INCUBUS (nie ten, tylko ten drugi, z Kalafiorni)
: 16-06-2024, 20:17
Nie widzę tematu, więc voila!
Zaczęli z przytupem, bo debiut FUNGUS AMONGOUS z 1996 to kawałek dobrego funk rocka, gdzie przecinają się klimaty RHCP, Mr. Bungle, a nawet Primusa. Dodam, że jak nagrywali ten materiał, to wiek członków zespołu oscylował między 15-17 lat. Kompetencje mieli (gitarowe sola!), wystarczy posłuchać tego:
Wraz z wydaniem energetycznego S.C.I.E.N.C.E (1997) poszybowali na fali nu metalu, grając trasy u boku Korn czy Lump z Beskid, ale prawdziwy przełom, przyszedł wraz z MAKE YOURSELF (1999), z hitami pokroju Drive czy Pardon Me. To już była pierwsza liga, z kilkoma milionami egzemplarzy sprzedanymi na całym świecie. A potem było już tylko lepiej - kolejne płyty, kolejne single katowane przez wszelkiej maści stacje radiowe. Muzyka ewoluowała z czegoś podobnego new tone z drugiej połowy lat 90 (ale znacznie różniącego się od luminarzy gatunku typu Korn czy tym podobnych), do kunsztownie zaaranżowanego rocka, niekiedy dość niekonwencjonalnego jak ten oto twór:
Ostatni koncert jaki dali w Krakowie to było coś pięknego - czekam na powtórkę, bo bawiłem się przednio.
Lubię aksamitny wokal Brandona, gitarową robotę Enzingera, gramofonowe odjazdy i zajebistą sekcję rytmiczną - jest w tej muzyce jakaś fajna wibracja i koloryt. Warto się czasami odchamić i polecieć na muzyczne wakacje, bo latem ta muzyka smakuje najlepiej:
Zaczęli z przytupem, bo debiut FUNGUS AMONGOUS z 1996 to kawałek dobrego funk rocka, gdzie przecinają się klimaty RHCP, Mr. Bungle, a nawet Primusa. Dodam, że jak nagrywali ten materiał, to wiek członków zespołu oscylował między 15-17 lat. Kompetencje mieli (gitarowe sola!), wystarczy posłuchać tego:
Wraz z wydaniem energetycznego S.C.I.E.N.C.E (1997) poszybowali na fali nu metalu, grając trasy u boku Korn czy Lump z Beskid, ale prawdziwy przełom, przyszedł wraz z MAKE YOURSELF (1999), z hitami pokroju Drive czy Pardon Me. To już była pierwsza liga, z kilkoma milionami egzemplarzy sprzedanymi na całym świecie. A potem było już tylko lepiej - kolejne płyty, kolejne single katowane przez wszelkiej maści stacje radiowe. Muzyka ewoluowała z czegoś podobnego new tone z drugiej połowy lat 90 (ale znacznie różniącego się od luminarzy gatunku typu Korn czy tym podobnych), do kunsztownie zaaranżowanego rocka, niekiedy dość niekonwencjonalnego jak ten oto twór:
Ostatni koncert jaki dali w Krakowie to było coś pięknego - czekam na powtórkę, bo bawiłem się przednio.
Lubię aksamitny wokal Brandona, gitarową robotę Enzingera, gramofonowe odjazdy i zajebistą sekcję rytmiczną - jest w tej muzyce jakaś fajna wibracja i koloryt. Warto się czasami odchamić i polecieć na muzyczne wakacje, bo latem ta muzyka smakuje najlepiej: