nie trudź się, byle komu nie przepycham.Drone pisze:Jak będę chciał przepchać kibel, to wyślę ci PM. Sam nie musisz się przypominać :)Scaarph pisze:co za emocje
TEST: JAZZ
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
- Scaarph
- zahartowany metalizator
- Posty: 6143
- Rejestracja: 16-01-2008, 16:28
- Lokalizacja: Scarlet Woman's Womb
Re: TEST: JAZZ
- empir
- zahartowany metalizator
- Posty: 5093
- Rejestracja: 31-08-2008, 23:17
- Lokalizacja: silesia
Re: TEST: JAZZ
Dziś późną nocą wyślę. Opisałem na razie 1-7. Na recenzje się nie silę, od tego jest Marian, ja skupiam się na komentarzach.
- Aron
- postuje jak opętany!
- Posty: 506
- Rejestracja: 19-01-2006, 19:00
- Lokalizacja: ראדומסק
Re: TEST: JAZZ
W ostatniej chwili wyrobiłem się żeby skrobnąć Dronowi kilka zdań o tym jazzie. W moim przypadku też recenzji nie było, bo po pierwsze brak mi Marianowej lotności pióra, po drugie żeby taką muzykę recenzować trzeba się na niej znać i rozumieć pewne konteksty związane z powstawaniem tej, czy innej płyty.
Pierwsze płyty Kreatora to wg mnie straszny łomot, w pamięci pozostała mi tylko "The Flag Of Hate" , natomiast Hordes Of Chaos, zawiera więcej melodyki i ogólnie nawet całkiem mi się podoba.
z forum fanów Metalliki
z forum fanów Metalliki
- empir
- zahartowany metalizator
- Posty: 5093
- Rejestracja: 31-08-2008, 23:17
- Lokalizacja: silesia
Re: TEST: JAZZ
Poszedł PM ze zwierzeniami. Nie było łatwo.
-
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15631
- Rejestracja: 21-01-2011, 11:12
Re: TEST: JAZZ
W takim razie czekamy na publikację.
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
Re: TEST: JAZZ
Oto wyniki testu. Paru osobom chciało się podejść rzetelnie - szacunek za wysiłek i trud, bo niektóre plyty są naprawdę trudne. Zestaw był taki:
1 - Tim Berne's Bloodcount - Discretion (1997)
2 - John Coltrane - Ascension (1965)
3 - Bill Evans Trio - Sunday at the Village Vanguard (1961)
4 - Anthony Braxton - 3 Compositions of New Jazz (1968)
5 - Bobby Previte's Wheather Clear, Track Fast - Hue and Cry (1994)
6 - Zbigniew Wegehaupt Quartet - Tota (2007)
7 - Anthony Braxton - 4 (Ensemble) Compositions 1992 (1992)
8 - Miles Davis - In a Silent Way (1968)
9 - Ornette Coleman - The Shape of Jazz to Come (1959)
10 - Tomasz Stańko - TWET (1974)
Zapraszam - jak zwykle - do kulturalnej i rzeczowej dyskusji :)
1 - Tim Berne's Bloodcount - Discretion (1997)
2 - John Coltrane - Ascension (1965)
3 - Bill Evans Trio - Sunday at the Village Vanguard (1961)
4 - Anthony Braxton - 3 Compositions of New Jazz (1968)
5 - Bobby Previte's Wheather Clear, Track Fast - Hue and Cry (1994)
6 - Zbigniew Wegehaupt Quartet - Tota (2007)
7 - Anthony Braxton - 4 (Ensemble) Compositions 1992 (1992)
8 - Miles Davis - In a Silent Way (1968)
9 - Ornette Coleman - The Shape of Jazz to Come (1959)
10 - Tomasz Stańko - TWET (1974)
Random Aphex pisze: 1 - Tim Berne's Bloodcount - Discretion (1997)
Asłuchalne – po trzech kawałkach miałam dość chaosu, jaki panuje w tej muzyce, zmęczył mnie ten album i zdenerwował. Brak jakiegokolwiek schematu lub kompozycji, która odznaczałaby się równością albo przewidywalnością w chociaż malutkim procencie, sprawiał, że czułam się skołowana i nie wiedziałam, na czym mam się skoncentrować. To nie jest muzyka dla mnie. Kakofonia dźwięków po prostu mnie przerosła, ale to chyba dobrze. Nie zostałam fanem tej płyty.
