MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur libr
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
- Shamrock
- zaczyna szaleć
- Posty: 231
- Rejestracja: 11-03-2012, 10:35
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
podepne sie pod ten temat, bo nurtuje mnie jedna rzecz, czy ktos jest mi stanie wytlumaczyc tą roznicę w ilosci ocen miedzy ostatnia a poprzednia plyta?
http://rateyourmusic.com/artist/colin_stetson
bo ja nie ogarniam lol
http://rateyourmusic.com/artist/colin_stetson
bo ja nie ogarniam lol
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
No i co, był ktoś?
Bardzo udany koncert. Pani Roberts zaczęła jako pierwsza, grała - trochę ku mojemu zaskoczeniu - solo na saksofonie. Była nieco stremowana, co zresztą sama przyznała w trakcie występu i dało się to odczuć na początku. 2 pierwsze utwory nieco nieśmiałe, rozgrzewkowe, meandrujące gdzieś w okolicach pierwszego kawałka z ostatniej płyty. No, ale potem ładnie się pani rozegrała i nie brakowało już odważniejszych wejść i zejść oraz kilku fantastycznych saksofonowych - nomen omen - dronów. Oczywiście nie jest to klasa Braxtona czy Berne'a we free, ale momentami bywało całkiem nieźle. Podoba mi się jej sposób gry, taki brudny, nieczysty, trochę chropowaty, jakby dmuchała momentami krzywo albo przystawała na moment. Z zespołem jednak wypada na pewno bardziej przekonująco i chyba sama się tak czuje, bo wyraziła myśl, że chciałaby zagrać kiedyś w Polsce z zespołem właśnie.
Po krótkiej przerwie na scenę wkroczył kwartet w składzie Ralph Alessi / Jim Black / Mark Helias / Matt Mitchell (trąbka / perkusja / kontrabas / fortepian). No i się zaczęło - pierwsze 2/3 koncertu absolutnie fantastyczne i porywające. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że Black obok Previte'a to mój ulubiony perkusista jazzowy i jeden z największych współczesnych eksperymentatorów. Gra tego człowieka jest obłędna - nie da się tego opisać, jak on się tam łamie, gnie, jak głaszcze tę perkusję. Reszta składu doskonale - Helias to przecież mistrz na mistrze. Dominowały ostre, kąśliwe kawałki, z hektyczną grą Blacka i odjazdami Heliasa. Na koniec trochę zwolnili, wkradł się moment bardziej sofciarski i kanapowy, co akurat mnie nie przekonało oraz jeden fantastyczny numer z pełzającą powoli i nisko trąbką. Byłem wniebowzięty.
Znowu przerwa i tym razem kwintet pod przewodnictwem dwóch mistrzów saksofonu: Tima Bernego (alt) i Tony Malaby'ego (tenor). Grała z nimi trójka młodych w miarę muzyków: perkusista, panna na gitarze i druga na akordeonie. Momenty, w których panowie na saksach grali razem i rozpędzali się szaleńczo - genialne, mistrzowskie, porywające. Do tego obłąkana perkusja, szybkie palcówki na lekko przesterowanej gitarze i dziwactwa z akordeonu - było cudownie. Mniej mi się podobało, gdy Berne (którego uwielbiam i którego płyty namiętnie kolekcjonuję) zwalniał i grał tylko z lekkim podkładem rytmicznym - wtedy wkradał się we wszystko akademicki dyskurs, który nie do końca mi odpowiadał w takich warunkach. Co innego w domu. Sytuacja się poprawiała, gdy dołączał pan Malaby i następowało katharsis poprzez wielkie, kakofoniczne pierdolnięcie.
