18-06-2018, 10:48
Była magia. w sumie nie wiem od czego zacząć, bo mógłbym pisać godzinę o tym wielkim wydarzeniu, ale po co tak właściwie. to może w skrócie kilka najważniejszych spostrzeżeń:
- było bardzo głośno. tak na granicy tego, by stwierdzić, że za bardzo. ale na szczęście dość selektywnie. mocno wysunięte bębny, wyeksponowany bas i straszliwie napierdalający saksofon. czasem miałem wrażenie, że Frippa słychać najgorzej, co jest jakimś absurdem, ale ogólnie pod tym względem na plus
-setlista to jakiś mój mokry sen. oczywiście nowsze piosenki interesowały mnie nieco mniej, ale usłyszałem m.in Epitaph, Moonchild, In the court, Red, Starless, One more red nightmare, i dwie wisienki na torcie - Letters i Islands. ten ostatni kawałek i sposób w jaki został zagrany oraz zaśpiewany, to prawdopodobnie najbardziej magiczna chwila na koncertach w moim życiu. ciary od początku do końca. niedaleko siedział jakiś gruby, wydziarany od stóp do głów metalowiec wyglądający jak Kerry King i płakał podczas tego wykonania. wrażliwiec. serio, nie wymyśliłem tego :) o kobietach nie wspominam, bo tu wiadomo, że chusteczki były w mocnym użyciu :) nie zagrali natomiast 21st century schizoid man, ale wybaczam, bo widziałem to już dwa lata temu
- jak już o śpiewaniu mowa i pewnych pretensjach do Jakszyka po wcześniejszych koncertach - cóż, tym razem było niemal idealnie. zdaję sobie sprawę, że nie każdemu odpowiada jego barwa, czy maniera wokalna, niemniej śpiewał czyściutko i elegancko. nie było nawet mowy o żadnym "pianiu" czy czymś takim. przy czym ewidentnie lepiej się czuł w klasykach niż w rzeczach nowszych, w których to zdarzyło się kilka potknięć
-panowie jak zawsze bardzo mocno profesjonalni i maksymalnie skupieni na swojej robocie, co nie przeszkadzało im wymieniać różnych uśmieszków, skinięć głowy czy innych gestów. w moim przekonaniu oni autentycznie czerpią z tego przyjemność i się dobrze bawią, nawet jeśli jest to do pewnego stopnia wyrachowane i wydawać się może "bezduszne"? wspomnieć też trzeba o znakomitym przyjęciu i reakcjach publiczności: jakieś krzyki, gwizdy, wiwaty, owacje na stojąco, brawa po niektórych piosenkach ciągnące się chyba parę minut. Fripp na koniec z uśmiechem od ucha do ucha kręcący głową z lekkim niedowierzaniem, machający do fanów, pstrykał fotki i opuszczał scenę z wielkim ociąganiem :) chyba był zadowolony
jeśli o mnie chodzi to prawie nie spałem. zbyt wiele emocji w głowie. jak na razie nie mogę się pozbierać i pewnie jeszcze trochę czasu mi zajmie nim ochłonę. a pomyśleć, że zastanawiałem się czy jechać i zwlekałem z kupnem biletu. ja pierdole. teraz już jestem pewien, że dopóki będą cieszyć się zdrowiem, grać koncerty i wpadać do naszego kraju, to ja tam zawsze będę, choćby się paliło i waliło. kto nie był, niech żałuje bo jest czego