2 - John Coltrane - Ascension (1965)
Przyjemny, ale zarazem dość skomplikowany jazz w stonowanym wykonaniu chyba największej orkiestry świata. Chyba taki styl całkiem mi pasuje – nie jest bardzo przekombinowany i męczący, ale ma w sobie mnóstwo ciekawych brzmień oraz melodii, które można wyłapywać bez końca. Dodatkowo wszystko podane jest w smacznej oprawie, która jest przystępna nawet dla mnie, mimo, że nie miałam żadnego kontaktu z jazzem w życiu. Całkiem przyjemnie się tego słucha, może gdybym miała jeszcze szklankę dobrej whisky koło siebie, to by mogło stać się jeszcze lepsze. Niestety długość tego albumu jest mordercza i to główny problem tego albumu – muszę słuchać go w częściach, co sprawia, że cała kompozycja utworów zostaje zaburzona, jednak w takiej ilości muzyki, jaką podał mi artysta, ja nie jestem w stanie się odnaleźć.
3 - Bill Evans Trio - Sunday at the Village Vanguard (1961)
Całkiem przyjemny ten album – to piąta płyta z zestawienia, której słucham, i zauważam tendencję do wyrażania sympatii dla jazzu, małej i nieśmiałej, ale jednak. Miłe wydawnictwo kojarzące mi się z cichą kawiarnią i dobrą gorącą czekoladą, gdy za oknem pada śnieg, a na zegarku wybija godzina 22. Ruch na ulicach zamiera, a wszechogarniająca cisza jest przecinana miłymi melodiami tego albumu. Fajne, kojące i uspokajające dźwięki sączą się wolno z głośników, nie przytłaczając ani nie męcząc słuchacza. Wyraźne brzmienie klawiszy daje wytchnienie, nie jest takie nachalne, jak jest to w przypadku chociażby trąbki. To chyba jednak najlepszy album z całego zestawienia, bardzo mi się podoba i będę go na pewno często słuchać.
4 - Anthony Braxton - 3 Compositions of New Jazz (1968)
Od początku zabija mnie długość tego albumu, a raczej podział albumu na tylko trzy utwory, które są hołdem dla dziwacznej improwizacji oraz pokazania jak największych możliwości dźwiękowych zebranego instrumentarium. Staram się ją przesłuchać już kolejny raz i naprawdę nie daję rady – jest to dla mnie równie niezrozumiałe, co uwielbienie Morpha dla Children of Bodom oraz techniczny język japoński.
5 - Bobby Previte's Wheather Clear, Track Fast - Hue and Cry (1994)
Taką muzykę lubię! Jest żwawa, energiczna, pełna werwy oraz orkiestralnej zaciętości. Bardzo dużo ciekawych brzmień, ciekawe kompozycje, poukładane w spójną całość, bez improwizacji gryzących w uszy i poczucie estetyki, do tego intrygujące brzmienie organów Hammonda (chociaż ja się nie znam, może to nie być to) oraz klimat przywodzący na myśl lata 60. i 70. to coś dla mnie – bardzo mi się ten album podoba, jest w nim coś dającego energię i pomagającego w poprawie nastroju.
6 - Zbigniew Wegehaupt Quartet - Tota (2007)
Nie pasuje mi atmosfera uzyskana na tym albumie – jest przytłaczająca i dołująca, nie odpręża, tylko jeszcze bardziej tłamsi człowieka i go dobija. Jest trochę chaotyczna, co sprawia, że nie za bardzo się w niej odnajduję i słuchanie jej mnie po prostu męczy. Przesłuchałam ją dwa razy i nie mam ochoty na więcej, raczej nie kusi mnie przebijanie się przez dźwięki zgromadzone na tym wydawnictwie, nie jest dla mnie ciekawe, tylko męczące, a ja szukam czegoś innego w muzyce.
7 - Anthony Braxton - 4 (Ensemble) Compositions 1992 (1992)
Brzmi jak brzydsza siostra płyty nr 6 – niesłuchalne, jeszcze bardziej nieposkładane i jeszcze straszniej chaotyczne. W ogóle do mnie nie trafia, jest pełna chaosu i braku jakiegokolwiek pomysłu na poukładanie dźwięków w koherentną całość, która pozwalałaby umysłowi na pracę ze schematami powtarzalnymi, które tworzyłyby mozaikę prawdziwej kompozycji. Dla mnie to jest kakofonia, która bardzo obciąża słuchacza i jest strawna tylko dla wybitnych koneserów muzyki, ale na pewno nie dla laików. Too extreme!
8 - Miles Davis - In a Silent Way (1968)
Byłam przerażona na początku ilością oraz długością utworów, jednak po przełamaniu swoich lęków włączyłam ten album i z zaskoczeniem stwierdziłam, że jest to bardzo przyjemny jazz! Bardzo gładkie, miękkie brzmienie połączone z przejrzystymi kompozycjami, które pięknie przechodzą jedna w drugą. Kojące uszy dźwięki, jest to naprawdę bardzo, bardzo przyjemny i relaksujący album, pełen ciekawych zabiegów muzycznych, ale nie przytłaczający. Wręcz przeciwnie – chcę posłuchać go więcej, i chcę wiedzieć, co to jest, bo jest to po prostu jeden z najprzyjemniejszych albumów, jakie kiedykolwiek słyszałam. Zrobił na mnie ogromnie dobre wrażenie, a z każdym odsłuchem staje się dla mnie coraz bardziej przystępny i wciągający. Album, który puszczę, kiedy będę chciała się odprężyć po ciężkim dniu i uspokoić skołatane myśli.
