25-09-2012, 13:20
Bardzo lubię, chociaż dawno nie słuchałem, trzeba odświezyć coś więcej niż te najoczywistsze hiciory.
Z tego co znam, to najlepsza jest chyba trójka - After Bathing at Baxters, za całokształt. Zaraz za nią Surrealistic Pillow, wiadomo za jakie numery (ale Today i Comin Back To Me też nie są gorsze). Crown Of Creation chyba jednak nieco za nimi, aczkolwiek jest tam parę miażdżących momentów które sprawiają, że w sumie nie wiem czy to nie ten sam poziom co Poducha (Lather to chyba mój ulubiuony numer samolotu Jeffersona). Dalsze albumy już mi tak nie robią, chociaż miewają momenty, natomiast bardzo fajny, chociaż inny od reszty, jest jeszcze dosyć tradycyjny w brzmieniu debiut.
Dużym plusem JA jest jak dla mnie nacisk na piosenki - jest tu oczywiście cała masa srogich, psychodelicznych odlotów, ale ubranych w lekkostrawną, łatwo przyswajalną, piosenkową formę. Psychedelia jest skondensowana, ładnie zapakowana i wstrzeliwana błyskawicznie prosto w mózg słuchacza. Niestety nie zauważyłem, żeby którakolwiek ze wspólczesnych kapel czy to retro, czy po prostu psychodelicznych, potrafiła pisać równie chwytliwe, niepretensjonalne, chwytające za serce PIOSENKI. Po prostu piosenki, takie które można puścić do imprezy, do spaceru, do snu. Teraz wszyscy potrafią godzinami jamować w kwasowym amoku, ale nie zawsze właśnie o to chodzi.
JEFFERSON STARSHIP/STARSHIP i inne wynalazki postsamolotowe/okołosamolotowe są mi zupełnie obce.
Fairies wear boots and now you gotta believe me
Yeah I saw it, I saw it, I tell you no lies