14-06-2012, 15:05
Cóż, przyznać się muszę szczerze, że miałem swoje wątpliwości i obawy przed ukazaniem się tej płyty, oj miałem, i to niemałe. Co może wydać się dość zaskakujące, nie dotyczyły one nowego wokalisty. Akurat w tej materii byłem dość spokojny o końcowy rezultat. Wiązało się to głównie z tym, że Mózgiem Turbonegro od zawsze był kto inny (Happy Tom, od pewnego momentu do spółki z Pal Potem i Euroboyem) - Hank, pomimo całego swojego uroku i wszelkich predyspozycji czyniących go idealnym elementem w całej układance, nigdy nie decydował o obliczu tego genialnego projektu, zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej. Dodatkowo, Tony to nie człowiek z nikąd - wierny fan, oddany członek Turbojugend London, człowiek z klasą, stylem i odpowiednią dawką arystokratycznego porno-egalitaryzmu. Obawy dotyczyły formy, w jakiej objawi nam sie tym razem, niekwestionowany Mesjasz Gitary tj. Euroboy. Po długości utworów, samplach i kilku, zaczerpniętych z zakamarków internetu, opiniach, bałem się, iż jego rola zostanie nieco zmarginalizowana. O jakość riffów się nie martwiłem, szlochałem jedynie po cichutku w obawie o brak solówek, świdrujących me uszy, pchających mnie ku mej wyimaginowanej gitarze, jak to miało miejsce w Cudach jakei wyczyniał w np. Selfdestructo Bust. O ja niewierny, o ja niegodny! Nigdy więcej nie zwątpię już w tę siłę, któa opętała tego skromnego, chucherkowatego playboya!
Ale od początku. Że wtórne? Że to wszystko juz było? Że "I got a knife" to "Turbonegro must be destroyed", że riff z "Dude without face" to kopia "We're gonna drop the atom bomb"? A jakie to ma znaczenie, kiedy człowiek dosępuje zaszczytu obcowania z, mocno subiektywnie, najlepszą, ROCKOWĄ płytą tego roku, a może nawet i kilku poprzednich i przyszłych? Nikt obecnie nie jest w stanie tak uroczo okiełznać, zrozumieć i zdusić w jednym podmiocie esencji rock n rolla, jak właśnie Turbonegro. I nie mówie tu jedynie o muzyce. Żaden zespół nie prezentuje, na dzień dzisiejszy, tak spójnej wizji w kontekście wizerunku, tekstów i muzyki. Mamy tu przekrój przez całą historię rock n rolla, podróż, podczas której, zahaczamy o melodie rodem z power popou, flirtujemy formułą doprowadzoną do perefekcji przez AC/DC i The Stooges, pozostając jednak w stałym związku z korzeniami hardcorowymi (Poison Idea). Można się rozpisytwać o poszczeólnych utowrach, rozkładając je na czynniki pierwsze, jednak byłoby to wybitnie nie na miejscu. Nie w tym bowiem rzecz. Ta płyta to jednak, wielka impreza, na która dostajemy łaskawie zaproszenie. Jedno "JESUS CHRIST!" wykrzyczane podczas solówki Euroboya w "Tight Jeans, Loose Leash", ma większą siłę wyrazu, niż tony "rockowych" płyt, zalewające wspólczesny rynek, deformując jednocześnie ten szlachetny gatunek, wykrzywiając jego obraz w oczach milionów. Ktoś nam musi co jakiś czas przypominać o co w tym chodzi, a Turbole robią to wyjątkowo skutecznie.
Czy jest to płyta na miare trylogii (Apocalypse Dudes, Scanidiniavian Leather, Ass Cobra)? Pewnie nie, wszak niektórych rzeczy nie da się powtórzyć, z czego doskonale zdają sobię sprawę członkowie TurboZałogi. Jest to jednak pozycja, która kroczy dumnie za tymi kamieniami milowymi w historii współczesnego rock n rolla, gotowa aby zebrać kolejne żniwo i zwerbować niezliczone, świeże zastępy TurboMilicji. W zalewie pochwał mogę jedynie lekko ponarzekać na to, iż materiał nie należy do najdłuższych, ale może w tym cała, czarna, zgodnie z napisem na kultowym "Apocalyspe Dudes", magia - całóść przelciała już kilkadziesiąt razy i wciąż jest mi mało. Liczę, że na kolejne owoce, twórczego nasienia TurboMurzynów nie będzie nam dane czekać tak długo. Cóż, po raz kolejny okazuje się, że grupka kotów z Oslo, zabiła mysz, ratując rock n rolla gołymi rękoma. Pytanie w jakim stopniu świadczy to o rozkładzie współczesnej sceny rockowje, a w jakim o sile Turbonegro. Pewnie po trochu, o jednym i drugim. No nic, nie zmienia to faktu, iż z radością witamy Ciemność po długich i smutnych latach nieobecnoścI: God, it's good to see you, God, its good to have you back again, MY DEAR OLD FRIEND !
That's what she said !