9 - Ornette Coleman - The Shape of Jazz to Come (1959)
To jest chyba najciekawsza płyta, jaka jest w zestawieniu – różnorodna, z charakterem, bez rozwleczenia i nienormalnych wariacji na temat swoich umiejętności muzycznych. Jest trochę improwizacji, ale nie jest ona nieprzyswajalna – wręcz przeciwnie, mnóstwo smaczków zebranych w tych utworach sprawia, że słuchacz za każdym razem wyłapuje inne ciekawostki, które sprawiają, że można tę płytę odkrywać pewnie nawet i latami. Mnie się bardzo podoba – kompozycje ciekawe, ale nie frustrujące nadmiarem różnorodności. Dodatkowy plus – bardzo ładne brzmienie trąbki – miękkie, delikatne, gładkie. Jestem bardzo na tak.
10 - Tomasz Stańko - TWET (1974)
Zaczęło się bardzo fajnie – miłe niskie brzmienia połączone z ciekawymi jazzowymi brzmieniami. Już myślałam, że pierwszy kawałek będzie czymś naprawdę intrygującym, z pełną kompozycją oraz dopasowanym instrumentarium, które będą tworzyły koherentną całość. Jednak pierwszy utwór pod koniec stał się muzyczną improwizacją, która mi w ogóle nie pasuje. Kolejne kawałki jednak poprawiają ten niesmak i nagle okazuje się, że ten album jest naprawdę przystępny i ciekawy, narzucone żwawe tempo nie pozwala mi się znudzić i cały czas poświęcam całą swoją uwagę tej muzyce. Jest o wiele lepiej, niż na poprzednim wydawnictwie – tutaj już mam kompozycje bardziej spójne, które łatwiej jest przyswoić i się do nich przyzwyczaić, a mózg łatwiej wyłapuje części podobne oraz powtarzające się, co pozwala usystematyzować jakoś tę muzykę. Różnorodność poszczególnych utworów również jest tutaj zaletą – nie zlewają się w jednorodną całość, tylko są specyficznymi elementami układanki, która ukazuje bardzo ciekawy obraz muzyczny.
empir pisze: Moje wywody pseudofachowca od jazzu. Na dłuższe zwierzenia czas nie pozwolił. Przede wszystkim za mało się z tym osłuchałem bo na każdy z nich przesluchałem od 2 do 4 razy więc niewiele.
1 - Tim Berne's Bloodcount - Discretion (1997)
Nie podobała mi się ta płyta od początku. Miałem zamiar wystawić jej najniższą ocenę. Ale że wypadało coś o niej napisać to odpaliłem ją jeszcze raz. No i nawet mi się spodobała. Kto wie czy jeśli nie dam jej jeszcze kilka razy szansy to się nie zakocham w tych dźwiękach. Na pewno raził mnie na początku chaos - każdy instrument napierdalał inne dźwięki.
2 - John Coltrane - Ascension (1965)
Kolejna płyta z chaos. Ale podoba mi się riff otwierający album. A potem jest sieka. Fajne do posłuchanie w tle do leżakowania, kolacji przy świecach czy do upojnej nocy. Drugi kawałek i znów znajomy riff (Drone czy nie robisz mnie w chuja i nie nagrałeś jednego kawałka kilka razy?).
3 - Bill Evans Trio - Sunday at the Village Vanguard (1961)
Chyba najsłabsza płyta wg mnie w zestawie. Może dlatego że za dużo pianina. Nie lubię takich dźwięków. Muza kojarzy mi się z filmami o smutnych afroamerykaninach jedzących lunch w kiepskiej knajpie. Tylko czekać aż jakaś tłuściejsza kobieta zacznie wokalne popisy. Na szczęście nic takiego nie zauważyłem. No ale znowu sytuacja taka jak z płytą nr 1. Leci sobie muzyczka w tle i nawet zaczyna się podobać. Może to kwestia nastroju w jakim dzisiaj jestem ale wchodzi mi to brzdąkanie, a przynajmniej niektóre utwory (ostatni mega nudny).
4 - Anthony Braxton - 3 Compositions of New Jazz (1968)
Nuda, nuda, nuda. Panowie na pierwszym semestrze szkoły muzycznej postanowili coś wspólnie nagrać. A że nikt nic nie potrafi to wyszło co wyszło. Wiem że to powyżej to brednie ale takie mam skojarzenia. Nie podoba mi się to.