Oczywiście nie był to koncert dla każdego, zastanawiam się, czy są tu na forum ludzie poszukujący aż takich form, ale czemu nie? Na zachęte film z występu - tym razem wspólnego - starych znajomych, tj. panów Blacka i Berne w ramach tria Tim Berne, Jim Black, Nels Cline z zeszłorocznej płyty "The Veil":
http://youtu.be/YO9g9yXsm-o
Bardzo udany koncert. Pani Roberts zaczęła jako pierwsza, grała - trochę ku mojemu zaskoczeniu - solo na saksofonie. Była nieco stremowana, co zresztą sama przyznała w trakcie występu i dało się to odczuć na początku. 2 pierwsze utwory nieco nieśmiałe, rozgrzewkowe, meandrujące gdzieś w okolicach pierwszego kawałka z ostatniej płyty. No, ale potem ładnie się pani rozegrała i nie brakowało już odważniejszych wejść i zejść oraz kilku fantastycznych saksofonowych - nomen omen - dronów. Oczywiście nie jest to klasa Braxtona czy Berne'a we free, ale momentami bywało całkiem nieźle. Podoba mi się jej sposób gry, taki brudny, nieczysty, trochę chropowaty, jakby dmuchała momentami krzywo albo przystawała na moment. Z zespołem jednak wypada na pewno bardziej przekonująco i chyba sama się tak czuje, bo wyraziła myśl, że chciałaby zagrać kiedyś w Polsce z zespołem właśnie.
Po krótkiej przerwie na scenę wkroczył kwartet w składzie Ralph Alessi / Jim Black / Mark Helias / Matt Mitchell (trąbka / perkusja / kontrabas / fortepian). No i się zaczęło - pierwsze 2/3 koncertu absolutnie fantastyczne i porywające. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że Black obok Previte'a to mój ulubiony perkusista jazzowy i jeden z największych współczesnych eksperymentatorów. Gra tego człowieka jest obłędna - nie da się tego opisać, jak on się tam łamie, gnie, jak głaszcze tę perkusję. Reszta składu doskonale - Helias to przecież mistrz na mistrze. Dominowały ostre, kąśliwe kawałki, z hektyczną grą Blacka i odjazdami Heliasa. Na koniec trochę zwolnili, wkradł się moment bardziej sofciarski i kanapowy, co akurat mnie nie przekonało oraz jeden fantastyczny numer z pełzającą powoli i nisko trąbką. Byłem wniebowzięty.
Znowu przerwa i tym razem kwintet pod przewodnictwem dwóch mistrzów saksofonu: Tima Bernego (alt) i Tony Malaby'ego (tenor). Grała z nimi trójka młodych w miarę muzyków: perkusista, panna na gitarze i druga na akordeonie. Momenty, w których panowie na saksach grali razem i rozpędzali się szaleńczo - genialne, mistrzowskie, porywające. Do tego obłąkana perkusja, szybkie palcówki na lekko przesterowanej gitarze i dziwactwa z akordeonu - było cudownie. Mniej mi się podobało, gdy Berne (którego uwielbiam i którego płyty namiętnie kolekcjonuję) zwalniał i grał tylko z lekkim podkładem rytmicznym - wtedy wkradał się we wszystko akademicki dyskurs, który nie do końca mi odpowiadał w takich warunkach. Co innego w domu. Sytuacja się poprawiała, gdy dołączał pan Malaby i następowało katharsis poprzez wielkie, kakofoniczne pierdolnięcie.
Oczywiście nie był to koncert dla każdego, zastanawiam się, czy są tu na forum ludzie poszukujący aż takich form, ale czemu nie? Na zachęte film z występu - tym razem wspólnego - starych znajomych, tj. panów Blacka i Berne w ramach tria Tim Berne, Jim Black, Nels Cline z zeszłorocznej płyty "The Veil":
http://youtu.be/YO9g9yXsm-o
Przegrana jest na wyciągnięcie ręki.
- Wódz 10
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2041
- Rejestracja: 15-12-2006, 20:44
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
Ale fajny, rytualny album. Niezłe wariactwo. Momentami wokale mną targały po ścianach i nakazywały wyłączyć ten album, ale trzymałem się dzielnie saksofonu, a w dłoni dzierżyłem pierwszą, lepszą znalezioną płytę Sun Ra.
