EMANCIPATOR - Soon it will be cold enough... [2010]
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
- Foxhound
- postuje jak opętany!
- Posty: 393
- Rejestracja: 24-11-2011, 16:27
Re: EMANCIPATOR - Soon it will be cold enough... [2010]
Minor cause - jakie Saltillo
Re: EMANCIPATOR - Soon it will be cold enough... [2010]
Dlaczego nie? Obaj uwielbiamy oba te zespoły:)
- Self
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2522
- Rejestracja: 03-03-2011, 23:30
Re: EMANCIPATOR - Soon it will be cold enough... [2010]
Bardzo fajny klip. Może się przejadę na wygórowanych oczekiwaniach, ale naprawdę nie wierzę, żeby w tej kategorii ktoś inny zgarnął statuetkę płyty roku - o ile oczywiście singiel dobrze oddaje ducha całości.Karkasonne pisze:Nowe kawałek z teledyskiem! PIĘKNE!
Re: EMANCIPATOR - Soon it will be cold enough... [2010]
Panowie! Przywitajmy nową, najlepszą płytę Emancipator wielkimi brawami!
Re: EMANCIPATOR - Soon it will be cold enough... [2010]
Przekoleś z niego - na last.fm ma już więcej odsłuchów i słuchaczy niż Mayhem. Wiadomo że można by argumentować że mniej undergroundowy czy coś, ale kurde, on nagrał dopiero trzecią płytę i działa ledwie od paru lat w gatunku, który mimo wszystko nie leci w radiu. Jestem pod wrażeniem.
A sama płyta jest niesamowita. Pierwsza mi nie podeszła, druga bardzo, ale była jeszcze bardzo nieokrzesana na swój sposób, goła, było tam więcej pomysłów niż umiejętności dobrego ich przekazania, jak teraz o tym myślę. Raczej sama elektronika, czasem skrzypce. Tutaj gość rozwinął skrzydła tak, że okrył nimi słuchaczy całkowicie - dużo różnych instrumentów, jakieś cymbałki, trąbki, wiadomo że też skrzypce, wokale!! Które w końcu zagościły na dobre także w charakterze instrumentu. Ten krążek ma to, co ma bardzo niewiele płyt - gdy go słucham, czuję, że pulsuje mi w arteriach, że nie potrafię przy nim siedzieć bez ruchu, że miałem w sobie jakąś dziurę która wypełnia się tą muzyką, mogę słuchać bez końca. To jest piękne! :D
A sama płyta jest niesamowita. Pierwsza mi nie podeszła, druga bardzo, ale była jeszcze bardzo nieokrzesana na swój sposób, goła, było tam więcej pomysłów niż umiejętności dobrego ich przekazania, jak teraz o tym myślę. Raczej sama elektronika, czasem skrzypce. Tutaj gość rozwinął skrzydła tak, że okrył nimi słuchaczy całkowicie - dużo różnych instrumentów, jakieś cymbałki, trąbki, wiadomo że też skrzypce, wokale!! Które w końcu zagościły na dobre także w charakterze instrumentu. Ten krążek ma to, co ma bardzo niewiele płyt - gdy go słucham, czuję, że pulsuje mi w arteriach, że nie potrafię przy nim siedzieć bez ruchu, że miałem w sobie jakąś dziurę która wypełnia się tą muzyką, mogę słuchać bez końca. To jest piękne! :D
- mrwth
- zaczyna szaleć
- Posty: 164
- Rejestracja: 08-03-2011, 22:14
- Lokalizacja: Podniebo
Re: EMANCIPATOR - Soon it will be cold enough... [2010]
Całkiem niedawno miałem okazje posłuchać trójki i chociaż nie zmieliła mnie jak jedynka, to muszę przyznać, że zawiera kilka podstępnych hitów. Zapętlają się w czapie bezpardonowo i zaczynam się bujać na kanapie jak dziecko z chorobą sierocą : )
-= Pasażer Balonu =-
- Self
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2522
- Rejestracja: 03-03-2011, 23:30
Re: EMANCIPATOR - Soon it will be cold enough... [2010]
Nowa płyta wyszła. Będzie słuchane.


Re: EMANCIPATOR - Soon it will be cold enough... [2010]
Autentycznie zatkało mnie z radości jak to zobaczyłem. Lecę słuchać.
Re: EMANCIPATOR - Soon it will be cold enough... [2010]
Widzę, że nie wpisałem się więcej po odsłuchu. I nie bez powodu, bo w sumie to taka se ta płyta... Niby ma momenty... Ale jakoś zupełnie do niej nie wracałem.
A teraz piszę, bo byłem na koncercie w Budapeszcie. Cieszyłem się jak pojebany, ale z perspektywy patrząc, to koncert takie 3,5/6. Ten sam mankament co zawsze na koncertach elektronicznych, czyli czuję się robiony w bambuko przez kolesi, którzy udają, że coś tam kręcą na gałkach podczas, gdy widzę wyraźnie, że między ich gibaniem a muzyką nie ma żadnej korelacji. Chociaż żywe skrzypce to zawsze jakiś miły element. Ale za taką śmieszną w sumie cenę (35 zł) w klubie uznanym za najlepszy na świecie - nie żałuję.
A teraz piszę, bo byłem na koncercie w Budapeszcie. Cieszyłem się jak pojebany, ale z perspektywy patrząc, to koncert takie 3,5/6. Ten sam mankament co zawsze na koncertach elektronicznych, czyli czuję się robiony w bambuko przez kolesi, którzy udają, że coś tam kręcą na gałkach podczas, gdy widzę wyraźnie, że między ich gibaniem a muzyką nie ma żadnej korelacji. Chociaż żywe skrzypce to zawsze jakiś miły element. Ale za taką śmieszną w sumie cenę (35 zł) w klubie uznanym za najlepszy na świecie - nie żałuję.