5 - Bobby Previte's Wheather Clear, Track Fast - Hue and Cry (1994)
Ciekawy motyw na początku. Podobają mi się klawisze w tle i basik. Muzyka wprawiająca mnie w trans. Bardzo fajnie się tego słucha. Początkowo jej niedoceniłem i wystawiłem najniższą ocenę. Spodobała mi się dopiero gdy włączyłem sobie ją po to, aby cokolwiek na jej temat napisać. Napiszę niewiele bo i niewiele wiem o jazzie. Jeśli chodzi o tą płytę to jestem na tak.
6 - Zbigniew Wegehaupt Quartet - Tota (2007)
Kolejna płyta która zaczęła mi się podobać. Pierwotnie oceniłem ją jako przecietną. Teraz oceniam ją jako niezłą ale ocena z pewnością jeszcze wzrośnie.
7 - Anthony Braxton - 4 (Ensemble) Compositions 1992 (1992)
Kolejna płyta w zestawie która mi się najbardziej niepodobała. I chyba tak pozostanie. Pierdolenie bez ładu i składu. Ale chyba o to w tym chodzi? Jeśli tak to przynajmniej złapałem sens.
8 - Miles Davis - In a Silent Way (1968)
Od początku mi się podobała i podoba mi się dalej, przynajmniej pierwszy kawałek. Imho najlepsza w zestawie więc się zastanawiam czy to obiektywnie najlepszy album czy najprzystępniejszy z zestawu. Nieważne, grunt że dźwięki przyjemne.
9 - Ornette Coleman - The Shape of Jazz to Come (1959)
Całkiem fajne to to. Mniej smucenia, więcej czadu. Wiem że to jakiś Ornette Coleman bo okładki nie usunąłeś ;) taki chyba klasyczny jazz.
10 - Tomasz Stańko - TWET (1974)
Podobało mi się choć już nie pamiętam za co. Pewnie za całokształt i za niezłego bębniarza.
Aron pisze: Nie będę się za bardzo rozpisywał, zacznę od płyt które całkowicie mnie odrzuciły, czyli 4 i 7 (czyli oba Braxtony - przyp. Drone). Totalna kakofonia, brak jakiejkolwiek myśli przewodniej - nie dałem rady zmusić się do ich przesłuchania w całości więcej niż raz.
1 - Tim Berne's Bloodcount - Discretion (1997)
- też trudna, ale jednak o wiele bardziej słuchalna, ale za mało razy ją słyszałem żeby wyrobić sobie o niej opinię.
2 - John Coltrane - Ascension (1965)
- kolejny ciężki orzech do zgryzienia lecz tylko za pierwszym razem, za drugim ją po pijaku słuchałem i momentami doświadczałem odmiennych stanów świadomości:). Mimo pozornego chaosu i szaleństwa wszystko układało się tam w całość niczym jakiś kreacjonistyczny inteligentny projekt.
Jeden z moich faworytów tego testu.
3 - Bill Evans Trio - Sunday at the Village Vanguard (1961)
- tu nie było zupełnie żadnych problemów - fortepian, kontrabas i perkusja. Bardzo przyjemne granie momentami przypominające mi muzykę z polskich filmów z lat 60.
5 - Bobby Previte's Wheather Clear, Track Fast - Hue and Cry (1994)
- kolejny cukierek:) fajne organy, perkusja i rządząca wszystkim trąbka. Do tego niezłe kompozycje (momentami wyczuwałem nawet latynoskie rytmy) sprawiające że tej płyty naprawdę świetnie się słucha.
6 - Zbigniew Wegehaupt Quartet - Tota (2007)
- Ach ta trąbka! chyba najlepsza ze wszystkich na słuchanych tutaj płytach, no i ten fortepian. Płyta trudniejsza w odbiorze od poprzedniczki i zmuszająca słuchacza do bardziej wnikliwego odbioru.
To następny z moich faworytów tego testu.
8 - Miles Davis - In a Silent Way (1968)
- następna lajtowa płytka, bardzo podobna w odbiorze do 5
9 - Ornette Coleman - The Shape of Jazz to Come (1959)
- saksofon rządzi, wszystko inne wydaje mu się być podporządkowane. To kolejna płyta nie rozpieszczająca słuchacza ładnymi melodiami i rytmami, ale nie sposób się od niej oderwać jak już cię chwyci.
Kolejny mój faworyt.
10 - Tomasz Stańko - TWET (1974)
- trochę za mało ją przesłuchałem i nie wiem jak ocenić. Brzmienie saksofonu troszkę podobne jak na płycie nr 2, lecz całość wydaje się być mniej spójna.
