mrwth pisze:Estradasphere miała dużo odważniejsze wstawki, a w zasadzie całe kawałki metalowe. Z pozycji SC3 znam dobrze "Book Of Horizons" i musze przyznać, że rozłożyła mnie kompozycją. Niektóre ściechy pizgają w rytm ciągu Fibonacciego.
OTC nie urywa tak szybko dupy. To dużo spokojniejszy dialog instrumentów, ale wciąż ten sam bajeczny warsztat.
Szefowie niszczą. Pierwsze cztery płyty, śladami Zulfiqara, ta cała ezoteryka w książeczkach. SC3 wydawał mi się zawsze bardziej zaangażowany intelektualnie/duchowo/konceptualnie niż Estrada. Mam wrażenie, że najpierw Trey nakreślił wyraźne ramy na których konstruował swą muzykę. Estrada z kolei wygląda mi bardziej na zespół, który więcej grał/reagował/improwizował niż podążał za jakimś konkretnym celem. Żeby nie było, osobiście wolę Estradę, większy mam sentyment.
Obok Book Of Horizons najbardziej cenię sobie Book M (dużo tureckiego, pustynnego techno i piękne zakończenie zerżnięte z The Daktaris). Aczkolwiek pierwsze dwie to też turbosolidne rzeczy (jedyna bardziej mr.bungle'owa, dwójka będąca pomostem między debiutem a późniejszymi cudami). Z kolei ich 'włoski' album mi jakoś nie bardzo wszedł.