
Kończy się rok, trzeba wytoczyć działa najczęściej słuchanych płyt w tym sezonie. Niewątpliwie ten mało rozsławiony projekt z Australii był w 2012 jednym z częstszych gości u mnie w odtwarzaczu.
Subtelny psych-folk z Melbourne, nagrany przy wykorzystaniu szerokiego instrumentarium (Klong Kaak, kalimba, darbuka, hurdy gurdy, dan bau, dulcitar,bohdran, wiolonczela, flety) zakorzeniony w takich nazwach jak Comus, Exuma czy The Trees Community. Oprócz sączącej się łagodnej psychodelii dużo w tym prostych piosenkowych momentów, o nastroju bliskim Billa Fay'a czy neofolkowych wizji Tibeta.
Uduchowione, rytualne leśne smęcenie.
Poza tym co ważne facet umie śpiewać, nie szarżuje, jest dość statyczny, świetnie buduje atmosferę.
Kolejna płyta już w marcu. Chyba znowu dokupił sprzętu także liczę na kolejny świetny materiał. Ten wciągnął mnie całkowicie.
Zacznijcie od pierwszego kawałka, jest absolutnie doskonały -
Dalsza część także na bardzo wysokim poziomie, warto sprawdzić.