Podsumowując: płyty 2, 6 i 9 dały mi największego kopa w moim dziewiczym, bardzo intuicyjnym pojmowaniu jazzu:)
Nasum pisze: Ten test to był mój pierwszy kontakt z jazzem przez duże "J", bowiem nigdy wcześniej nie przesłuchałem w całości żadnej płyty z tego gatunku. Po zaciśnięciu zębów i pierwszych odsłuchach, stwierdziłem że nie dam rady przebrnąć przez wszystkie albumy - tak więc wybrałem pierwszy lepszy z brzegu, mianowicie album numer 1 i postanowiłem przesłuchać go mniej wiecej 10 razy. Wrażenia z tego wstrząsającego eksperymentu znajdziecie poniżej.
1 - Tim Berne's Bloodcount - Discretion (1997)
Tak więc zacisnąłem zęby, przygotowałem płyn znieczulający i nacisnąłem przycisk "play", który zapoczątkował tą Via Dolorosę. Moich uszu dobiegła kakofonia dźwięków, która przypominała momentami pisk styropianu po szybie, sekcja rytmiczna nasunęła mi skojarzenia ze zwierzakiem z muppetów a po przesłuchaniu całej płyty, pustka była jedynym, co zostało w moich uszach. Próba przypomnienia sobie jakiegokolwiek motywu z tej zbitki dźwięków spełzła na niczym. W jakimś sensie jest to płyta tektoniczna, bo zrobiła mi takie trzęsienie mózgu, że kilka klepek zmieniło swoje położenie.
Dalsze odsłuchy nie przybliżyły mi ani o milimetr geniuszu tej płyty. Słuchając jej, wyobraziłem sobie że to soundtrack do porniola - saksofony te sprawy... w pewnym momencie był klimat. Oczami wyobraźni widziałem jak on i ona zaczynają akcję, i wszystko byłoby fajnie gdyby trzymali się scenariusza. Bo zamiast normalnej akcji, aktorzy nagle zrzucili ubrania, ona wskoczyła na żyrandol, on wali gruchę jednocześnie wpychając sobie gaśnicę w dupę, a ona kręcąc się na tym cholernym żyrandolu obsrywa wszystko dookoła śpiewając piosenki religijne. Porniol jak porniol, z tym że dla bardziej wymagających widzów.
Muzycy to zapewne świetni rzemieślnicy - jeśli potrafią to wszystko odegrać nutę w nutę na koncercie to jestem pełen podziwu. Jeszcze większym podziwem darzę słuchaczy, którzy potrafią taki koncert przetrzymać, chociaż po jego zakończeniu zapewne biłbym brawa na stojąco w podzięce za to, że już skończyli. Pozostałe płyty, czyli numer 2 i 3 przesłuchałem pobieżnie, ale nawet one nie wzbudziły mojego nawet umiarkowanego zachwytu.
Jeśli celem testu było zachęcenie do słuchania jazzu, to nie zdało to egzaminu. Każda z tych płyt to koronny dowód na to, że nie polubię takiej muzyki, ani na trzeźwo ani tym bardziej po pijaku. Dzięki za przybliżenie mi tej muzyki, ale chyba jednak wolę grind core'a. Sorry że nie przesłuchałem wszystkich 10 płyt, może wśród nich znalazłaby się jakaś perełka, która by sprawiła, że coś by drgnęło, ale w chwili obecnej, jest to zadanie ponad moje siły.
Zapraszam - jak zwykle - do kulturalnej i rzeczowej dyskusji :)
Przegrana jest na wyciągnięcie ręki.
- Harlequin
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 8949
- Rejestracja: 12-03-2010, 13:38
- Lokalizacja: Koko City
Re: TEST: JAZZ
Z tego zestawienia to znam 4 pozycje :
Coltrane - Ascension: bez dwóch zdań najlepszy Coltrane. Dla mnie zrobił to co O. Coleman usiłował zrobić na "Free jazz" tyle, ze więcej w tym mięcha i czadu. Odkopanie koncepcji big bandowej jest tutaj strzałem w 10tkę. Zdecydowanie jeden z moich jazzowych ulubieńców
Bill Evans Trio: miłe dla ucha, przyjemne i grzeczne. Rzadko wracam raczej, ale odczucia pozytywne. Jako muzyka tła może być.
Miles Davis - In A Silent Way: bardzo ładny i bardzo minimalistyczny album. Podwaliny Milesa elektrycznego. Może trochę mało się tutaj dzieje, ale piękne harmonie rekompensują brak zawrotnej akcji :)
O. Coleman - A Shape Of Jazz To Come: Zdecydowanie bardziej do mnie przemawia niż np. "Free Jazz". Dobra płyta, choc pamiętam, ze jak naczytałem się o Colemanie i potem zapoznałem sie z tym wydawnictwem, to spodziewałem sie większej młócki. Tymczasem ta płyta bardziej jawi mi sie jako "rozbrykana" niz awangardowa. Pozytywne odczucia.
