no i to jest znakomita wiadomość....Now, 30 years since first bonding in blood, the original line-up of Jaz Coleman (vocals), Geordie (guitar), Youth (bass) and Paul Ferguson(drums) are set to start work on their 13th studio album – the first fruits of a new worldwide deal with the Spinefarm Records label.
Set for release in April 2010, this latest set of recordings (title to be confirmed) will see the aforementioned musicians sharing studio space for the first time in 27 years...
Jakoś tak się złożyło, że nigdy na Masterfulu tematu o nich nie było. Owszem, pojawiały się wzmianki w przewodniku po industrialu, bądź w playliście, ale myśle, że warto przybliżyć dokonania Colemana i spółki w osobnym temacie. Dla niekumatych, a chcących wiedzieć z czym to się je, cytat Colemana:
"define the exquisite beauty of the atomic age in terms of style, sound and form"
No i myślę, że to jest doskonałe odzwierciedlenie wizji ich muzyki. Coleman także od zawsze powtarzał, że nudzi kiczowata otoczka zwykłego rock'n rolla i starał się uciec od tego jak najdalej.
Efekty są widoczne właściwie już od pierwszej płyty - Killing Joke. Prymitywne, brudne brzmienie, młodociana energia, zagłada wszechświata, alienacja, afirmacja. Proste jak drut, ale wwiercające się w czazkę dźwięki, transowość całości no i oczywiście unosząca się nad wszystkim industrialna atmosfera.
Oczywiście to nie wszystko. Po wydaniu albumu i zagraniu kilku koncertów pojawiły się oskarżenia o propagowanie faszyzmu, głównie przez plakat promujący, który przedstawiał papieża błogosławiącego hitlerowskich żołnierzy (zdjęcie później pojawiło się jako okładka "Laugh? I Nearly Bought One"). Oczywiście zarzuty bezpodstawne, bowiem Coleman to wielbiciel czarnego humoru a jego ironię da się zauważyć na jego płytach.
Następny album "What's This For . . . !" wydaje się być dojrzalszym, ale subiektywnie stawiam go jednak nieco niżej od debiutu (choć i tak jest doskonały). Kompozycje wydają się być bardziej zróżnicowane, zdecydowanie więcej się tutaj dzieje, no i produkcja jest jednak nieco lepsza. Niemniej jednak brak mi tej surowizny z debiutu.
Trzeci album - "Revelations" - to dla mnie swego rodzaju pomost pomiędzy jedynką i dwójką. Lekko zbasowane brzmienie, poczucie zbliżającej się apokalipsy, transowa rytmika (Have A Nice Day"). Piękna płyta.
Nie będę omawiał każdego przystanku, bo myślę że inni też będą mieli trochę do powiedzenia. Powiem tylko, że do "Fire Dances" musiałem się sporo przekonywać.
Jeśli chodzi o własne preferencje to z debiutem na równi stawiam Pandemonium i ostatni - Hosannas from the Basements of Hell, za powrót do brzmień i klimatu znanego z początków działalności. W sumie brzmienie nie powinno dziwić, bo wykorzystano tutaj magnetofon i urządzenia z końca lat 70tych, aby wszystko nabrało odpowiedniego "archaicznego" charakteru.
Reszta w Waszych rękach.