdzie krzyżują się wszystkie linie metra, a młodzi Węgrzy piją sobie mniej lub bardziej kulturalnie winko pomimo teoretycznego zakazu.

Tak więc zasiadłem obok fontanny i kombinowałem.

Pierwsza grupka nastolatków siedziała zaraz obok z gitarą. Nie zastanawiając się długo powiedziałem, że wyglądają mi na wesołą kompanię i spytałem, czy mogę do nich dołączyć. Nie ma problemu. Razem piliśmy, śpiewaliśmy "One day we will be old" ("Reckoning Song") i cieszyliśmy się. Niestety, noclegu nie mogli mi zapewnić. Po jakimś czasie dołączył podejrzany typek proponujący mi biały proszek za połowę ceny dla Polaka. Podziękowałem. Zaraz dołączył do niego stary rastaman z dreadami do pasa, który najwyraźniej dobrze znał naszego dilera i przysiadł się by kupić jakiś inny proszek rozweselający. W tym momencie dziewczyny coś do siebie szepnęły i zmyły się, a ja doszedłem do wniosku, że to świetny pomysł.

Była 1 w nocy. 100 metrów dalej polska flaga wzbudziła radość kolejnej kompanii, która zaprosiła mnie do siebie. I znów razem napiliśmy się i było miło, ale przenocować mnie nie mogli - szli do klubu.

Kolejne parę metrów dalej kolejna kompania. Znowu alkohol, deklaracje przyjaźni i zmuszanie mnie do głośnego mówienia po węgiersku "Polak, Węgier, dwa bratanki". Niestety, oni też szli do klubu.

Szedłem już na bardzo niepewnych nogach, przerażony myślą o braku noclegu w mroźny wieczór. Ale parę kroków dalej usłyszałem już z daleka "Polska, biało-czerwoni". To byli Polacy. Też wybierali się do klubu, ale jeśli z nimi pójdę, to jeden z nich mnie przenocuje. Wyglądałem mało klubowo z 90-litrowym plecakiem, w dresach i czapce z daszkiem, ale co tam.

Nie przeszliśmy więcej jak stu metrów, kiedy ktoś spytał:
- Gdzie jest Mścibor? (doprawdy, rodzice powinni dłużej się zastanowić nad wyborem imienia dla dziecka).
- Nie wiemy. Przed chwilą tu był.
- Ok. Pójdę go poszukać.
Poszedł. Nie wrócił. Po 5 minutach czekania kolejny kolega powiedział:
- Idę coś załatwić za krzakiem. Zaraz wracam.
Nie wrócił zaraz. W ogóle nie wrócił.
Po kolejnych kilku minutach ktoś powiedział, żebyśmy poszli do tego klubu, a oni najwyżej dołączał. Szliśmy tak z 10 minut, kiedy ten sam człowiek, który chciał iść i ciągle szedł z przodu, spytał:
- Kto prowadzi?
- No ty, przecież idziesz z przodu.
- Co wy, ja nie mam pojęcia gdzie to jest.
Tak doszliśmy do przystanku autobusowego, gdzie kolejny uczestnik rzekł:
- Idę siku.
Jak nietrudno się domyśleć, nie zobaczyliśmy go więcej tego wieczoru. Podobno wrócił do domu bez butów i w potarganych spodniach.
W tym momencie było nas już tylko trzech i ten trzeci stwierdził, że to beznadziejna impreza i jedzie do domu, a ja z moim gospodarzem skierowaliśmy się do jego mieszkania.
Po raz kolejny dzień został uratowany.
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

22-11-2015, 00:48

W związku ze wstępnymi przymiarkami do książki, pozwolę sobie na małe wrzuty od czasu do czasu. Wszystko jest bardzo na gorąco, więc proszę za ostro nie krytykować, na razie napisałem i nawet większości z tego sam nie czytałem;) Ale to co odkrywam o niektórych miejscach aż prosi się, by się podzielić.

"Mało jest rzeczy tak śmiesznych, jak czytanie o armii Liechtensteinu. Obecnie co prawda nie posiadają żadnego wojska (jako jeden z trzech krajów na świecie, razem z Kostaryką i Andorą, o której i tak nikt nie słyszał), ale kiedyś mieli. Ostatnia wojna, w którą zaangażował się Liechtenstein to wojna Austro-Pruska roku 1866. Księstwo wysłało potężny batalion 80 żołnierzy, którzy jednak nie zobaczyli żadnej walki. Podobno wróciło 81, bo po drodze zaprzyjaźnili się z pewnym Włochem. Całkowite straty wyniosły dwie paczki kart zużytych 200 km za linią frontu oraz srebrny zegarek który ktoś ponoć ukradł kapralowi, ale reszta oddziału twierdziła, że go przegrał w kasynie. Ostatni żołnierz Liechtensteinu zmarł w 1939 i nie miało to nic wspólnego z wybuchem wojny. Prawdopodobnie było to spowodowane nadmiarem emocji podczas gry w bingo w domu spokojnej starości.

W 1985 armia szwajcarska była uzbrojona w coś więcej niż scyzoryki, i nie wyszło im to na zdrowie. Prowadzili w okolicy Księstwa ćwiczenia, ale coś im wybuchło i spłonęła połać lasu. Gdy zorientowali się, jaką borutę zrobili, poszli z przeprosinami. Książę przyjął w ramach odpłaty skrzynkę wina, po czym pewnie zmarszczył czoło i powiedział coś w rodzaju "Tylko żeby mi to było ostatni raz." Więcej raczej nie mógł, bo – jak już wiemy – ostatni jego żołnierz umarł ze starości ponad 40 lat wcześniej. Rzecznik Księstwa powiedział: "Przecież to nie tak jakby najechali nas helikopterami". Co za historia. Armia szwajcarska popisała się po raz kolejny w 2007, kiedy to niechcący najechała Liechtenstein, ponieważ batalion zgubił się w deszczu i skręcił w lewo, a nie w prawo. Wcześniej zdarzyło się to w 1992, kiedy Szwajcarzy założyli punkt obserwacyjny w Triesenberg. Dowództwo nie wiedziało jednak, że to już nie Szwajcaria. Podobno bardzo przepraszali. "
Karkasonne

Re: Świat Bez Końca

12-01-2016, 13:00

Dawno mnie tu nie było, ale to nie dlatego, że jestem leniwą dupą, nie! Chociaż trochę jestem, ale nie o to chodzi. Knułem wojnę. I wyknułem.

Startuję już na serio z blogiem i jestem z tym POWAŻNY. Więc - jeśli komuś jak dotąd podobało się to, co wypociłem, to zapraszam w moje włości:

http://swiatbezkonca.xaa.pl/?p=80" onclick="window.open(this.href);return false;

Dziś odpowiedzi na pytania:

- Na co komu klimatyzacja przy 48 stopniach?
- Które państwo posiadało najśmieszniejszą armię świata?

By być na bieżąco, kliknijta tutaj.

https://www.facebook.com/swiatbezkonca/?fref=ts" onclick="window.open(this.href);return false;

Jestem oczywiście ciekawy wszelkiego feedbacku, Plastek liczę na to że jakoś kreatywnie mnie zniszczysz!
ODPOWIEDZ