Zaproponowanych przez Drone'a Braxtonów nie znam, ale na tyle ile słyszłaem jego inne dokonania jako lidera to do mnie nie trafia. Zdecydowanie wolę jego grę, w formacjach, w których nie był liderem, np. u Dave'a Hollanda.
I czemu w tym zestawieniu zabrakło "Machine Gun" Brtozmanna ? :))
Coltrane - Ascension: bez dwóch zdań najlepszy Coltrane. Dla mnie zrobił to co O. Coleman usiłował zrobić na "Free jazz" tyle, ze więcej w tym mięcha i czadu. Odkopanie koncepcji big bandowej jest tutaj strzałem w 10tkę. Zdecydowanie jeden z moich jazzowych ulubieńców
Bill Evans Trio: miłe dla ucha, przyjemne i grzeczne. Rzadko wracam raczej, ale odczucia pozytywne. Jako muzyka tła może być.
Miles Davis - In A Silent Way: bardzo ładny i bardzo minimalistyczny album. Podwaliny Milesa elektrycznego. Może trochę mało się tutaj dzieje, ale piękne harmonie rekompensują brak zawrotnej akcji :)
O. Coleman - A Shape Of Jazz To Come: Zdecydowanie bardziej do mnie przemawia niż np. "Free Jazz". Dobra płyta, choc pamiętam, ze jak naczytałem się o Colemanie i potem zapoznałem sie z tym wydawnictwem, to spodziewałem sie większej młócki. Tymczasem ta płyta bardziej jawi mi sie jako "rozbrykana" niz awangardowa. Pozytywne odczucia.
Zaproponowanych przez Drone'a Braxtonów nie znam, ale na tyle ile słyszłaem jego inne dokonania jako lidera to do mnie nie trafia. Zdecydowanie wolę jego grę, w formacjach, w których nie był liderem, np. u Dave'a Hollanda.
I czemu w tym zestawieniu zabrakło "Machine Gun" Brtozmanna ? :))
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
Re: TEST: JAZZ
Pytanie do testu było takie: czy osoby, które nie mają pojęcia o jazzie, uznają, że wszystkie płyty jazzowe są takie same, czy też łatwo wychwycą mniejsze i większe różnice? Innymi słowy: czy trzeba koniecznie odrobić wcześniej lekcje z historii muzyki, żeby móc jej w ogóle słuchać? Moim zdaniem - NIE. Wystarczy ogóle pojęcie, żeby móc oceniać / ogólnie różnicować. I to się raczej potwierdza: łatwo zdiagnozowano przystępność Coltrane'a przy całej jego złożoności, a nieprzystępność Braxtona (m.in. dlatego dałem "Ascension" Coltrena i "4 Ensemble" Braxtona - i to jest chaos, i to, ale jednak inny).
Przegrana jest na wyciągnięcie ręki.
- Bezdech
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1470
- Rejestracja: 21-12-2010, 10:43
Re: TEST: JAZZ
Myślałem, że więcej masochistów się zgłaszało, generalnie to
W sumie wyniki do przewidzenia co widać po zbieżnościach w ocenach. Muszę posłuchać Bloodcount, którego nie znam, ale jak mi się nie spodoba po 15 minutach, to nie zamierzam się z uporem katowac ;))
Drone pisze:2 - John Coltrane - Ascension (1965)
:DBezdech pisze:Pierwsze skojarzenie - M albo Ascension :D
Ale nie wierzę, żeby tak grubo pojechał, nie posądzam o aż takie efekciarstwo.
o_ORandom Aphex pisze: 2 - John Coltrane - Ascension (1965)
Przyjemny, ale zarazem dość skomplikowany jazz w stonowanym wykonaniu chyba największej orkiestry świata. Chyba taki styl całkiem mi pasuje – nie jest bardzo przekombinowany i męczący, ale ma w sobie mnóstwo ciekawych brzmień oraz melodii, które można wyłapywać bez końca. Dodatkowo wszystko podane jest w smacznej oprawie, która jest przystępna nawet dla mnie, mimo, że nie miałam żadnego kontaktu z jazzem w życiu. Całkiem przyjemnie się tego słucha, może gdybym miała jeszcze szklankę dobrej whisky koło siebie, to by mogło stać się jeszcze lepsze.
:Dempir pisze: 2 - John Coltrane - Ascension (1965)
(Drone czy nie robisz mnie w chuja i nie nagrałeś jednego kawałka kilka razy?).
