
Jeff Zentner znany z gry w Creech Holler oraz występów na ostatnich materiałach nagrywanych w hołdzie Jeffrey’owi Lee Pierce’owi, nagrał swoją trzecią solową płytę. Warto ją wyróżnić, bo w przypływie wielu singer/songwriterskich wydawnictw w tym roku jest w zdecydowanej czołówce.
Melancholijne numery przywodzą na myśl Van Zandt’a czy Cohena, zlokalizowane gdzieś w słonecznych popołudniach Nashville, dają niewiarygodne poczucie relaksu.
Bardzo spokojny nastrój, kojąca gitara akustyczna, oniryczny wokal i łagodne budowanie napięcia zbliża ten materiał do jakiejś filmowej historii. Jedenaście wspaniałych kompozycji, na które oprócz poetyckich partii wokalnych i gitar Jeffa składają się jeszcze gościnne udziały wokalistek takich jak Elin Palmer, Rykardy Parasol, Hannah Fury, Josie Little czy Shanti Curran znanej z duetu Arborea. Niewątpliwie zasługą, że płyta ma tak bogate i głębokie brzmienie jest obecność partii skrzypiec w większości utworów, czy też wiolonczeli w Devil’s Eyes. Jeff chętnie sięga po banjo, które użyte w stonowany sposób przypomina o pięknej tradycji amerykańskiego pieśniarstwa.
Do tego płyta świetnie brzmi, wreszcie solowy materiał Zentnera brzmi doskonale, ciepło i krystalicznie. Nie ma mowy o przytłumionym lo-fi znanym z debiutanckiej Hymns to the Darkness.
Pięknie ozdabia swoje kompozycje, niby proste utwory, ale mają w sobie ogromne bogactwo i głębie.
Powtórzę też, że RYKARDA PARASOL śpiewa na tej płycie ;-)