Zespół legenda, to nie ulega wątpliwości, aczkolwiek skumanie ich zajebistości zajęło mi bardzo dużo czasu, być może więcej niż jakiejkolwiek innej kapeli. Das Model usłyszałem pierwszy raz jak miałem sześć lat i szczerze znienawidziłem na kolejnych kilkanaście lat (właśnie leci, a ja mam ciary na plecach, nieistotne). Potem były jakieś przymiarki w liceum, gdy łykałem wszystko jak młody pelikan i nie wszystko ogarniałem. Podchodziłem do Autobahn, ale nie wchodziło, brzmiało to wszystko jak muzyka z Pegasusa, albo z "Przybyszów z Matplanety"... Ale w końcu nastąpił przełom, gdy, będąc już po rekoleckjach z COIL, TANGERINE DREAM, KLAUSA SCHULZE i innych tego typu, siadłem zbetoniony jak stodoła i nie wiedziałem, czego posłuchac. To nudne, to nieciekawe, to znam na pamięc, na to nie mam ochoty... o, Ekspres Transeuropejski. No tak, Kraftwerk. A tam, niech stracę.
europe
endless
europe
endless endless
...okkkkkkkurwa
No dobrze, starczy wspomnień. Czy ktoś ma coś do powiedenia na temat Elektrowni? Który okres najciekawszy - krautowe początki, czy późniejsza synthpopowa dyskoteka? Który album najlepszy? Czy to bogi, czy jeno stare dziadki nie mające nic do zaoferowania poza tym, że prawdopodobnie zapoczątkowali więcej muzyki niż ktokolwiek inny, może poza jednymi THE BEATLES? Czy śpiewacie Das Model przy goleniu? Jaki kto ma rower i czy lubicie kolarstwo szosowe? Nosicie czerwone koszule z czarnymi krawatami - śledziami?
Prywatnie jeszcze się zwierzę, że urzeka mnie w muzyce tych kolesi taka naiwna optymistyczna fascynacja maszyną w kategoriach myślenia pięciolatków, coś w stylu "jaaaaa ŚRUBOKRĘT!", bez roztrząsania, czy ten śrubokręt jest dobry, czy zły, to nieważne, chodzi o to, że dla pięciolatka jest on zajebisty sam z siebie, bo można nim wkręcać śruby. Jak słucham TEE, czy The Man Machine to właśnie mam wrażenie jakbym wrócił do przedszkola i odkrył małego majsterkowicza - w tych afirmatywnych hymnach na cześć kolei, kolarstwa szosowego, czy jazdy samochodem jest jakaś taka dziecięca radocha i jakieś takie ciepło, przebijające się przez syntezatory. Dla mnie to ewenement, bo muzyka elektroniczna wywołuje u mnie zazwyczaj raczej "ciemne" skojarzenia, jest zimna, wyrachowana, odczłowieczona - a w klasycznych albumach KRAFTWERK własnie nie czuję tego ani trochę, wszystko jest takie ciepłe, miękkie i pozytywnie nastrajające, prawie jak cycki, nawet w tych teoretycznie bardziej ponurych momentach
O ORGANISATION trzeba będzie wspomnieć przy innej okazji, może ktoś do encyklopedii wrzuci. Jak nie, to sam to zrobię, ale wtedy będzie pewnie powierzchownie, bo specem od krautów brońcie bogi nie jestem.
Dobra, starczy. Na deser ankieta! i start, zobaczymy czy temat wyjdzie poza jedną stronę.