W sumie wyniki do przewidzenia co widać po zbieżnościach w ocenach. Muszę posłuchać Bloodcount, którego nie znam, ale jak mi się nie spodoba po 15 minutach, to nie zamierzam się z uporem katowac ;))
They told them not to fear, they couldn't be prepared
Then came the day that not a single soul was spared
Then came the day that not a single soul was spared
- megawat
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1354
- Rejestracja: 24-08-2010, 12:12
- Lokalizacja: mathplanet
Re: TEST: JAZZ
Doskonała recenzja.Nasum pisze:Ten test to był mój pierwszy kontakt z jazzem przez duże "J", bowiem nigdy wcześniej nie przesłuchałem w całości żadnej płyty z tego gatunku. Po zaciśnięciu zębów i pierwszych odsłuchach, stwierdziłem że nie dam rady przebrnąć przez wszystkie albumy - tak więc wybrałem pierwszy lepszy z brzegu, mianowicie album numer 1 i postanowiłem przesłuchać go mniej wiecej 10 razy. Wrażenia z tego wstrząsającego eksperymentu znajdziecie poniżej.
1 - Tim Berne's Bloodcount - Discretion (1997)
Tak więc zacisnąłem zęby, przygotowałem płyn znieczulający i nacisnąłem przycisk "play", który zapoczątkował tą Via Dolorosę. Moich uszu dobiegła kakofonia dźwięków, która przypominała momentami pisk styropianu po szybie, sekcja rytmiczna nasunęła mi skojarzenia ze zwierzakiem z muppetów a po przesłuchaniu całej płyty, pustka była jedynym, co zostało w moich uszach. Próba przypomnienia sobie jakiegokolwiek motywu z tej zbitki dźwięków spełzła na niczym. W jakimś sensie jest to płyta tektoniczna, bo zrobiła mi takie trzęsienie mózgu, że kilka klepek zmieniło swoje położenie.
Dalsze odsłuchy nie przybliżyły mi ani o milimetr geniuszu tej płyty. Słuchając jej, wyobraziłem sobie że to soundtrack do porniola - saksofony te sprawy... w pewnym momencie był klimat. Oczami wyobraźni widziałem jak on i ona zaczynają akcję, i wszystko byłoby fajnie gdyby trzymali się scenariusza. Bo zamiast normalnej akcji, aktorzy nagle zrzucili ubrania, ona wskoczyła na żyrandol, on wali gruchę jednocześnie wpychając sobie gaśnicę w dupę, a ona kręcąc się na tym cholernym żyrandolu obsrywa wszystko dookoła śpiewając piosenki religijne. Porniol jak porniol, z tym że dla bardziej wymagających widzów.
Muzycy to zapewne świetni rzemieślnicy - jeśli potrafią to wszystko odegrać nutę w nutę na koncercie to jestem pełen podziwu. Jeszcze większym podziwem darzę słuchaczy, którzy potrafią taki koncert przetrzymać, chociaż po jego zakończeniu zapewne biłbym brawa na stojąco w podzięce za to, że już skończyli. Pozostałe płyty, czyli numer 2 i 3 przesłuchałem pobieżnie, ale nawet one nie wzbudziły mojego nawet umiarkowanego zachwytu.
Jeśli celem testu było zachęcenie do słuchania jazzu, to nie zdało to egzaminu. Każda z tych płyt to koronny dowód na to, że nie polubię takiej muzyki, ani na trzeźwo ani tym bardziej po pijaku. Dzięki za przybliżenie mi tej muzyki, ale chyba jednak wolę grind core'a. Sorry że nie przesłuchałem wszystkich 10 płyt, może wśród nich znalazłaby się jakaś perełka, która by sprawiła, że coś by drgnęło, ale w chwili obecnej, jest to zadanie ponad moje siły.
Ale nie słyszałem tej płyty, żeby nie było. :D
"Funkcjonariusze po wstępnych oględzinach poćwiartowanych i nagich zwłok stwierdzili, że morderca musiał być szczególnym zboczeńcem".
- Bezdech
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1470
- Rejestracja: 21-12-2010, 10:43
Re: TEST: JAZZ
Tak kończą fani grajndkora w konfrontacji z muzyką ekstremalną ;))
They told them not to fear, they couldn't be prepared
Then came the day that not a single soul was spared
Then came the day that not a single soul was spared
-
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15631
- Rejestracja: 21-01-2011, 11:12
Re: TEST: JAZZ
No ok, to teraz pytanie jaką pozycję w muzyce jazzowej zajmuje ten Tim Berne's Bloodcount? To jakiś klasyk, ktoś kto poszerzył horyzonty muzyczne, jakiś kultowiec? Pierwszoligowy jazzowiec czy może jakiś undergroundowy eksperymentator? Pytam poważnie.
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
Re: TEST: JAZZ
Ekstraklasa współczesnej awangardy jazzowej.
http://jazztimes.com/guides/artists/1239-tim-berne
http://jazztimes.com/guides/artists/1239-tim-berne
Przegrana jest na wyciągnięcie ręki.