Dobre jazzy, są Coltrane'owie, trochę sunraizmu też się znajdzie, dużo plantacyjnego zgiełku i kilka niespodziewanych interwencji burzących ogólnie przyjęty (nie)porządek. Tyle po dwóch przesłuchaniach. Muszę się dokładnie wsłuchać co ona za pierdoły tam opowiada, bo strzępy informacji były interesujące.
Dobre jazzy, są Coltrane'owie, trochę sunraizmu też się znajdzie, dużo plantacyjnego zgiełku i kilka niespodziewanych interwencji burzących ogólnie przyjęty (nie)porządek. Tyle po dwóch przesłuchaniach. Muszę się dokładnie wsłuchać co ona za pierdoły tam opowiada, bo strzępy informacji były interesujące.
I dream of colour music,
And the intricacies of the machines that make it possible
And the intricacies of the machines that make it possible
-
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2224
- Rejestracja: 11-04-2006, 09:36
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
Dobre wieści są takie, że wystąpi w tym roku jeszcze grając solo materiał z Coin Coin w Krakowie (9.12.) i Warszawie (10.12.)
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
Doskonała wiadomość, oczywiście JESTEM.
Przegrana jest na wyciągnięcie ręki.
-
- w mackach Zła
- Posty: 975
- Rejestracja: 13-04-2011, 08:26
- Lokalizacja: z ID
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
czemu Alice Coltrane?, przecież to pianistka...streetcleaner pisze: Stanowczo jedna z najlepszych płyt tego roku. Echa Alice Coltrane, Sheppa czy Sandersa w bardzo wyrazistej, osobistej formie.
-
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2224
- Rejestracja: 11-04-2006, 09:36
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
Chodziło mi o jej kompozycje. Takie utwory jak Journey in Satchidananda czy Isis and Osiris (w ogóle cała ta płyta) w bardzo bezpośredni sposób korespondują z tym co jest zawarte na Coin Coin.Raf pisze:czemu Alice Coltrane?, przecież to pianistka...streetcleaner pisze: Stanowczo jedna z najlepszych płyt tego roku. Echa Alice Coltrane, Sheppa czy Sandersa w bardzo wyrazistej, osobistej formie.
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
Byliśmy m.in. z kolegą Streetcleanerem na dzisiejszym (wczorajszym?) koncercie w Warszawie. Było przyjemnie, aczkolwiek niebezpiecznie murzyńsko. Grała solo materiał z "Coin Coin", śpiewała, dużo opowiadała - w zasadzie miało to charakter improwizowanego częściowo przedstawienia z udziałem publiczności. Czuć, że jest nakręcona i widać, że weny na następne nagrania jej nie zabraknie.
Po koncercie chwilę z nią porozmawiałem - nowa płyta ma być w lato 2013. Pytałem, na ile te orkiestracje marszowe z "Coin Coin" są inspirowane Braxtonem - stwierdziła, że nie bezpośrednio, ale idee Braxtona nt. muzyki w ogóle są dla niej ważne, przytaczała nawet jedną z jego prac (nie pamiętam tytułu).
Podoba mi się jej podejście: z jednej strony ta samodzielność (jeździ sama, koncertuje, pisze muzykę i teksty), a z drugiej znów te określone ramy; czuć tu namysł i koncept, czego mi czasami brakuje w tych taśmowo generowanych płytach pod szyldem współczesnego free jazzu.
Po koncercie chwilę z nią porozmawiałem - nowa płyta ma być w lato 2013. Pytałem, na ile te orkiestracje marszowe z "Coin Coin" są inspirowane Braxtonem - stwierdziła, że nie bezpośrednio, ale idee Braxtona nt. muzyki w ogóle są dla niej ważne, przytaczała nawet jedną z jego prac (nie pamiętam tytułu).
Podoba mi się jej podejście: z jednej strony ta samodzielność (jeździ sama, koncertuje, pisze muzykę i teksty), a z drugiej znów te określone ramy; czuć tu namysł i koncept, czego mi czasami brakuje w tych taśmowo generowanych płytach pod szyldem współczesnego free jazzu.
Przegrana jest na wyciągnięcie ręki.
