

Seven That Spells - Black Om Rising [2008]
Tym razem dwa albumy, ale za to jakie. Trudno opisać to w jednym zdaniu, bowiem ilość stylistyk w których obracają się Chorwaci z Seven That Spells jest naprawde ogromna. Właściwie obie płyty to istna kopalnia najdziwniejszych eksperymentów ornamentyki psychodeliczno - rockowej. Panowie nie przebierają w środkach. Po kolaboracji z Acid Mothers Temple na albumie z 2007, poznali swoje możliwości i pod japońską dawkę szaleństwa podpięli własny charyzmatyczny styl. Wyłuskali śmietankę krautrocka w stylu Cluster, zmieszali to z improwizacjami Hendrixa, dodali też trochę nowoczesnych patentów w stylu The Mars Volta. Krótko mówiąc, odnosi się wrażenie jakby ta muzyka była pieprzoną kosmiczno-rockową wielką improwizacją. Właściwie przy każdym dzwięku mamy szczękę opuszczoną do samej ziemi i zachwycamy się mnogością pomysłów i inteligentym rozpisaniem struktur muzycznych (ciężko to bowiem nazwać utworami).
Poza tym spójrzcie na okładki i tytuły płyt. Już to powinno być wystarczającą zachętą do spróbowania się z płytkami.
Aż dziw bierze, że powstali w Zagrzebiu, mieście w którym przecież wszyscy kopią piłkę

Z wymienionych powyżej płyt, bardziej do mnie przemówiła "Black Om Rising" za swój jazzowo-dronowy momentami charakter (chociażby utwór RA). No i może za kawałek "Fluxion", którego pierwszy riff cholernie kojarzy mi się z Led Zeppelin. Druga płytka jest bardziej przestrzenna, rzekłbym nawet "nastrojowa", co nie oznacza gorsza. Jak wspomniałem, oba albumy to zajebista uczta dla wszystkich łaknących psychodelicznej awangardy. Najważniejszy zespół XXI wieku? Są bardzo blisko