- 83koper83
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2078
- Rejestracja: 29-12-2010, 15:07
Re: TEST: JAZZ
Drone pisze:Pytanie do testu było takie: czy osoby, które nie mają pojęcia o jazzie, uznają, że wszystkie płyty jazzowe są takie same, czy też łatwo wychwycą mniejsze i większe różnice? Innymi słowy: czy trzeba koniecznie odrobić wcześniej lekcje z historii muzyki, żeby móc jej w ogóle słuchać? Moim zdaniem - NIE.
Hmmm... Miałem wrażenie, że cały ten test miał jakoś odnosić się do dyskusji o obiektywnym wartościowaniu muzyki bez znajomości kontekstów/chronologii. "Mniejsze i większe różnice" to każdy potrafi wychwycić między językami japońskim a koreańskim bez znajomości żadnego z nich.
Bez złośliwiości, zastrzel mnie pan, panie Drone, nie wiem, co tu zostało udowodnione, czego zdrowy rozsądek i tak każdemu nie podpowiada.
Kerosene keeps me warm.
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
Re: TEST: JAZZ
Z tego, co pamiętam, było tu kilku takich, którzy twierdzili, że to test dla małp, które niczego nie będą w stanie powiedzieć o tej muzyce, bo nie znają kontekstu. A tymczasem okazuje się, że można z tych płyt wydobyć pewien obiektywny sens nie wiedząc, czy to awangarda z NY, czy polski kwartet jazzowy czy wygibasy czarnej alternatywy z Chicago.
Przegrana jest na wyciągnięcie ręki.
- 83koper83
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2078
- Rejestracja: 29-12-2010, 15:07
Re: TEST: JAZZ
??Drone pisze:Z tego, co pamiętam, było tu kilku takich, którzy twierdzili, że to test dla małp, które niczego nie będą w stanie powiedzieć o tej muzyce, bo nie znają kontekstu.
Nikt czegoś takiego nie twierdził
No o to właśnie pytam, jaki obiektywny sens został tu wydobyty na światło dzienne? Jakieś spójne wnioski? Niektórym uczestnikom się niektore plyty spodobały, a inne nie. Dwojgu co najmniej podeszło "A shape of jazz to come", płyta w swoim czasie pionierska i mega-awangardowa, a na tle zestawu wychodzi na "przystępną". No bo może i jest "przystępna" w porównaniu z nowszymi wynalazkami, ale o jej wysokiej historycznie pozycji zadecydowało uznanie całego pokolenia muzyków, osłuchanychDrone pisze: A tymczasem okazuje się, że można z tych płyt wydobyć pewien obiektywny sens nie wiedząc, czy to awangarda z NY, czy polski kwartet jazzowy czy wygibasy czarnej alternatywy z Chicago.
i rozkminiających, co tam się właściwie dzieje.
Kerosene keeps me warm.
- Riven
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 16717
- Rejestracja: 27-05-2004, 11:15
- Lokalizacja: behind the crooked cross
- Kontakt:
- Aron
- postuje jak opętany!
- Posty: 506
- Rejestracja: 19-01-2006, 19:00
- Lokalizacja: ראדומסק
Re: TEST: JAZZ
Wypraszam sobie:) Nie twierdziłem że ta płyta jest "przystępna", wręcz przeciwnie, a mimo to uznałem ją za jedną z trzech najlepszych w tym teście.83koper83 pisze: Dwojgu co najmniej podeszło "A shape of jazz to come", płyta w swoim czasie pionierska i mega-awangardowa, a na tle zestawu wychodzi na "przystępną". No bo może i jest "przystępna" w porównaniu z nowszymi wynalazkami, ale o jej wysokiej historycznie pozycji zadecydowało uznanie całego pokolenia muzyków, osłuchanych
i rozkminiających, co tam się właściwie dzieje.
Pierwsze płyty Kreatora to wg mnie straszny łomot, w pamięci pozostała mi tylko "The Flag Of Hate" , natomiast Hordes Of Chaos, zawiera więcej melodyki i ogólnie nawet całkiem mi się podoba.
z forum fanów Metalliki
z forum fanów Metalliki
- empir
- zahartowany metalizator
- Posty: 5093
- Rejestracja: 31-08-2008, 23:17
- Lokalizacja: silesia
Re: TEST: JAZZ
biorę się za czytanie waszych recenzji ale już na początku nasunęła mi się jedna uwaga techniczna
lepiej by się czytało gdyby pod każdą płytą były zamieszczone nasze recenzje a nie tak jak jest teraz
lepiej by się czytało gdyby pod każdą płytą były zamieszczone nasze recenzje a nie tak jak jest teraz