-
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2224
- Rejestracja: 11-04-2006, 09:36
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur

Było to dziwaczne wydarzenie, ale jednak pełne uroku i osobistego charakteru. Nie wiem czy można nazwać to koncertem, był to bardziej, jak zresztą sama artystka nazwała - eksperyment muzyczny oparty na motywach pierwszej części Coin Coin. Można było pomruczeć i potupać nogą, przejrzeć drzewo genealogiczne Matany i posłuchać paru mniej lub bardziej zabawnych przypowieści.
Forma była trudna do ogarnięcia, bo bardziej zamiast stolików, na których stało piwo pasowało żebyśmy znaleźli się w murzyńskiej wiosce, nadzy i wymalowani plemiennymi tatuażami. Zresztą trochę tej dzikiej natury objawiło się w tłumie przy stoliku z płytami, gdzie Drone okazał się walecznym wojownikiem i wygarnął dwa jedyne dostępne albumy koncertowe :D
Osobiście brakowało mi big bandu, który wziął udział w nagrywaniu płyty, ograniczenia samotnego występu były widoczne i pozbawiły występ wspaniałej kompilacyjności, która tak mocno broni się na cd. Z drugiej strony solowy występ niewątpliwie był zdecydowanie bardziej intymny i w zestawieniu z historią opowiedzianą bardzo osobisty.
Dobrze wiedzieć, że kolejne części Coin Coin będą i są nagrywane, choć może wizja tak dużego projektu jest trochę przytłaczająca to jestem dobrej myśli, że Roberts wyjdzie z tego obronną ręką.
+ WYWIAD: http://www.polskieradio.pl/8/689/Artyku ... ksfonistka
-
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2224
- Rejestracja: 11-04-2006, 09:36
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
Constellation to wytwórnia, której katalog przynajmniej częściowo WYPADA znać. :)Shamrock pisze:podepne sie pod ten temat, bo nurtuje mnie jedna rzecz, czy ktos jest mi stanie wytlumaczyc tą roznicę w ilosci ocen miedzy ostatnia a poprzednia plyta?
http://rateyourmusic.com/artist/colin_stetson
bo ja nie ogarniam lol
A New History Warfare Vol. 2: Judges to zajebista płyta, dotarło to do mnie nie od razu, ale coraz częściej do niej wracam. Może przydałby się nawet osobny wątek. Sporo się tam dzieje, a środki minimalne (nie licząc smoków, w które dmucha Colin ;))

-
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2224
- Rejestracja: 11-04-2006, 09:36
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
Zelektryzowałem i zelektryfikowałem się.
Przegrana jest na wyciągnięcie ręki.
- Harlequin
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 8974
- Rejestracja: 12-03-2010, 13:38
- Lokalizacja: Koko City
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
No ja włanie nie. posłucham z ciekawosci, ale nie jestem piewcą ochów i achów poprzedniej płyty.
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
A czemu kolegi nie zachwyca, skoro powinna zachwycać?
Przegrana jest na wyciągnięcie ręki.
- Harlequin
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 8974
- Rejestracja: 12-03-2010, 13:38
- Lokalizacja: Koko City
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
Wydaje mi sie przesadnie natchniona i jakas z deka przegadana.
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
Nie chciałbym tylko, aby nowa płyta stoczyła się w jakieś czystomurzyńskie garkotłuctwo.
Przegrana jest na wyciągnięcie ręki.
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
Gorzej niż pranie majtek nad Missisipi, być nie może, więc głowa do góry, Kain und Abel , wyrówna troski...Drone pisze:Nie chciałbym tylko, aby nowa płyta stoczyła się w jakieś czystomurzyńskie garkotłuctwo.
-
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2224
- Rejestracja: 11-04-2006, 09:36
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur

Powrót do studia z pierwszej części, już można się częstować ;)
- Drone
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9917
- Rejestracja: 11-06-2012, 15:28
Re: MATANA ROBERTS - Coin Coin Chapter One: Gens de couleur
Już? Co tak szybko?
Przegrana jest na wyciągnięcie ręki.